Strony

poniedziałek, 24 grudnia 2012

Wesołych!!!

W ten wyjątkowy dzień, życzę wam Wszystkiego Najlepszego!! Spełnienia marzeń tych najskrytszych i tych normalnych, tych dużych jak i małych! Miłości, dużo zdrowia i wytrwałości do mnie :DD Świąt spędzonych w gronie najbliższych i pysznego jedzonka <3  ;****   No i oczywiście DUUUŻO PREZENTÓW!! 

Wasza Soph <3 

niedziela, 16 grudnia 2012

Zahipnotyzowana cz. 26


Rozdział XXVI

Gwiazdy piknie lśniły na bezchmurnym niebie. Można było dostrzec przeróżne konstelacje gwiezdne. Można by powiedzieć, że przez świecące gwiazdy i księżyc wydawało by się, że jest jasno. Odbijały się od spokojnego morza. W uszach brzmi dźwięk napływających fal. Zapatrzyłam się na ten widok.
- Zaraz się zbieramy – odezwała się Jane będąca w ramionach Liama. Ślicznie razem wyglądali. Pasowali idealnie. Ona siedziała pomiędzy jego nogami opierając się o jego tors, razem oglądając gwiazdozbiory. Tak szczerze, to czasami jej nawet zazdroszczę, że jest taka szczęśliwa. Ma swojego „księcia”. Jak to śmiesznie brzmi. Tworzą idealną parę. Mimo że czasami ich mizianie się i czułości mogą doprowadzić do szału, można im zazdrościć szczęścia. Jane wypiękniała, cały czas się uśmiecha. Nawet jeśli czasami myślami jest gdzieś indziej (mam na myśli Liama) i mnie nie słucha, to nadal ją kocham.
- Jakie plany na najbliższe dni – zapytałam przerywając przyjemną ciszę. Opierałam się o ramię Scotta, siedząc obok niego na leżaku. Liam z Jane siedzieli na leżaku obok, a Brandon i Tom  naprzeciwko nas.
- Jutro po południu jedziemy zwiedzać miasto, ranek i wieczór mamy wolny – uśmiechnął się do mnie Tom.
- No to akurat ranek spędzimy na spaniu – przeciągnęłam się odwzajemniając uśmiech.
- Dla twojej wiadomości rano masz trening – moją przyjemną wizję spania przerwał Brandon. Jęknęłam.
- Jane, proszę pomórz – zwróciłam się do przyjaciółki. Ta zachichotała i wzruszyła ramionami w geście bezradności. Zmierzyłam ją wzrokiem, nawet ona jest przeciwko mnie.
- Zdrajczyni – zwróciłam wzrok na Toma. Uśmiechnęłam się słodko.
- Na mnie nie licz. Mnie rano nie wyciągniesz z łóżka – wyobraziłam sobie budzenie go i aż się zaśmiałam. Westchnęłam.
- No niech mi ktoś pomorze !!! – załamałam ręce.
- Sory, to twój trening – zarechotał Scott, za co dostał ode mnie w ramię.
- No wiesz ty co? – pokazałam swoje oburzenie, ale zaraz się zaśmiałam widząc uśmiechniętych przyjaciół. – No ale tak na poważnie. Brandon – zwróciłam się do niego. – Odpuść mi, chociaż jutro – spojrzałam na niego błagalnym wzrokiem.
- Nie przekonujesz mnie – udał myślącego gładząc swój podbródek.
- No proszę, proszę!! Proszę!! – zrobiłam słodkie oczka.
- Mam warunek – jest! Dał się przekonać.
- No dawaj – uśmiechnęłam się szeroko.
- Nie odpuszczę ci jutrzejszego treningu – mój uśmiech trochę zmalał. – Nie będziesz ćwiczyć rano, ale wieczorem i to ze mną – uśmiechnął się triumfalnie. Widać, że był dumny ze swojego pomysłu.
Hmm… Muszę się dokładnie zastanowić. Z nim nie będzie łatwo. Pewnie na złość zrobi straszny trening.
- Mam się bać? – zapytałam przygryzając.
- Uuuu – reszta towarzystwa się zaśmiała. – No to współczuje ci Soph – powiedział Liam. Zmroziłam go wzrokiem, na co się zaśmiał.
- Jak chcesz, to możesz się bać – wyszczerzył się Bran.
- Ymmm – zamknęłam oczy. – Zgadzam się – wydusiłam z siebie.
- No to masz przesrane – oznajmił mi Liam.
- Taa, dzięki za wsparcie – odparłam sarkastycznie.
