Rozdział XXXVII
- Sophie! Gdzie
ty byłaś? – zawołała Mary.
- Musiałam coś
sprawdzić – wyminęłam pytanie i usiadłam obok przyjaciół. Spojrzałam w prawo i
zauważyłam, że Brandon się mi przygląda. Obok niego siedziała Sabrina, Miranda
i Michael.
- Hej! – uśmiechnęłam się do nich, co oni
odwzajemnili.
Nie spojrzałam na
Brandona. Na razie nie mogłam. Jego propozycja nadal we mnie siedziała. Muszę
ją przetrawić.
- Moi drodzy –
zobaczyłam naszego wychowawcę. – Zaraz będziemy wysiadać. Do końca dnia macie
wolne – oznajmił nam i usiadł. Można było usłyszeć oznaki zadowolenia.
Po chwili byliśmy
już na brzegu i wchodziliśmy do autokaru. Szybko dojechaliśmy pod hotel i każdy
ruszył do swojego pokoju.
- A teraz gadaj –
powiedziała Jane od razu, kiedy zamknęły się za nami drzwi.
- Jane.... -
westchnęłam.
- Sophie! Mów – miała
coś jeszcze powiedzieć, ale do pokoju wpadła Mary. Odetchnęłam z uglą. – I tak
się nie wywiniesz – szepnęła do mnie.
- Dziewczyny,
chodźmy na plażę! Musimy się poopalać – nadawała jak oszalała. Jakby ktoś ją
nakręcił. Dosłownie tryskała energią.
- Ok, chodźmy –
uśmiechnęłam się do niej. Uff, na szczęście Mary uratowała mnie od tej rozmowy.
Ale i tak mnie to czeka i wiem, że to nie będzie łatwe.
Szybko
przebrałyśmy się w stroje kąpielowe i ruszyłyśmy z ręcznikami na plażę.
Na miejscu już
byli wszyscy.
Jak zwykle
świetnie się bawiliśmy. Jednak ja nadal byłam lekko rozkojarzona. Moje myśli
cały czas wędrowały w zupełnie innym kierunku niż powinny w tej chwili.
Powiesz mi w końcu co się stało? Nagle usłyszałam w swojej głowie
podirytowany głos Brandona. Spojrzałam na niego. Przyglądał mi się z
przymrużonymi oczyma. Westchnęłam cicho. Przed nim to się nie da nic ukryć.
Wstałam z koca i ruszyłam brzegiem morza. Wiedziałam, ze Brandon ruszył za mną,
lecz nie zatrzymałam się, tylko nadal kroczyłam do przodu. Po chwili stał obok
mnie i dotrzymywał mi kroku. Nie odzywaliśmy się. Chłopak wiedział, że muszę
chwilę pomyśleć. Przeczesałam wzrokiem plażę. Wszystkie dziewczyny patrzyły na
Brana jak na jakieś bóstwo, a na mnie, jakbym im coś zrobiła i chciałyby mnie
zabić. Co z tego, że idziemy obok siebie, czy od razu musi to wyglądać,
jakbyśmy byli parą? Spojrzałam na chłopaka. Szliśmy krok w krok, a on patrzył
przed siebie. Przyjrzałam mu się. Dobra, przyznaję, jest przystojny. Z jego
ciemnych jak smoła włosów skapywały malutkie kropelki wody. W końcu przed
chwilą wyszedł z wody. Przykrywały jego czoło i tworzyły artystyczny nieład na
głowie. Oczy miał lekko przymrużone i zasłonięte firaną ciemnych rzęs, ale
można było dostrzec głębię jego brązowych tęczówek, od których odbijały się
promienie słońca. Miał ostre i męskie rysy twarzy, które dodawały mu uroku.
Jego pełne usta były wykrzywione w lekkim grymasie, z czego można było się
domyślić, że nad czymś intensywnie myślał. Miał delikatny zarost, który
wyglądał niesamowicie męsko z połączeniem jego urody.
