środa, 26 września 2012

Zahipnotyzowana cz 12


Rozdział XII
Na miejsce dojechaliśmy szybko. Wychodząc z auta usłyszałam jeszcze – Baw się dobrze – chórem wypowiedziane przez chłopaków. Zaśmiałam się i odpowiedziałam – Wy też chłopaki – i odjechali w swoją stronę. Weszłam na podwórko domu, gdzie od razu wypatrzyła mnie Jane,
- Sophie! – wykrzyczała i podbiegła do mnie. Wyglądała ślicznie. Jej rude włosy opadały na blade ramiona. Miała zieloną sukienkę co z jej włosami komponowało się świetnie. Do tego czarne szpilki.
- Jane, kochana pięknie wyglądasz – pocałowałam ją w policzek na powitanie
- Kobieto, popatrz na siebie – przerwała na chwilę i zmierzyła mnie wzrokiem od góry do dołu – ty to dopiero wyglądasz. Cholera, chcę mieć twoją urodę.
- Weź nie przesadzaj. Obie pięknie wyglądamy. Zobaczysz. Będziemy dzisiaj rządzić na imprezie – zaśmiałam się i ruszyłyśmy do środka. Wszędzie było mnóstwo ludzi. Na zewnątrz, przed drzwiami w środku.
- Wow, to będzie naprawdę wielka impreza – odezwała się Jane.
Podszedł do nas gospodarz imprezy – Cześć dziewczyny. Mam nadzieję, że dobrze się będziecie bawić. Po prawej stronie macie bar, a po lewej przekąski, bierzcie co chcecie. Na pewno się jakoś odnajdziecie. Ja teraz spadam do innych. Narka piękne – i poszedł.
- Pa Alex – zawołałyśmy jednocześnie.
- To co, idziemy się bawić? – zapytała Jane – Ale najpierw trzeba się napić czegoś mocniejszego.
Przy barze zamówiłyśmy sobie jakieś drinki. Jane poszła tańczyć, a ja jeszcze chwilę siedziałam przy barze.
- No cześć Sophie – usłyszałam znajomy głos.
- Hej Brandon – zmierzyłam go wzrokiem. Miał na sobie ciemne dżinsy podobne do rurek, ale trochę luźniejsze, do tego szara koszula z białym kołnierzykiem. Nie powiem wyglądał ładnie.
- No widzę postarałeś się, żeby poprawić „ideał” – zaakcentowałam ostatnie słowo i szeroko się uśmiechnęłam.
- Wiesz masz racje. Ale ty też nie wyglądasz źle. Posłuchałaś mojej rady co do sukienki. Można powiedzieć, że mi dorównałaś – pokazał ząbki.
- Ej, a tak w ogóle to skąd wiedziałeś o tej sukience, przeciez była schowana?
- No wiesz jak mi się nudziło, to sobie przeglądałem twoje szafy, czasami szafeczki. A co to tego. Masz bardzo ładną bieliznę – ostatnie zdanie szepnął mi do ucha.
- Zboczeniec- odpowiedziałam. – No ale skoro już tu jesteś, to możesz się ze mną napić – zamówiliśmy coś, a później wyszłam na parkiet. Razem z Jane tańczyłyśmy prawie cały czas. A jak nie tańczyłyśmy to chodziłyśmy do baru. Po północy już byłyśmy trochę odurzone alkoholem.

Z punktu widzenia Brandona
No nieźle, ta mała się upiła.
- Brandon, nawet nie wiesz jak cię kocham – podeszła do mnie Sophie i zaczęła coś gadać. Jest już po 2, zawiozę ją do domu, bo jak się jeszcze napije trochę alkoholu, to mi tu padnie.
- Chodź już do domu – popatrzyłem na nią przytulającą się do Jane. – Ją też bierz – przecież nie mogę jej najlepszej przyjaciółki zostawić w takim stanie.
- Już, już, tylko jeszcze jedna kolejka – powiedziała Sophie.
- O nie, nie. Nie mam zamiaru was nieść do auta. Chodźcie. – no, musze przyznać, że one śmiesznie wyglądają. Rano będę miał z nich ubaw. Posadziłem je w aucie i ruszyliśmy. Jane jakimś cudem zawiozłem do domu. Później ruszyliśmy do domu Sophie. Wychodząc z auta rzuciła się na mnie i zaczęła całować – Kocham cię, wiesz?
- Taa, oczywiście – zacząłem się śmiać i po cichu zaniosłem ją do jej pokoju, bo ona to by całą okolicę obudziła w takim stanie. W swoim pokoju znowu zaczęła mnie całować. Jutro to się z niej pośmieje. Coś tam bełkotała, ale w końcu się ode mnie oderwała.
- To ty mnie nie kochasz? – zrobiła minę zbitego psa. Zaśmiałem się.
- Lepiej się połóż, bo nie najlepiej z tobą – posłuchała mnie, ale wcześniej rozebrała się do samej bielizny. Ale jutro będę się z niej śmiała. Położyła się pod kołdrę. – Połóż się koło mnie – powiedziała robiąc słodkie oczka.
- Oj, jutro będziesz tego żałować – zaśmiałem się. Przebrałem się w spodnie dresowe, które wcześniej zostawiłam u Sophie. Tak jak chciała położyłem się obok niej. Byłem ciekawy jej miny, jak mnie rano zobaczy obok. Po chwili zauważyłem, że już spokojnie oddycha, zasnęła.