- Służę na przyszłość – wyszczerzył się do mnie.
- Jutro ci powiem, o której zaczynamy trening – zaśmiał się Brandon.
- No ok – wymusiłam uśmiech.
- A teraz ludzie – głos zabrał Tom. – Zbieramy się! Czas zacząć zabawę! – wyszczerzył się. Scott wstał i pomógł to zrobić także mnie. Po chwili już wszyscy byliśmy w drodze do klubu. Na szczęście mieliśmy niedaleko. Na samym przodzie szedł Brandon wraz ze Scottem, za nim ja z Tomem, a za nami nasze gołąbeczki.
- Jakieś plany na najbliższe dni – zapytał Tom.
- Chyba takie same, jak twoje – zaśmiałam się. – No wiesz, dużo słońca, zwiedzanie, pływanie, imprezowanie i odpoczywanie – wyszczerzyłam się.
- Widzę, że nasze plany są podobne – poruszył zabawnie brwiami.
- No kto by się spodziewał – wybuchliśmy śmiechem.
Chłopcy z przodu odwrócili się i przyglądnęli się nam.
- Z główką wszystko dobrze?– zapytał Brandon przenikając mnie i Toma badawczym, lecz dziwnym wzrokiem.
- W jak najlepszym – uśmiechnęłam się powstrzymując kolejną dawkę śmiechu. Jeszcze raz spojrzeli na nas i odwrócili się.
Zaśmialiśmy się.
- Jejku, ja jeszcze się niczego nie napiłam, ani nic, a bawię się genialnie! – zachichotałam. Miałam jakąś głupawkę.
- No to jest nas dwoje – Tom objął mnie ramieniem i szliśmy dalej śmiejąc się. Co jakiś czas widziałam ukradkowe spojrzenia rzucane na nas ze strony Brandona. Nie wiedziałam o co mu chodzi więc się nie przejmowałam. Po kolejnych 5 minutach byliśmy już na miejscu. Muzykę można było usłyszeć już z daleka. Przed klubem było mnóstwo ludzi.
- Wow, to musi być naprawdę znany klub – wyszczerzyła się Jane.
- No to czas na zabawę – wykrzyczałam równocześnie z Liamem. Zaśmialiśmy się i ruszyliśmy w stronę wejścia. Po kilku minutach stania w kolejce weszliśmy do budynku. Mimo ogromnej ilości ludzi wcale nie było tłoku. Może dlatego, że klub mieścił się w ogromnym dwupiętrowym budynku. My zostaliśmy na dolnym.
- No to teraz trzeba rozkręcić tę zabawę – odezwał się Scott i wyciągnął w moją stronę rękę.
- Czy będę miał zaszczyt wraz z tobą rozkręcić tą nudę – zapytał z wielkim uśmiechem.
- Ależ oczywiście! – wyszczerzyłam się i ruszyliśmy rozruszać towarzystwo. Zaczęliśmy szaleć. Scott był genialnym tancerzem. Chyba nie wspomniałam, że ćwiczy różne style. Ja też do niedawna chodziłam więc świetnie się zgrywaliśmy. Obok nas pojawili się Liam z Jane. Po chwili parkiet zrobił się pełny. Zobaczyłam Brandona tańczącego z jakąś dziewczyną. Nie powiem, może i była ładna, ale jej sukienka ledwo co zasłaniała. Nie rozumiem takich dziewczyn. Ja bym lepiej wyglądała na jej miejscu. Niee… ja tego nie powiedziałam. Odwołuje. Chciałabym być na jej miejscu. Uspokój się Sophie!! Piosenka się skończyła.
- Idziemy się napić – zapytałam Scotta, kończąc taniec.
- Jasne, chodź – podeszliśmy do baru. Zamówiłam sobie jakiegoś kolorowego drinka. Rozglądnęłam się po Sali. Nigdzie nie widziałam Toma. Za to pozostała trójka bawiła się świetnie. Wokół tańczącego Brandona zgromadziła się garstka dziewczyn. Jedne były ładniejsze drugie nie. Za to z tego co zauważyłam, Liam wcale nie miał mniejszego brania. Dziewczyny z zazdrością spoglądały na Jane. A ona nie zwracała na nie uwagi. Z resztą chłopak też nic sobie nie robił z tego, że jakieś inne dziewczyny na niego patrzą.
Popatrzyłam na Scotta. Obserwował dokładnie klub. Nagle jakaś naprawdę ładna dziewczyna podeszła do niego.
- Hej, masz może ochotę zatańczyć? – powiedziała po angielsku.