I te wszystkie
dziewczyny są tak cholernie w niego wpatrzone i nim zafascynowane.
Ale czemu ja też?
Nie mogło mnie to
ominąć?
Brandon zapewne
czując na sobie mój wzrok spojrzał na mnie. Uniósł pytająco brwi i uśmiechnął
się delikatnie.
Zaczerwieniałam
się. Dałam się złapać na tym, że się mu przyglądam.
Zapewne cała
reszta dziewczyn patrzyły na mnie teraz z mordem w oczach, ale kurde mnie to
nie obchodziło. Zatopiłam się, znowu, w jego spojrzeniu. Jego spojrzenie było
tak magnetyczne, że nie mogłam odwrócić wzroku od jego oczu. Byłam tylko ja i
on.
Cholera…
Czemu on musi na
mnie tak działać….
Nienawidzę tego w
sobie…
Spięłam się w
sobie i odwróciłam od niego moje spojrzenie.
Nadal szłam do
przodu, aż w końcu mogłam dostrzec miejsce, gdzie były duże skały i nikogo
wokół nich. Nie patrząc co robi Bran ruszyłam w ich stronę i będąc obok
usiadłam na nich wpatrując się w horyzont. Słońce nadal świeciło mocno, ale mi
to nie przeszkadzało. Kropelki wody wydobywające się z fal, które obijały się
od skały skutecznie mnie ochładzały.
Po chwili
poczułam, że Bran siada obok mnie i również patrzy się w to miejsce co ja.
Dobrze, że nie
wyciągał ze mnie tego na siłę. Muszę sobie to ułożyć w głowie.
Po kilku minutach
ciszy przerwałam ją cichym chrząknięciem.
- Widziałeś
kiedyś duchy? – zapytałam cichutko.
Chłopak spojrzał
na mnie zdziwiony.
- Do czego
zmierzasz?
- Pytam, tylko
czy widziałeś kiedyś duchy – powtórzyłam i spojrzałam na niego z poważną miną.
- Soph gadaj co
się stało – z jego twarzy zniknął uśmiech i przysunął się do mnie.
- Widziałam
dzisiaj moją babcię – powiedziałam do niego.
- Przyjechała?
- Ona nie żyje
Brandon – patrzyłam na jego reakcję. Zmarszczył brwi.
- Jak to jest
możliwe? Rodzice przekazali mi na urodziny naszyjnik od niej. Pamiętam, że
kiedy byłam mała, babcia mi go pokazywała.
- Mówiła Ci coś
dzisiaj? – zapytał patrząc na mnie.
- Była
czarownicą. Powiedziała, że od początku wiedziała o tym, że mam do wypełnienia
jakąś misję. Ten naszyjnik podobno chroni przed różnymi zaklęciami i urokami.
Brandon powiedz mi, jak to możliwe, że mogłam ją zobaczyć?
- Wiesz, jeszcze
nigdy nie spotkałem się z czymś takim. Ale to może być powiązane z tym, że bardzo
potrzebowałaś czyjeś pomocy, a jedyną osobą, która mogła na Ciebie wpłynąć,
była twoja babcia. Musiała być naprawdę potężną czarownicą, skoro udało jej się
na tę chwilę pojawić w naszym świecie.
- O Jezu, tyle się dzieje. Już po prostu się w tym wszystkim gubię
– Brandon złapał mnie za rękę leżąco na skale. Po chwili ponownie się
odezwałam. – Zdecydowałam już co mam zrobić z Jane – chłopak spojrzała na mnie
zaciekawiony. – Nie pozwolę Ci na wymazanie jej pamięci. To by było nie fair.
Nie potrafiłabym – zobaczyłam w oczach chłopaka nutkę zrozumienia. – Powiem jej
– zamknęłam oczy nie patrząc na reakcję chłopaka. Po kilku sekundach, które dla
mnie trwały jak cała wieczność poczułam, jak chłopak chwyta mój podbródek i
odwraca w swoją stronę.