Sophie
Rano obudziłam się ze strasznym bólem głowy. Chciałam wstać z łóżka – Cholera – zasyczałam, bo głowa mi pękała. Rozejrzałam się po pokoju – Jak się tu znalazłam. Nic nie pamiętam.
Nagle zobaczyłam obok siebie leżącego, rozbawionego Brandona.
Mimo bólu zeskoczyłam z łóżka. Ale pożałowałam tego, bo byłam w samej bieliźnie. Znowu wskoczyłam do łóżka i zakryłam się kołdrą.
- Co ty tu robisz? – zapytałam zdenerwowana.
- A co? Nie pamiętasz wczorajszej nocy?
CO? Przecież nie mogłam się z nim przespać. Co z tego. Że nie jestem dziewicą. Nie śpię z kim popadnie. Brandon widząc moją minę powiedział – Spokojnie, do niczego nie doszło. Chociaż powiem ci, że bardzo tego chciałaś. Wiesz, nieźle całujesz – zaśmiał się. Odetchnęłam z ulgą. – Masz szczęście – powiedziałam – Ale jak ja się tutaj znalazłam? I co z Jane?
- Taa, widzisz gdyby nie ja, obie nie dotarłybyście do domu. Musiałem was odwieźć.. Masz szczęście, że na wampiry nie działa alkohol.
- Dobra dzięki. Ale możesz już wyjść, bo chciałam się jakoś ogarnąć. I mógłbyś mi coś przynieść na ten cholerny ból głowy skoro już tu jesteś – powiedziałam z grymaśna miną.
- Spokojnie, już cię widziałem w samej bieliźnie – zaśmiał się.- Ale spoko, przyniosę jakąś tabletkę i wodę, bo pewnie cię suszy – wychodząc dodał. – Ale wiesz śmiesznie wyglądasz i zachowujesz się po pijaku – i wyszedł. Miałam ochotę go rozszarpać. Poszłam do łazienki, wzięłam zimny prysznic i poczułam się o wiele lepiej, choć głowa jeszcze mnie bolała. Zostawiłam włosy żeby same wyschły i zrobiłam lekki makijaż. Przebrałam się w krótkie dżinsowe spodenki i bluzkę z krótkim rękawkiem. W pokoju czekał na mnie Branodn z tabletką i wodą. Wzięłam to i przełknęłam popijając.
Spojrzałam na zegarek. 13:48.
- Musisz już iść, mój brat powinien zaraz być i ma cię nie widzieć.
Wypchnęłam go z pokoju z mojego pokoju i dalej w stronę schodów.
- Spokojnie, umiem chodzić i wiem gdzie są drzwi – czy on musi się cały czas śmiać? Buzia go od tego nie boli? W końcu wyszedł z domu.
 ****
Cieszę się, że są osoby, które czytają mojego bloga. Jeżeli jest was więcej, proszę zostawcie coś po sobie. Wtedy mam pewność, że są osoby, którym naprawdę podoba się to co piszę. Nie musi być to wiele, wystarczy krótki komentarz, nie musicie się rozpisywać. 
Mam nadzieję, że podoba się to co piszę :))) Pozdrawiam moich czytelników :** :D

czwartek, 20 września 2012

Dla ciekawych :)

Dla ciekawych mam tutaj stroje dziewczyna na imprezie

                                                                 Sophie:

Jane:


środa, 19 września 2012

Zahipnotyzowana cz. 11


Rozdział XI
Z wampirze szybkością pobiegł do swojego auta i odjechał.
- Co za palant – powiedziała, do siebie. Ale powiem szczerze, że z tą sukienka trafił idealnie. Wyciągnęłam je z szafy i położyłam na łóżku. Potem zeszłam do kuchni, żeby cos zjeść. Była dopiero 16 więc nie musiałam się jeszcze szykować. Dobrze, jest piątek, nie muszę się przejmować szkołą. Usiadłam sobie z sokiem pomarańczowym i sokiem na kanapie i włączyłam telewizor. Trafiłam na jakiś film. O 18 zaczęły się moje przygotowania. Wzięłam długą kąpiel w różnego rodzaju olejkach. Wysuszyłam włosy i pozostawiłam rozpuszczone. Później zabrałam się za makijaż. Zrobiłam sobie kreskę eye-linerem. Czego nie robiłam zbyt często, bo nie mam do tego ręki, ale tym razem wyszło idealnie. Pomalowałam rzęsy czarnym tuszem, policzki przejechałam różem, a usta czerwoną szminką. Przejrzałam się w lustrze. Wyglądałam świetnie, a nie często tak o sobie myślałam. Było już po 19. Włożyłam sukienkę. Byłam zszokowana, że Brandon miał co do niej rację. Ubrałam moje ulubione czarne szpilki i dołożyłam do stroju kilka subtelnych dodatków, i byłam gotowa. Obejrzałam się jeszcze raz w lustrze i muszę to powiedzieć, wyglądałam jak nigdy. Oczywiście w pozytywnym tego słowa znaczeniu. Schodząc po schodach natknęłam się na mojego starszego brata. Od razu rzuciłam mu się na szyję, z racji tego, że on studiuje w innym mieście dawno się nie widzieliśmy.
- No siema gówniarzu – powiedział Jason.
- Nawet nie wiesz jak mi brakowało twoich zaczepek – uścisnęłam go mocno.
- No już, spokojnie. Zaraz mnie udusisz – odsunął mnie do siebie.
- Kiedy wróciłeś i gadaj, na jak długo? – zapytałam szczęśliwa.
- Wróciłem na cały weekend. Ale zaraz się zmywam, bo idę z kumplami na imprezę i prawdopodobnie wrócę dopiero jutro po południu. No a, ty widzę, że też gdzieś się wybierasz. Powiem ci, że wyglądasz świetnie. Impreza będzie twoja. W końcu to rodzinne.
- No wiem, wiem. Idę do kolegi na domówke. Dużo ludzi ma być. A ty gdzie idziesz? Może tam gdzie ja? – zapytałam.
- No co ty, nie będę z takimi gówniarzami się bawił. Idziemy do takiego jednego klubu. Jakoś niedawno został otwarty.
- A, no tak. Czekaj, on się nazywa „Snag”
- No możliwe. Zaraz wychodzę. Jak chcesz to możemy cię podrzucić.
- No jasne – uścisnęłam go jeszcze raz – Wiesz brakowało mi ciebie – dodałam.
- No w końcu nie każdy ma tak wspaniałego brata jak ja – w odpowiedzi tylko się uśmiechnęłam.
- Bądź gotowa o 19:45 – i rozeszliśmy się każdy w swoją stronę. W kuchni siedziała mama.
- Czemu nie mówiłeś, że Jason dzisiaj wraca?
- Nie było kiedy. A poza tym miałaś miłą niespodziankę – uśmiechnęła się do mnie.
- A racja. Stęskniłam się za nim.
- A ty gdzieś wychodzisz? Przepięknie wyglądasz – powiedziała mama.
- Dziękuję. Idę do kolegi na imprezę. Jane mnie namówiła.
- Dobrze – wyciągnęłam z lodówki sok i nalałam sobie do szklanki. Potem poszłam do salonu, gdzie spotkałam tatę.
- Jesteś już w domu? – zapytałam przytulając go.
- No tak. Wiesz Jason przyjechał to wyszedłem wcześniej – przerwał na chwilę – Oo, jaką ja mam piękną córkę. Ślicznie wyglądasz córeczko.
- Dziękuję, dziękuje. Wiesz idę na imprezę. Jason też gdzieś idzie i mnie maja podwieźć. – wypiłam sok i akurat zszedł Jason.
- No zbieraj się młoda, jedziemy.
- Już idę – pocałowałam tatę w policzek, później zaniosłam szklankę do kuchni i pożegnałam się z mamą.
- Miłej zabawy – powiedzieli rodzice.
- Dzięki – powiedzieliśmy równo. Przed domem już stało auto kolegi Jasona, Josha. W środku jeszcze dwóch jego kumpli.
- Wow, Jason, niezłą masz tą siostrę – powiedział jeden.
-I co, dopiero teraz to zauważyłeś? Urodę przecież odziedziczyła po mnie – wszyscy się zaśmiali i ruszyliśmy w drogę. 
***
WRÓCIŁAM!! Byłam na Chorwacji! Było świetnie, a teraz dodaje kolejną cześć ;) Mam nadzieję, że się podoba : )