- Oczywiście, zapraszam – złapał ja za rękę i ruszyli na środek parkietu. W między czasie Scott puścił do mnie oczko, a ja podniosłam kciuki w górę i się wyszczerzyłam.
- Co tak siedzisz? – usłyszałam obok siebie. Stał tam Tom.
- Jakaś laska zabrała mi towarzysza – wskazałam na tańczącego blondyna.
- To może ty masz ochotę towarzyszyć mi w tańcu? – zapytał uroczo się uśmiechając.
- Z wielką przyjemnością, tylko dokończę – wskazałam na mojego drinka.
- Ok
- A ty gdzie byłeś, jak cię nie było – zagadnęłam go.
- A wiesz, tu i tam.
- Przyznaj się, że masz niezłe branie – szturchnęłam go w ramię.
- Nie zaprzeczę z grzeczności.
- Jaki ty jesteś skromny.
- A dziękuję, dziękuję.
- Zauważyłam, że nasi mają coś, co tutejsze dziewczyny nieźle przyciąga – uśmiechnęłam się i dokończyłam mój napój. – Gotowa.
- No to chodź – złapał mnie w pasie. Właśnie włączyli wolną piosenkę.
- Chodź – przyciągnął mnie blisko do siebie. Uśmiechnęłam się do niego.
- Ale trafiliśmy – zaśmiałam się.
- Nie podoba się? – uniósł brwi.
- Nie. Jest dobrze – moją głowę położyłam na jego ramieniu. On objął mnie. Zaczęliśmy tańczyć. Świetnie się z nim czułam. Był miły, zabawny, przystojny. Był świetnym chłopakiem, ale. No właśnie: ale. Czegoś mu brakowało.
- Nad czym tak myślisz – zapytał.
- A o niczym specjalnym.
Piosenka się właśnie skończyła, a zaczęła szybsza. Świetnie się bawiłam.
- Padam – oznajmiłam i ruszyłam do stolika, przy którym zobaczyłam przyjaciół. Zauważyłam, że Toma złapała jakaś dziewczyna. Zaśmiałam się pod nosem i usiadłam na sofie.
- Świetna zabawa – uśmiechnął się Scott.
- Ooo tak, zdecydowanie udane uczczenie naszego przyjazdu.
Siedziałam obok Brandona. Dalej Scott, Jane i Liam.
- Idziemy tańczyć – oznajmił Liam i razem z rudzikiem poszli na parkiet.
- Z tobą jeszcze nie tańczyłem – powiedział Brandon.
- No właśnie Soph, idź zatańczyć z Brandonem – wywróciłam oczami.
- Ok, zgadzam się – podałam mu rękę. Widziałam zazdrosne spojrzenia innych dziewczyn.
- No to teraz czas na twój najlepszy taniec w życiu – spojrzałam na niego z politowaniem. Akurat szła szybka piosenka. Jezuu, jak on dobrze tańczy!! Aż wstyd się przyznać, ale miał rację.
- Dobra, przyznaję ci rację – powiedziałam po skończonym tańcu.
- Ha! Wiedziałem!- wyszczerzył się.
- Gdzie ty się tak nauczyłeś tańczyć – zapytałam lekko zdziwiona, bo tak szczerze, jeszcze nigdy nie tańczyłam z kimś takim.
- No wiesz, jak się nie ma co robić w życiu, które w moim przypadku będzie bardzo długie, to trzeba się czymś zajmować – uśmiechnęłam się do niego. Powiem szczerze, czułam się z nim wspaniale. Mimo że czasami był wkurzający, to polubiłam go. Wróciliśmy do stolika. Akurat wszyscy siedzieli.
- Idealnie się dobraliście – zachichotała Jane.
- Hmm?? – nie wiedziałam o co jej chodzi.
- No w sensie, że jeszcze nie widziałam, żeby ktoś tak dobrze tańczył. Tworzycie idealną parę – posłała mi uśmiech.
Zrobiłam minę w stylu AYFKM (od aut. Nie chcę mi się tego całego pisać ;p).
- Taaa jasnee – odpowiedziałam.
- Ale..
- Nie – przerwałam jej. – Która godzina? – zapytałam zmieniając temat.
- Przed 3 – oznajmił Liam.
- Serio? Ale ten czas szybko leci. Zbieramy się. Jutro będzie męczący dzień – zapytałam ich.
- Zgadzam się – odpowiedziała Jane.
- Dobra, chodźcie – powiedział Scott. Wyszliśmy z klubu. Postanowiliśmy przejść trasę przez plażę. Na niebie lśniło miliony gwiazd. Razem z Jane szłyśmy na przodzie i cały czas się śmiałyśmy.