- Otwórz oczy – szepnął nadal trzymając palce na mojej skórze.
Powoli wykonałam jego polecenie, ale bardzo mozolnie. Spojrzałam na niego
niepewnie. Nie dostrzegłam złości. – Rozumiem.
Spojrzałam na niego zdziwiona. Byłam gotowa na każdą jego reakcje,
mógł na mnie teraz krzyczeć, wypominać mi, ostrzegać mnie, ale nie na to, że
zrozumie…
- No co? – zapytał widząc moje zdziwienie.
- Na serio akceptujesz to? Nie będziesz mnie pouczał. Nie będzie
żadnego wywodu. Nic?
- Po co mam się z Tobą kłócić i mówić Ci coś, skoro i tak
postawisz na swoim.
- W sumie, to masz rację – uśmiechnęłam się. – Kurde, musiałam w
ogóle ją w to wplątywać… Gdyby nie to, że się ze mną przyjaźni, to teraz by
miała spokój. Żadnych problemów, zmartwień. Jedynie te związane ze szkołą i te
miłosne. Sama chciałabym mieć tylko takie – westchnęłam i spojrzałam na nasze
dłonie, leżące obok siebie.
- Nie mów tak. Wy obie potrzebujecie siebie nawzajem. Normalnie
jesteście jak te papużki nierozłączki. Wszędzie razem. Nawet do łazienki! –
podniósł rękę w zabawnym geście.
- A nie słyszałeś co się stało w Harrym Potterze, kiedy Hermina
sama poszła do łazienki? Troll ją zaatakował! – zaśmialiśmy się.
- Jakoś sobie nie wyobrażam, że nagle miałybyście się nie znać i w
ogóle nie gadać. To by było dziwne. Dopełniacie się nawzajem.
- Sama sobie nie wyobrażam życia bez tego rudzielca. Mimo że
czasami jej zachowanie i pomysły są irytujące, to i tak życie bez niej byłoby
dziwne. Nudne, ona jest wariatką w pełnym tego słowa znaczeniu. Nie da się z
nią nudzić. Znamy się od małego i od początku byłyśmy nierozłączne – zaśmiałam
się na wspomnienie naszego pierwszego spotkania. Bawiłam się na placu zabaw i
zauważyłam niedaleko śliczną dziewczynkę o marchewkowych włosach. Zaczęłyśmy
się ze sobą bawić, a kiedy miałyśmy się rozstawać obiecałyśmy sobie, że
niedługo się zobaczymy. Od tego czasu codziennie spotykałyśmy się.
- Wyobrażam sobie. Taka mała blondyneczka i rudzielec obok –
wybuchnął śmiechem. Wywróciłam oczami.
Podniosłam wzrok na twarz Brandona. Patrzył prosto w moje oczy. Siedzieliśmy
bardzo blisko siebie. Chłopak przysunął się do mnie jeszcze bardziej nie
odwracając ode mnie wzroku. Położył dłoń na moim policzku, a ja nie mogłam się
ruszyć z miejsca. Siedziałam tam patrząc się w jego czekoladowe tęczówki.
Wszystko wewnątrz mnie wirowało, a motylki w podbrzuszu robiło fikołki. Jego
twarz powoli zbliżała się do mojej….
******
Przepraszam za tak długą nieobecność, ale miałam ostatnio kilka problemów i brak czasu. Szkoła normalnie mnie już wykończa i przez nią mam mało czasy dla siebie.
Wiecie, ostatnio zdolna ja wybiłam sobie palca. Ale na szczęście już jest dobrze :D
Wiecie, pod ostatnim postem się raczej nie popisaliście.... Serio tak mało komentarzy? Kurcze naprawdę smutno mi widząc, że nikt nie komentuje tego....
Mam nadzieję, że pod tym postem zobaczę dużą ilość waszych komentarzy! : )
P.S
Wszelkie pytania dotyczące mojej osoby możecie zadawać na moim asku (link jest także w stronach)