piątek, 7 września 2012

Zahipnotyzowana cz. 10


Rozdział X
Przyciemniane szyby otworzyły się. I zgadnijcie kto siedział na miejscu kierowcy. No oczywiście nie kto inny jak Brandon.
- Wiesz przejeżdżałem akurat obok i zauważyłem cię. A skoro już tu jestem, to mogę cię podwieźć do domu. Umilę ci resztę drogi. Chyba mi nie odmówisz – zrobił słodkie oczka i się uśmiechnął.
Chwile się zastanawiałam. No, ale co, skoro mam możliwość wygodnego dojazdu do domu i nie musze się tłuc do domu w autobusie pełnym ludzi to czemu mam nie skorzystać. No już trudno o towarzystwo.
- Czemu nie – Brandon chyba był zadowolony, że nie musi mnie namawiać, bo pewnie i tak nie miał ochoty namawiać mnie na podwózkę. Nie sięgając ręka do klamki, tylko jednym ruchem palca otworzył przede mną drzwi. Wsiadłam do środka i zatrzasnęłam za sobą drzwi. Brandon zasłonił okna i ruszył.
- Słyszałaś o imprezie? Zapewne się wybierasz.
 - Muszę iść, w przeciwnym razie Jane nie da mi spokoju. Ty pewnie też się wybierasz – to raczej nie było z mojej strony pytanie tylko stwierdzenie.
- Tam gdzie jesteś ty, musze być i ja – Brandon jechał bardzo szybko, a praktycznie nie patrzył na drogę. Bałam się, że zaraz spowoduje jakiś wypadek.
- Mógłbyś trochę zwolnić? – zapytałam. Branodn się tylko zaśmiał. Może i zwolnił, ale bardzo mało. Ze 180km/h do 160km/h. Dalej nie zwracał uwagi na ulicę. Co z tego, że była pusta, a jeśli zaraz ktos nagle wyskoczy zza domu?
- I może zwróciłbyś uwagę na drogę, bo zaraz dojdzie do jakiegoś wypadku? – byłam trochę zdenerwowana. Jak na złość Branodn teraz w ogóle nie patrzył na drogę tylko wprost na mnie. Byłam zdziwiona, że dalej jechaliśmy po wyznaczonym pasie i chociażby na chwilę nie zjechaliśmy z niego. Brandon cały czas się na mnie patrzył. Zaczęło mnie to denerwować.
- Cholera, dobra jedź tak szybko jak chcesz, nie zwracaj uwagi na drogę, tylko do jasnej cholery się tak na mnie nie patrz – to najwidoczniej go rozbawiło, ale na szczęście podziałało.
- Jak ty to robisz? – zapytałam.
- Ale co? To, że jestem tak nieziemsko przystojny? – odpowiedział pytaniem na pytanie.
- Chyba kpisz – zaśmiałam się. – Chodzi o to, że jedziesz praktycznie nie patrząc na jezdnię, a w dodatku z zabójczą szybkością i nie uderzyłeś do tej pory w nic, ani nie spowodowałeś żadnego wypadku.
- No wiesz, wampir dobry refleks i wzrok, i słuch itd. Nie ma opcji, żeby był jakiś wypadek – przerwał na chwilę – a co do bycia przystojnym. No wiesz, taki jestem od urodzenia.
- Taa, oczywiście. – zakpiłam pod nosem.
- Ja cię słyszę – powiedział Brandon.
- Taki był zamiar – uśmiechnęłam się
- I tal wiem, że ci się podobam,
- Chyba w twoich snach i marzeniach.
- To też – uśmiechnął się chytrze. Dźgnęłam go z łokcia.
- Ej, za co – udał, że go to zabolało.
- Weź i tak cię nie zabolało.
- Ale za to serce mi teraz krwawi – dodał ironicznie.
- To owiń je w bandaż. – posłałam mu wredny uśmiech.
- Wredota – dodał.
- Odezwał się. Idiota – tak przezywaliśmy się przez resztę do domu. Gdy w końcu dojechaliśmy, rodziców jeszcze nie było. Impreza zaczyna się o 20, a jest 15. Muszę wybrać jakieś ciuchy. Poszłam do pokoju i zaczęłam grzebać w szafie. Do pokoju wszedł Brandon.
- Słyszałem, że twojego chłoptasia nie będzie na imprezie. Co za szkoda.
- Weź się odczep.
- To co, żebyś nie czuła się samotna, może ci tam potowarzyszę? 
Kurde, ale on jest wkurzający. On naprawdę chce mnie zdenerwować.
- Wiesz, nie dzięki. Nie potrzebuje twojego wspaniałego towarzystwa. A poza tym nie chcę żeby ktoś sobie pomyślał, że chodzę z takim przystojniakiem jak ty – dodałam z ironią.
- Ah no tak. Możesz przecież czuć się nieswojo z kimś ładniejszym od siebie u boku – powiedział z bardzo szerokim uśmiechem. Zaśmiałam się szeroko.
- Otóż to – odpowiedziałam i znowu zagłębiłam się w szafie – Może lepiej, ty jedź do siebie, po coś na tą imprezę. Ja sobie poradzę z dojazdem. Spotkamy się na miejscu – powiedziałam z głową w szafie.
Brandon głośno się zaśmiał.
- Co się śmiejesz? – zapytałam go.
- Śmiesznie wyglądasz
- Ha, ha, ha. Naprawdę nie masz nic lepszego do roboty, niż śmianie się ze mnie? Idź lepiej się wyszykuj na imprezę – powiedziałam z wymuszonym uśmiechem.
- Wiesz, ja nie mam co się szykować. Ideału nie da się poprawić.
- Ta, skończony narcyz.
- No dobrze, nie będę ci przeszkadzać w tej twojej czynności. Jadę się przebrać. Może uda mi się jeszcze jakoś poprawić ideał – powiedział, śmiejąc się ze mnie. Wychodząc z pokoju jeszcze dodał. – Ubierz tą czarną koronkową sukienkę. Może chociaż trochę mi dorównasz – i poszedł.
****
Następny rozdział już za tydzień. Pozdrawiam was ;***  Życzcie mi miłych wakacji !!! :D