- W końcu mam dla siebie – powiedziałam obejmując ją ramieniem.
Zaśmiała się.
- I ty mi nie wyjeżdżaj z takimi tekstami jak w klubie – odparłam po chwili i spojrzałam na nią.
- No co? – zrobiła niewinną minę. – Nie mogłam się powstrzymać.
- To zacznij się powstrzymywać – zaśmiałam się.
- No, ale wy tak do siebie pasujecie!- westchnęła. – Nie rozumiem was.
- Jane, proszę się!
- Dobra, dobra. Już kończę temat – uśmiechnęłam się do niej.
- Cieszę się, że cię mam – powiedział po chwili mój rudzielec. Popatrzyłam na nią pytająco.
- Jesteś idealną przyjaciółką. Pomogłaś mi z Liamem, wytrzymywałaś te moje wzdychania do niego. Kocham cię – przytuliła mnie.
- Ja ciebie też – odwzajemniłam uścisk. – Ale ty też jesteś idealną przyjaciółką. Chodź do chłopaków, bo się na nas dziwnie patrzą. 

***
Przepraszam za długą przerwę, ale ja też mam swoje prywatne życie i szkołę. Nie dam rady regularnie dodawać nowych rozdziałów. Dodaję jedynie wtedy, kiedy mam czas i wenę. Mam nadzieję, że nie macie mi tego za złe :D Pozdrawiam i dziękuję za komentarze ;***

sobota, 1 grudnia 2012

Zahipnotyzowana cz. 25


Rozdział XXV

W samolocie Brandon mnie już nie męczył. Cały czas razem z Jane i Scottem śmialiśmy się. Co jakiś czas Tom do nas dołączał. Nie powiem, fajny gość. Przyjemnie się z nim rozmawiało i był strasznie śmieszny.
- Nareszcie na ziemii – powiedziałam wychodząc z samolotu.
- Sooopphh!! Jesteśmy w Hiszpanii!! – krzyknęła Jane.
- Naprawdę, nie domyśliłam się – odgryzłam się i zaśmiałam. Szybko uporaliśmy się ze znalezieniem naszych walizek i ruszyliśmy do autobusów znajdujących się przed lotniskiem. Dojechaliśmy pod wielki hotel. Każdy myślał, że będziemy mieli pokoje w hotelu, ale mieliśmy mieszkać w małych domkach w łazienką i sypialniami. W jednym budynku znajdowało się od 4 – 6 mieszkań. Restauracja, w której mieliśmy jeść znajdowało się tuż obok naszego domku. Już myślałam, że będziemy mieli strasznie daleko do plaży, ale kiedy razem z Jane weszłyśmy do naszego „domku” i odsłoniłyśmy zasłony od balkony, dech zaparł nam w piersi. Przed naszymi oczami była ogromna plaża z ciemnym i pięknym morzem. Było ono granatowe i czyste jak łza. Już się nie mogłam doczekać, aż położę się na tym piasku, albo wejdę do wody.
- Jeeejku, jak tu pięknie – tak naprawdę, żeby znaleźć się na plaży wystarczyło wyskoczyć przez balkon.
- Oj pięknie – westchnęła Jane. W naszym mieszkaniu były trzy łóżka. Łazienka nie była może ogromna, ale wystarczająca. Otworzyłyśmy drzwi od balkony i wyszłyśmy przyjrzeć się temu cudownemu widokowi. Usiadłyśmy na krzesłach.
- No, no. Widzę, że nawet tutaj coś cię do mnie przyciąga Sophie – przeniosłam swój wzrok z morza na prawą stronę.
- Brandon – westchnęłam. – Nawet tutaj się nie możesz odczepić? – popatrzyłam na niego błagalnie.
- Jest Liaamm? – usłyszałam ucieszoną Jane. No tak, przecież skoro Brandon miał obok nas pokój, a Liam był z nim to mój rudzik jest meeega szczęśliwy. W przeciwieństwie do mnie… Wiecie chyba o co mi chodzi?
Brandon nie zdążył odpowiedzieć, a Jane już nie było. Po chwili usłyszałam jej głos w pokoju chłopaków.
- Oj no nie mów, że się nie stęskniłaś?
- Nawet nie wiesz jak bardzo… – przerwałam. – Nie tęskniłam.
Usłyszałam z lewej strony głosy dochodzące z kolejnych drzwi balkonowych. Po chwili wyszedł z nich Scott.
- Oo Soph – uśmiechnął się. – Ale fajnie, że jesteśmy obok – po chwili wyszedł też Tom. Jak mnie zobaczył od razu się uśmiechnął szerzej.
- Cześć Tom – odwzajemniłam uśmiech, który mnie posłał.
- A gdzie nasz rudzik? – zapytał Scott.
- Świergocze ze swoim „księciem” – ostatnie słowo podkreśliłam cudzysłowem stworzonym palcami.
- Hej Brandon – Scott i Tom zobaczyli go.
- No siemka – spojrzał na mnie i Toma, i wrócił do swojego pokoju.
Co go ugryzło? Nie wiem. Nawet i lepiej.
- Co dziś robimy? – zapytałam rozkładając się na krześle.
- Jak to co? – popatrzyli na mnie jak na głupka. – Na plażę może pójdziemy? – walnęłam się w czoło.
- Genialne. Że na to nie wpadłam – zaśmiałam się.
- Żadna nowość – odgryzł się Scott.
- Dziękuję – uśmiechnęłam się chamsko. Mierzyłam się ze Scottem wzrokiem, a kątem oka (tak, tak wiem, z medycznego punktu nie ma kąta oka. Załóżmy, że jest) zobaczyłam, że Tom patrzy się na nas i chyba podejrzewa, że zaraz coś złego się wydarzy. W tym momencie wybuchliśmy śmiechem. Zdziwiony blondyn popatrzył na nas jak na głupków.
- Przyzwyczaj się – odparł Scott.
- Idę po Jane. Musimy się przebrać i pójdziemy na plaży. Do zobaczenia na miejscu! – i ruszyłam w stronę jednych z moich sąsiadów, gdzie znajdowała się Jane. Zapukałam. Otworzył mi Brandon. Już otwierał buzię.
- Nie! – uciszyłam go. – Nie stęskniłam się, jestem po Jane, bo idziemy zaraz na plażę – przepchnęłam się miedzy nim i drzwiami i weszłam do sypialni. Zobaczyłam, że rudzik całuje się z Liamem. Zaraz rzygnę tęczą. Nie mogli sobie znaleźć ustronniejszego miejsca?
- No dobra już koniec tego miziania się. Zabieram ją i idziemy na plażę – wyrwałam przyjaciółkę z uścisku i ruszyłyśmy do naszego pokoju.
- No jak mogłaś – zapytała Jane.
- Całuj się z nim ile chcesz. Ale nie róbcie tego przy mnie, chyba, że chcecie zobaczyć to, co jadłam. Chodź się przebrać. Idziemy na plaże! – zaśmiałyśmy się i każda z nas szybko przebrała się w strój kąpielowy (mój i Jane). Na to luźne sukienki.
- Idziemy na plażę! Na plażę – zaczęłyśmy śpiewać. Rozłożyłyśmy ręczniki na piasku i ściągnęłyśmy zbędną część garderoby.
- Kocham morze i piasek – westchnęła Jane.
- Yhmm – przytaknęłam. Leżałyśmy i opalałyśmy się. Po chwili poczułam nad sobą czyjąś osobę. Już miałam się wydrzeć na Brandona, żeby mi nie zasłaniał słońca, ale nade mną stał Tom.
- Możemy? – zapytał wskazując na miejsca obok.
- Jasne! Nie torba było się pytać – obok stał Scott. Rozłożyli się obok nas.
- Idziemy do wody – zaśmiali się chłopcy.
- Niee, my się opalamy – powiedziałyśmy równocześnie.
- No co wy. I co będziecie tak cały czas tutaj leżeć? – odezwał się Tom.
- Jane – westchnęłam. Ona mnie chyba zrozumiała. Wstałyśmy i ruszyłyśmy z chłopakami do wody. Wiedziałyśmy, że jak same nie ruszymy to teraz oni nas wrzucą. Wolę się powoli oswajać z temperaturą wody. Powoli zanurzaliśmy się. Zaczęłam się chlapać z Tomem. Spoko chłopak. A jakie miał mięśnie. Hahaha. Moja głupota mnie poraża. Ale przystojny jest…. DO naszej zabawy dołączyła się pozostała dwójka. Po tym z Jane wyszłyśmy zostawiając chłopaków jeszcze w wodzie. Opadłyśmy na ręczniki. Zobaczyłam w oddali zbliżających się Liama i Brandona. Moja przyjaciółka się na widok swojego chłopaka. Patrzyła się na niego jak na jakiegoś boga. Szli oni bez koszulek. Teraz mogłam dostrzec, że mięśnie Brandona były wyraźniejsze niż Toma. Jak zwykle musiałam gapić się jak głupia. Gdy napotkałam spojrzenie Brandona od razu odwróciłam wzrok i spojrzałam na morze i chłopaków bawiących się jak dzieci.