czwartek, 6 września 2012

Zahipnotyzowana cz. 9


Rozdział IX
W łazience przebrałam się w pidżamę. Tym razem ubrałam spodnie i bluzkę na ramiączkach. Zmyłam makijaż i wyszłam z łazienki. Usiadłam na łóżku. – Powiedz mi to co chciałeś.
- Od czego by tu zacząć?
- Najlepiej od początku. Kiedy ma nastąpić moja przemiana?
- Jak skończysz 20 lat będziesz gotowa.
- Ale ja dopiero za miesiąc będę miała 19 lat.
- Więc poczekasz.
- Przynajmniej mam jeszcze trochę czasu na normalne życie – wymamrotałam – A dlaczego akurat 20 lat?
- Wtedy jesteś psychicznie bardziej dojrzała. W młodszym wieku twoja psychika mogłaby sobie nie poradzić. Często zdarzały się niedokończone przemiany. Najwięcej udanych przemian jest między 20 a 28 rokiem życia. U ciebie trzeba to zrobić jak najszybciej.
- Czekaj, czekaj. To oznacza, że przemiana może się nie udać? Co się wtedy dzieje?
- Zależy w jaki sposób się nie uda. Jeden jest taki, że natura człowieka i wampira nie zaakceptują się. Wtedy umierasz. Druga jest z wyboru.
- Wytłumacz mi tą drugą. Jak z wyboru?
- To wiąże się z całym procesem przemiany.
- W takim razie opowiedz mi o tym procesie przemiany. Jak przebiega?
-  Po pierwsze musisz mieć w swoim organizmie krew wampira. Jeżeli już ją masz, musisz umrzeć. Obudzisz się jako pół wampir. Teraz trzeba dokończyć proces. Znowu musisz się napić krwi wampira, a później krwi człowieka. Jeżeli tego nie zrobisz w ciągu dwóch dni od pobudki, po prostu umrzesz. Wiele osób jeśli nie chce zostać wampirem, nie kończy przemiany. Na niektórych jest wymuszona przemiana.
- Ok. Mam jeszcze jedno pytanie. Czy jest ktoś, albo cos kto wydaje wam rozkazy, czy jest najważniejszy w świecie wampirów?
- Nie mogę zbyt dużo na ten temat powiedzieć, ale ktoś taki jest. To ona mi kazała się tobą zająć. Jest bardzo potężna. Poznasz ją w swoim czasie.
- Czyli to jest kobieta. A czemu akurat ty musisz być moim opiekunem, a nie ona, albo jakiś inny wampir.
- Ona mi bardzo ufa. Wie, że mogę i wykonam dane mi zadanie. A poza tym, nie mam innego zajęcia. Inne wampiry były zajęte.
- Ale dlaczego akurat ty – nie powiem, wkurzał mnie czasami.
- Ktoś to musiał być – Brandon się zaśmiał. – Myślę, że na razie wiesz już wystarczająco.
- A ty co, znowu będziesz tutaj spać?
- Nie, dzisiaj śpię u siebie – podszedł pode mnie i szepnął do ucha – niestety nie zobaczymy się rano, tak jak dzisiaj – wychodząc przez okno jeszcze dodał – Mam nadzieje, że nie będziesz tęskniła – i zniknął. Położyłam się. Byłam tak zmęczona, że od razu zasnęłam.
Następnego dnia przed domem czekał na mnie Scott – Cześć Sc.. – nie zdążyłam dokończyć bo mnie pocałował. – ott.. – dokończyłam jak się od siebie oderwaliśmy.
- Cześć Sophie – uśmiechnął się do mnie. – To jak idziemy do szkoły? Kiwnęłam głową na zgodę. Scott złapał mnie za rękę i pociągnął w stronę swojego auta. Po chwili byliśmy już w drodze.
- Wiesz, bardzo dobrze się wczoraj bawiłem – dojechaliśmy do szkoły.
- Ja też – uśmiechnęłam się do niego. Gdy wyszliśmy z auta Scott jeszcze raz mnie pocałował. Tym bardziej namiętnie i się ze mną pożegnał. – Muszę iść na lekcje, pa piękna – powiedział i ruszył do szkoły. Też ruszyłam do szkoły. Jane mnie zatrzymała.
 – Widziałam was. Czyli jesteście parą? Ale się cieszę, w końcu sobie kogoś znalazłaś. Tak się cieszę – była strasznie podekscytowana.
- Ja też się cieszę. Ale ty się tak nie ekscytuj. – zadzwonił dzwonek. – Pogadamy później. Mam teraz chemię – powiedziałam Jane i poszłam do klasy. W mojej ławce zobaczyłam Brandona. No tak. Usiadłam na swoim miejscu.
- Hej i jak tęskniłaś? – odezwał się Brandon.
- Ależ oczywiście – powiedziałam z sarkazmem.
Na lekcji starałam się nie zwracać uwagi na Brandona, ale on cały czas dawał mi jakieś docinki. W końcu lekcja się skończyła. Gdy wyszłam z klasy Jane od razu mnie złapała.
 - Słyszałaś o tej imprezie dzisiaj? Ma być genialnie. Musimy iść!
- Wiesz, nie wiem, jakoś mnie tam nie ciągnie.
- No chodź będzie fajnie – robiła słodkie oczka. Musiałam się zgodzić, bo wiem że i tak by mi tego nie odpuściła dopóki bym się nie zgodziła.
 - No niech ci będzie – dałam za wygraną.
Na korytarzu zobaczyłam Scotta. Od razy do niego podbiegłam. Pocałował mnie czule.
- Idziesz na tą dzisiejszą imprezę? – zapytałam odrywając się od niego.
- Niestety nie mogę, musze pracować. Przepraszam.
- Oh no trudno. Ja muszę iść. Jane mi nie odpuści dopóki się tam nie pojawię – zaśmialiśmy się.
- Baw się dobrze. Zobaczymy się niedługo. Ja już muszę zmykać na lekcje – pocałował mnie i poszedł.
- Pa
Lekcje zleciały mi bardzo szybko. Praktycznie nie spotkałam Brandona, wiec nie było nikogo, kto by mi mógł zepsuć humor. Po lekcjach poszłam na przystanek autobusowy żeby dostać się do domu. Gdy już czekałam, pod przystanek podjechał czarny Range Rover.
***
Cieszę się, że pojawiają się komentarze. Mam nadzieję, że będzie ich więcej. Kolejny rozdział powinien się pojawić jutro. Na następne będziecie musieli sobie poczekać gdyż wyjeżdżam i nie będę miała dostępu do internetu. Kolejny powinien sie pojawić jakoś 16/17 września. Wiecie, jadę na chorwacje!! wydłużone wakacje o tydzień. Mam nadzieję, że wytrzymacie ten tydzień bez kolejnych rozdziałów. Po tej przerwie postaram się to nadrobić. Pozdrawiam was :**