- Li! – rudzielec rzucił się chłopakowi na szyję. Mogliby sobie odpuścić.
Ze względu na to, że obok mnie było zajęte miejsce nie musiałam siedzieć obok Brandona. Spojrzałam w górę. Boże, dziękuję.
- Nie musisz odwracać wzroku – dogryzł mi Brandon.
- Odwal się – miałam trochę dość jego docinek.
- Nasz kociaczek się zdenerwował? – kontynuował. Zauważyłam, że Scott i Tom wracają na ręczniki.
- Siema! – przywitali się z nowo przybyłymi. Obok mnie leżał Scott. Leżałam na plecach. Poczułam skapujące krople wody na moim brzuchu. Uchyliłam jedno oko.
- Scott – zwróciłam się do przyjaciele.
- Hmm??
- Nudzi cię się, prawda?
- No troszkę – dalej „wylewał” na mnie wodę.
- Nie uleżysz na miejscu? – on tylko się uśmiechnął.
- Zagrajmy w siatkę – poprosił robiąc słodkie oczka. Popatrzyłam na niego. Nie umiałam odmówić. Uwierzcie mi, nikt by nie odmówił.
- Nooo – odpowiedziałam zrezygnowana. – Ludzie gramy w siatkę! – zwróciłam się do reszty przyjaciół. Wszyscy zerwali się z miejsca. Zaczęliśmy wybierać skład. Wybierał Scott i Tom.
- Soph – wybrał mnie Scott.
- Liam – odezwał się Tom.
- Brandon.
- Jane.
Skład był wybrany. Zaczęliśmy grę. Po 5 minutach odezwał się Tom.
- Ej no, bez jaj. Rozumiem, że jesteście parą, no ale moglibyście się skupić na grze – odparł z wyrzutem. Zamieniłam się z Jane.
- Hahahha – zaczęłam się śmiać zdobywając kolejny punkt.
- Nie ciesz się tak – powiedziała oburzona Jane. Zrobił poważną minę.
Graliśmy i graliśmy, ale nikt nie mógł wygrać. Wyniki cały czas był wyrównane. Po dłuższym czasie padliśmy zmęczeni na ręczniki. Na takim upale nie da się tak długo grać. Nawet po Brandowie można było zobaczyć zmęczenie, co było niespotykaną rzeczą.
- Idę do wody – oznajmiłam i ruszyłam w stronę wody. Musiałam się trochę ochłodzić. Zamoczyłam stopy w wodzie.
- Mogę się dołączyć – usłyszałam za sobą.
- Jasne, chodź – odpowiedziałam widząc Toma.
- Co tam słychać – zapytał po chwili ciszy.
- A wiesz. Właśnie grałam w siatkę i się trochę zmęczyłam. Miałam fajną drużynę. Grałam z dwoma przystojniakami – zachichotałam.
- No to musieli mieć wielkie szczęście, grając z tobą – uśmiechnął się uwodzicielsko.
- Ja mam nadzieję się cieszyli – przygryzłam dolną wargę. Zaczęłam się coraz bardziej zanurzać w wodzie. Byłam w wodzie po pas. Musiałam powoli wchodzić, bo byłam bardzo nagrzana. W końcu zanurzyłam się w wodzie. Na początku było mi zimno, ale po chwili przyzwyczaiłam się. Zauważyłam, że Tom jeszcze się nie zanurzył i patrzy za siebie. Korzystając z jego nieuwagi ochlapałam go.
- EJ no! – krzyknął, a ja w tym czasie śmiałam się jak głupia. – Tak się nie będziemy bawić – dodał.
- Ale mi się podoba – zarechotałam. I zaczęłam się oddalać, bo on się przybliżał. Zanurzył się w wodzie.
- Chcesz wojny? To będziesz ją miała – zaśmiał się i zaczął mnie ochlapywać wodą.
- Nie, nie, nie!! – zaczęłam uciekać. Uwierzcie mi, ale w wodzie nie jest to łatwe.
- Magiczne słowa – zaśmiał się ochlapując i goniąc mnie.
- Jejku no!! Przepraszam! I proszę zostaw!!! – śmiałam się. Udało się. Przestał.
- Dzięki Bogu – podniosłam ręce do nieba.
- Cieszę się, że zrozumiałaś swój błąd.
- Dziękuję, że mi przebaczyłeś o panie! – ukłoniłam się. – A teraz pozwolisz, że wrócę na ręcznik.
- Proszę bardzo – zaczęłam wychodzić, jak byłam już na samym brzegu jeszcze raz ochlapałam chłopaka.