wtorek, 4 września 2012

Zahipnotyzowana cz. 8


Rozdział VIII
Była 17, już niedługo miałam się spotkać ze Scottem. W końcu będą się mogła pozbyć towarzystwa Brandona. Zadzwonił mój telefon. To była Jane. Nacisnęłam zieloną słuchawkę.
- Czemu cię nie było w szkole? Martwiłam się. Wiesz Scott o ciebie pytał, ten co na niego wpadłaś w szkole.
- O hej. Nie było mnie, bo mocno zaspałam i nie opłacało się już iść. Dałaś Scottowi mój numer, bo dzwonił?
- Tak ładnie prosił, że musiałam mu dać. I o czym gadaliście?
- Spotykam się dzisiaj z nim o 19.
- Hmm.. randka z przystojniakiem, w końcu się z kimś spotkasz.
- Taa.. To jest przyjacielskie spotkanie.
Do pokoju wszedł Brandon. Musiał oczywiście podsłuchiwać.
- To mów, co dzisiaj robiłas?
- Nudziłam się. Nie miałam zbyt ciekawego towarzystwa – popatrzyłam na Brandona.
Wpadłabym do ciebie, ale skoro idziesz na „spotkanie przyjacielskie” nie będę przeszkadzać. Paa, miłej randki.
- Pa. Dzięki – rozłączyłam się.
- Hmm.. nie miałaś ciekawego towarzystw. Mam się obrazić? – zapytał Brandon.
- Wiesz nie miałabym nic przeciwko. A tak w ogóle. Możesz iść. Jeszcze muszę się przygotować, a nie chcę, żeby Scott później cię u mnie zobaczył.
- A co? Będzie zazdrosny?
- Żeby jeszcze było o co? To jak idziesz już?
- Niech ci będzie – wychodząc jeszcze dodał. – Wiem, że będziesz tęskniła.
- Oczywiście. Już tęsknie – dodałam z ironią.
Poszłam do siebie do pokoju i zastanawiałam się w co ja się ubiorę.
W końcu wybrałam niebieską spódniczkę, pod nią czarne rajtki i białą bokserkę. Na zewnątrz nie było bardzo zimno więc nie brałam żadnego swetra. Była już 18 więc poszłam do łazienki i wzięłam prysznic. Potem ułożyłam swoje długie do połowy pleców blond loczki. Pomalowałam się i ubrałam. Zadzwonił dzwonek do drzwi. Byłam podekscytowana. Za drzwiami stał Scott.
- Pięknie wyglądasz.
- Dziękuję – zarumieniłam się.
- To jak możemy iść
- Jasne. To gdzie idziemy?
- Chodźmy cos zjeść. Masz na coś konkretnego ochotę?
- Wybierz coś.
Poszliśmy w stronę jego czarnego BMW.
Otworzył mi drzwi.
 - Dziękuję- uśmiechnęłam się.
On szybko wskoczył na swoje miejsce. Podczas jazdy bardzo przyjemnie nam się rozmawiało. W końcu Scott zatrzymał się pod włoską restauracją.
- Może być? – zapytał.
- Oczywiście, jest świetnie.
- A jednak randka – pomyślałam i się uśmiechnęłam się. Scott widząc to też się uśmiechnął.  W restauracji smacznie zjedliśmy i gadaliśmy o wszystkim. Nagle zauważyłam, że do restauracji wchodzi Brandon z jakąś laską.
- Nie no chcę mieć chociaż tutaj spokój – pomyślałam.
- Hmm.. Scott, może się przejdziemy?
- No jasne. Z wielką przyjemnością – uśmiechnął się.
Szybko wyszłam z restauracji i poszliśmy razem w stronę parku.
- Pamiętasz jak się poznaliśmy? – zapytał Scott.
- Trudno tego nie pamiętać. Wiesz to chyba dobrze, że na siebie wpadliśmy – dodałam.
- Ja się bardzo z tego cieszę – zaczęliśmy się z tego śmiać.
Chwilę szliśmy w ciszy. Ale nie była ona niezręczna.
- Nagle nasze ręce otarły się o siebie. Wtedy Scott złapał moją. Teraz szliśmy za ręce. Spodobało mi się to. Uśmiechnęłam się. Na chwilę mogłam zapomnieć o Brandowie i tym wszystkim związanym z wampirami. Zauważyłam, że Scott mi się przygląda. Zarumieniłam się. – Coś nie tak? – zapytałam nieśmiało.
- Nie, po prostu. Tak sobie myślę.. Jesteś piękna.
Teraz to już strasznie się zarumieniłam.
- Dziękuję – powiedziałam cicho. Scott mocniej ścisnął moją rękę. Zrobiło się zimno. Scott zauważył, że trochę marznę.
- Weź moją bluzę – zdjął ją założył na mnie – wracajmy do domu, nie chcę żebyś mi się rozchorowała – uśmiechnął się i objął mnie w pasie.
Doszliśmy do auta i już byliśmy w drodze do domu. Siedząc w bluzie Scotta bardzo wyraźnie czułam jego perfumy. Mogłam się w nich zatracić. Zawsze kochałam zapach męskich perfum. Droga do domu zajęła wam o wiele za mało czasu. Scott odprowadził mnie pod same drzwi.
- Dziękuję za miły wieczór panno Sophie – powiedział Scott.
- Ja także dziękuję. Bardzo dobrze się bawiłam panie Scotcie – oboje zaczęliśmy się śmiać. Scott szedł już w stronę auta.
- A co z bluzą? – zawołałam za nim.’
- Zatrzymaj ją sobie. Ładnie w niej wyglądasz.
- A mogę chociaż ładnie podziękować?
Scott podszedł do mnie. – Oczywiście – uśmiechnął się do mnie.
Sama nie wiedziałam co robię. Wspięłam się na palcach i delikatnie go pocałowałam w usta. Widać, że był bardzo zaskoczony. Odsunęłam się od niego na chwilę, ale on złapał mnie w biodrach i sam pocałował. Gdy się odsunął uśmiechnęłam się.
- Dobranoc – powiedziałam.
- Teraz na pewno – uśmiechnęłam się zalotnie.
Wchodząc usłyszałam głosy. To byli mama i tata.
- Dobry wieczór, kochanie – powiedziała mama.
- Cześć – odpowiedziałam i ruszyłam na schody.
- Nie zjesz nic – zapytał tata.
- Nie, już jadłam – poszłam do siebie do pokoju.
Oczywiście nie siedział w nim kto inny jak Brandon.
- I co? Randka się udała? – zapytał złośliwie.
- A żebyś wiedział, że tak. A tak w ogóle, to co ty do cholery tam robiłeś?
- Spotkałem się ze znajomą – oblizał zęby.
- Ze znajoma. Czyli z posiłkiem – powiedziałam z obrzydzeniem.
- Można tak powiedzieć –cały czas się uśmiechał.
- I przypadkiem wybrałeś tą restauracje, w której ja byłam?
- No może nie przypadkiem. Przechodząc tamtędy zobaczyłem cię w niej i chciałem zobaczyć czy żyjesz – powiedział złośliwe.
- Jak widzisz jestem cała i zdrowa.
- No dobrze, ale tym razem nie przyszedłem na pogaduszki. Musimy pogadać o tej całej przemianie. Wszystko ci dokładnie wytłumaczę.
- W końcu się czegoś dowiem konkretnego.
- Może najpierw weź się przebierz, bo trochę nam to zajmie, a nie będziesz spać w tym – wskazał na moje ciuchy i makijaż. 
***
Hej, ostatnio mam trochę mniej czasu, szkoła... ale postaram się dodawać nowe rozdziały od razu po ich napisaniu. Mam do was jeszcze jedną prośbę, jeżeli czytacie to zostawcie po sobie komentarz, wtedy przynajmniej wiem, że ktoś czyta mojego bloga : ) 