- Nie daruję – powiedział śmiejąc się. „Czując zagrożenie” zaczęłam zapieprzać w stronę naszych ręczników. Dobiegłam w to miejsce, akurat Bradon stał, to się za nim schowałam. Popatrzył na mnie pytająco. Kiwnęłam głową w stronę zbliżającego się Toma.
- Ratuj – odezwałam się do Brandona.
- Nie wiem, czy mi się chce – odpowiedział obojętnie.
- Serio? No weź proszę ! – dalej chowałam się za Brandonem, a Tom mnie obserwował.
- Nie ujdzie ci to – zaśmiał się Tom.
- Odpuść! – zaczęłam go prosić chichocząc
- Muszę się zastanowić – zaczął udawać, że się zastanawia. W pewnym momencie poczułam, że się unoszę. Zostałam złapana za nogi i ręce. A trzymali mnie Brandon i Scott.
- Chłopaki litości – błagałam ich.
- Nie będzie litości – zaśmiał się Scott. Zobaczyłam, że Tom za nami idzie i ledwo co się trzyma na nogach, przez śmiech.
- No Tom! Przepraszam! Powiedz im, żeby mnie puścili.
- Ale ja im nic nie kazałem. To był ich pomysł – dalej się śmiał. Po chwili wylądowałam w wodzie. Z racji, że wcześniej zdążyłam wyschnąć musiałam się na nowo przyzwyczajać do wody. Chłopaki prawie turlali się ze śmiechu.
- No wiecie co? – zaczęłam poważnie, ale po chwili dołączyłam do nich. Zobaczyłam, że Liam z Jane też się śmieją. Popatrzyłam na nią z wyrzutem. Ona tylko wzruszyła ramionami. Nie, nie umiem się na nią złościć.
Jak się już opanowaliśmy, wyszliśmy z wody i się osuszyliśmy się na słońcu. Cały pozostały dzień spędziliśmy na wygłupach. Pod wieczór zaczęliśmy się zbierać. Poskładaliśmy wszystko i w doskonałych humorach wracaliśmy.
- To jak idziemy na imprezę? – zapytał się Liam obejmując ramieniem Jane.
- No jasne, przecież jakoś trzeba uczcić nasz pobyt tutaj.
- W takim razie za 1,5 godziny widzimy się na kolacji, a później na jakąś imprezę pójdziemy – oznajmiłam otwierając drzwi kluczem.
Zobaczyłam jeszcze, jak nasze gołąbki się żegnają.
- Weźcie! Za chwilę się zobaczycie! – weszłam do środka, a za mną rozpromieniony rudzielec.
- Oj Jane, Jane – zaśmiałam się. Widać, że miłość jej służy.
Ona nie zwróciła na mnie uwagi. Skierowała się na balkon. Przecież tam się spotka ze swoim ukochanym.
- Umyję się pierwsza – powiedziałam to niby do niej, niby do siebie, bo przecież ona i tak mnie nie słucha. Ona tylko pokiwała głową. W łazience wzięłam długi odprężający prysznic. Później owinęłam się ręcznikiem, a mokre włosy zawinęłam w turban. Spojrzałam w lustro. W moich oczach widać było migoczące iskierki. Już wiem, że ten wyjazd poprawi mi humor i będę mogła się odprężyć. Uśmiechnęłam się do swojego odpicia w lustrze.
- Ten wyjazd będzie genialny – i wyszłam z łazienki. Zaczęłam grzebać w mojej walizce. W końcu udało mi się wyciągnąć jakiś odpowiedni strój. Znowu skierowałam się do łazienki. Tam nałożyłam na siebie ciuchy. Rozpuściłam włosy, żeby zaraz zacząć je suszyć. Pozostawiłam je delikatnie wilgotne i wzięłam się za robienie makijażu. Nałożyłam na twarz puder, na powieki ciemnoszary cień oraz cieniutką kreskę. Rzęsy pomalowałam czarnym tuszem. Na policzki nałożyłam jeszcze trochę różu. Byłam już prawie gotowa. Postanowiłam wyprostować włosy. Nie często mi się to zdarzało, ale dzięki temu moje blond włosy były jeszcze dłuższe. W końcu wyszłam z łazienki. Nikogo nie było w pokoju. Ruszyłam w stronę otwartego balkonu. Zobaczyłam Jane rozmawiającą z chłopakami, a dokładniej to flirtującą z Liamem.
- Masz wolną łazienkę – oznajmiłam jej. Ona pokiwała głową, posłała chłopakowi uroczy uśmiech i weszła do środka. Usiadłam sobie na krześle i zaczęłam cieszyć się widokiem znajdującym się przede mną.