niedziela, 2 września 2012

Zahipnotyzowana cz. 7


Rozdział VII
Obudziłam się dość późno. Zauważyłam, że i tak już nie zdążę do szkoły. Wstałam z łóżka, usłyszałam kroki w kuchni. – Pewnie mam coś robi – pomyślałam. Niepewnie podeszłam pod drzwi sypialni, w której spał Brandon. Lekko nacisnęłam klamkę i uchyliłam drzwi. Nikogo nie było w środku. – Przynajmniej nie muszę się przebierać – wymamrotałam pod nosem. Powili zeszłam po schodach na dół. Poszłam do kuchni, byłam strasznie głodna. Stanęłam w progu kuchni. Zaspanymi oczami spojrzałam na postać stojącą w mojej kuchni. To zdecydowanie nie była moja mama.
- O wstałaś już. W końcu – powiedział Brandon – Twoi rodzice są w pracy. Nawet mnie nie zauważyli. Twoja mama zrobiła na śniadanie tosty.
- A ty co tutaj robisz? Czemu nie jesteś w szkole? – zapytałam go.
- W końcu jestem twoim opiekunem. Mam cię pilnować. Tak? A poza tym szkołę kończyłem już kilka razy. Więc nie potrzebuję nauki. Teraz chodzę tylko przez ciebie.
- Kurde muszę być naprawdę ważna, skoro mam osobistego ochroniarza – zaczęłam się śmiać. Brandonowi się chyba nie podobało, że musi być moją niańką. No ale nie tylko jemu.
- Wiesz, nie musisz być ze mną cały czas. Też masz swoje życie. A poza tym potrzebuje trochę prywatności. Dziwnie by to wyglądało, gdybyśmy wszędzie razem chodzili. A ja nie chcę plotek – zobaczyłam, że Brandon się uśmiecha.
- Hmm.. Co masz na myśli? – odwrócił się do mnie, zmierzył wzrokiem i szeroko się uśmiechnął. – Rozumiem, chyba chodzi o to, że stoisz przede mną w koszuli, która dużą część twojego ciała odkrywa – teraz bardziej się uśmiechnął. – I nie uciekasz widząc, że się na to patrzę.
Dopiero teraz zorientowałam się, że stoję w samym męskim t-shircie.
- Osz ty.. – pomyślałam. – Zaplanowałeś to – powiedziałam. Byłam zła. Szybko zniknęłam z pola jego widzenia. Pewnie teraz był z siebie dumny. Wystarczająco długo się na mnie patrzył.
- Masz bardzo zgrabne nogi – pokładał się ze śmiechu.
- Głupek – tylko tyle powiedziałam, a później szybko poszłam do swojego pokoju, żeby się ogarnąć. Nie nabiorę się więcej na to. Wzięłam prysznic, pomalowałam się, uczesałam, a co najważniejsze ubrałam w sukienkę. Po jakichś 30 minutach byłam gotowa. Zeszłam do kuchni, a Brandona nie było.
- No w końcu sama – odetchnęłam z ulgą.
- Nie pozbędziesz się mnie tak łatwo.
- No tak, przecież Brandon nie mógł być gdzie indziej – pomyślałam z ironią.  Odwróciłam się do niego. Nie no… Stał w samym ręczniku zawiązanym w pasie. Serio? Przyjrzałam się mu. Nie był w cale blady, tak jak opowiadano o wampirach. Był umięśniony. I tak, miał kaloryfer. Ale to nie było przesadne umięśnienie. Usłyszałam odchrząknięcie. Cholera, gapiłam się na niego. Od razu odwróciłam wzrok.
- Spokojnie. Przecież wiem, że jest na co patrzeć – był pewny siebie.
Bardzo bawiła go ta sytuacja.
 - To może zachowałbyś ten widok dla siebie – teraz jadłam tosty, żeby się na niego nie patrzeć.
- Jak widzę tobie ten widok też się podoba – cały czas się uśmiechał.
- Lepiej się ubierz – nie zareagowałam na jego komentarz.
- Na pewno tego chcesz? – Znowu na niego spojrzałam, tylko tym razem mój wzrok pokazywał, że mu coś zaraz zrobię.
- A jednak. Nie mogłaś się oprzeć, żeby znowu na mnie spojrzeć.
Moje ręce zacisnęły się w pięść. On przesadza. Jak zaraz nie wyjdzie z tego pomieszczenia, to… On dalej stał i patrzył się na mnie.
- Bardzo podoba mi się twoja mina – powiedział denerwując mnie jeszcze bardziej. Nie wytrzymałam. Wstałam i wzięłam poduszkę z kanapy. Rzuciłam nią w Brandona. Niestety nie pomyślałam o tym, że on jest bardzo szybki. Złapał poduszkę i już był przy mnie. Niebezpiecznie blisko. Stanął za moimi plecami. Czułam jego oddech na moim karku.
- Więcej tego nie rób, bo ja też mogę rzucić w ciebie poduszką. Ale to będzie bolało.
- Taa.. Żebym jeszcze mogła wytrzymać z tymi jego docinkami bez jakiejkolwiek reakcji – pomyślałam. Zadzwonił mój telefon. Odetchnęłam z ulgą. Odeszłam na odpowiednią odległość od Brandona i odebrałam telefon.
- Halo? – nie wiedziałam kto dzwonił.
- Cześć, tu Scott.
- O hej, co słychać?
- Wszystko dobrze. Czemu cię nie było w szkole. Wszystko ok?
- Tak. Spokojnie. Zaspałam. Jak się obudziłam nie było sensu iść.
- A ok, Cieszę się, że wszystko ok. hmm.. Co dzisiaj robisz? Może wyszlibyśmy gdzieś?
- Czemu nie? To może przyjdź do mnie o 19?
- Jasne – słychać było w jego głosie radość. – To do zobaczenia Sophie.
- Do zobaczenia.
W końcu uwolnię się od Brandona.
- Nie wspomniałaś, że spędzasz teraz czas z półnagim przystojniakiem. 
Teraz to mnie rozśmieszył.
- Chyba masz zbyt wysokie mniemanie o sobie – powiedziałam śmiejąc się przy tym.
- Ale tobie się najwyraźniej to podobało – chyba bardzo chciał mnie rozzłościć.
 - Hmm.. wiesz widziałam lepsze ciałka. Idź się lepiej ubrać, bo zaraz ten twój „urok” – ostanie słowo zaznaczyłam bardzo wyraźnie – gdzieś wyparuje – tym razem mnie posłuchał, ale moje słowa raczej go nie dotknęły. Usłyszałam jeszcze tylko – I tak wiem, że ci się podobało – zawołał.
- Najbardziej to, jak wychodzisz z pokoju – dodałam.
- Ja wiem swoje – wszedł już ubrany. Miał na sobie ciemne dżindy i biały obcisły podkoszulek.
- To jak, mam być przyzwoitką na twojej randce?
Popatrzyłam na niego w stylu „ are you fucking kidding me?”
- Wiesz nie musisz. Że tak powiem , zrób sobie wieczorem wolne.
Uśmiechnęłam się do niego szeroko.
- Czyli dzisiaj sobie w końcu porządnie pojem.
Popatrzyłam na niego spod byka. On się tylko uśmiechnął.