- Jak tam Soph, dobrze się bawisz? – zapytał rozpromieniony Liam.
- Pewnie! Jak można się źle bawić w tak pięknym miejscu? – posłałam mu przyjacielski uśmiech.
- Fajnie, że tutaj jesteście. Ty i Jane.
- Wiesz, dobrze, że wymyślili ten wyjazd.
- Zgadzam się – spojrzałam na niego poważnie.
- Liam, ja mam nadzieję, że ty traktujesz Jane na serio.
- No jasne, że tak.
- Nie chcę, żebyś ją skrzywdził.
- Nigdy w życiu. Wiesz… Bo o to chodzi… Że ja.. – zaczął się jąkać i zaczerwienił się. – No bo ja… Ja..
- Wyduś to z siebie – pogoniłam go. Wiedziałam, że to jest coś ważnego.
- Ja ją kocham – spuścił wzrok.
- No to świetnie – uśmiechnęłam się szeroko. – Wiesz jakbym mogła to bym cię teraz przytuliła, ale z racji tego, że dzieli nas barierka, to nie zrobię tego – zaśmialiśmy się.
- Dziękuję. Obiecuję, że jeśli ją kiedyś skrzywdzę dam ci się własnoręcznie zabić.
- Uwierz mi, na pewno bym to zrobiła. Mam nadzieję, że wam się uda – właśnie na balkon wszedł Brandon. Był już ubrany i odświeżony.
- Masz wolne stary – zwrócił się do Liama.
- Ok idę! – zerwał się z krzesłą i jeszcze na chwilę obrócił się do mnie przodem. – Dzięki Sophie – posłałam mu uśmiech i zniknął za drzwiami balkonowymi.
- O czym tak gadaliście? – zapytał Brandon.
- Jakbyś nie podsłuchiwał – odwróciłam od niego wzrok i zapatrzyłam się w przestrzeń morza.
- No dobra – popatrzyłam na niego ukradkiem. Patrzył na mnie.
- Nie patrz się.
- Czemu?
- Bo nie lubię, jak ktoś się patrzy – odpowiedziałam.
- No to idealnie – zaśmiał się.
- Zawsze taki musisz być? – zapytałam.
- Jaki?
- Serio, nie domyślasz się? Zawsze musisz być taki niemiły i chamski w stosunku do mnie? – zapytałam mając już trochę dość jego zachowania.
- No, ale Soph. Ja lubię jak się złościsz – uśmiechnął się do mnie.
- To za ile idziemy? – usłyszałam z lewego balkonu. Odwróciłam się i zobaczyłam gotowego Toma.
- Jak reszta się przygotuje to pójdziemy – posłałam mu uroczy uśmiech. – Scott jeszcze się myje?
- Właśnie wyszedł – oznajmił mi.
- Nie mogę się doczekać aż wejdziemy do klubu! – energia mnie rozpierała.
- Ej kocie, spokojnie – oznajmił Tom śmiejąc się ze mnie
Na balkon wszedł gotowy Liam. A u mnie Jane (bez kurtki i okularów). Wyglądała ślicznie. Jej rude długie włosy były pofalowane. Widziałam, że jej chłopak patrzy na nią z podziwem.
- Gotowi? – zapytał Scott pojawiając się obok Toma.
- No pewnie! – oznajmiliśmy wszyscy z wielkim uśmiechem.
No nie powiem, cała nasza szóstka prezentowała się świetnie. 
Scott miał na sobie czarny t-shirt w dekolt w serek, a na nogach szare spodenki przed kolano.
Tom, miał na sobie zwykły t-shirt ze śmiesznym napisem, a na nogach spodnie w kratkę.
Liam też wyglądał fajnie. Miał na sobie koszulę w kratę niebiesko-biało-czerwoną, a na nogach jasne dżinsy przed kolano.
Brandon wyglądał świetnie. Miał na sobie szarą koszulę z krótkim rękawkiem, idealną na takie gorąco i ciemne dżinsy przed kolano. Wyglądał świetnie.
Wszyscy razem prezentowaliśmy się świetnie. Idealnie się prezentowaliśmy. Weszliśmy do restauracji i każdy zamówił coś dla siebie. Po zjedzeniu poszliśmy na plażę. Na imprezę było jeszcze trochę za wcześnie. Zdjęliśmy buty i usiedliśmy na leżakach.

***
Oto nowy trochę dłuższy rozdział. Mam nadzieję, że się spodoba :** Dziękuję za wszystkie komentarze ! <3