czwartek, 30 maja 2013

Zahipnotyzowana cz. 37


Rozdział XXXVII



- Sophie! Gdzie ty byłaś? – zawołała Mary.

- Musiałam coś sprawdzić – wyminęłam pytanie i usiadłam obok przyjaciół. Spojrzałam w prawo i zauważyłam, że Brandon się mi przygląda. Obok niego siedziała Sabrina, Miranda i Michael.

 - Hej! – uśmiechnęłam się do nich, co oni odwzajemnili.

Nie spojrzałam na Brandona. Na razie nie mogłam. Jego propozycja nadal we mnie siedziała. Muszę ją przetrawić.

- Moi drodzy – zobaczyłam naszego wychowawcę. – Zaraz będziemy wysiadać. Do końca dnia macie wolne – oznajmił nam i usiadł. Można było usłyszeć oznaki zadowolenia.

Po chwili byliśmy już na brzegu i wchodziliśmy do autokaru. Szybko dojechaliśmy pod hotel i każdy ruszył do swojego pokoju.

- A teraz gadaj – powiedziała Jane od razu, kiedy zamknęły się za nami drzwi.

- Jane.... - westchnęłam.

- Sophie! Mów – miała coś jeszcze powiedzieć, ale do pokoju wpadła Mary. Odetchnęłam z uglą. – I tak się nie wywiniesz – szepnęła do mnie.

- Dziewczyny, chodźmy na plażę! Musimy się poopalać – nadawała jak oszalała. Jakby ktoś ją nakręcił. Dosłownie tryskała energią.

- Ok, chodźmy – uśmiechnęłam się do niej. Uff, na szczęście Mary uratowała mnie od tej rozmowy. Ale i tak mnie to czeka i wiem, że to nie będzie łatwe.

Szybko przebrałyśmy się w stroje kąpielowe i ruszyłyśmy z ręcznikami na plażę.                                                                                                                                                                                                                                                                                                                              

Na miejscu już byli wszyscy.

Jak zwykle świetnie się bawiliśmy. Jednak ja nadal byłam lekko rozkojarzona. Moje myśli cały czas wędrowały w zupełnie innym kierunku niż powinny w tej chwili.

Powiesz mi w końcu co się stało? Nagle usłyszałam w swojej głowie podirytowany głos Brandona. Spojrzałam na niego. Przyglądał mi się z przymrużonymi oczyma. Westchnęłam cicho. Przed nim to się nie da nic ukryć. Wstałam z koca i ruszyłam brzegiem morza. Wiedziałam, ze Brandon ruszył za mną, lecz nie zatrzymałam się, tylko nadal kroczyłam do przodu. Po chwili stał obok mnie i dotrzymywał mi kroku. Nie odzywaliśmy się. Chłopak wiedział, że muszę chwilę pomyśleć. Przeczesałam wzrokiem plażę. Wszystkie dziewczyny patrzyły na Brana jak na jakieś bóstwo, a na mnie, jakbym im coś zrobiła i chciałyby mnie zabić. Co z tego, że idziemy obok siebie, czy od razu musi to wyglądać, jakbyśmy byli parą? Spojrzałam na chłopaka. Szliśmy krok w krok, a on patrzył przed siebie. Przyjrzałam mu się. Dobra, przyznaję, jest przystojny. Z jego ciemnych jak smoła włosów skapywały malutkie kropelki wody. W końcu przed chwilą wyszedł z wody. Przykrywały jego czoło i tworzyły artystyczny nieład na głowie. Oczy miał lekko przymrużone i zasłonięte firaną ciemnych rzęs, ale można było dostrzec głębię jego brązowych tęczówek, od których odbijały się promienie słońca. Miał ostre i męskie rysy twarzy, które dodawały mu uroku. Jego pełne usta były wykrzywione w lekkim grymasie, z czego można było się domyślić, że nad czymś intensywnie myślał. Miał delikatny zarost, który wyglądał niesamowicie męsko z połączeniem jego urody.

I te wszystkie dziewczyny są tak cholernie w niego wpatrzone i nim zafascynowane.

Ale czemu ja też?

Nie mogło mnie to ominąć?

Brandon zapewne czując na sobie mój wzrok spojrzał na mnie. Uniósł pytająco brwi i uśmiechnął się delikatnie.

Zaczerwieniałam się. Dałam się złapać na tym, że się mu przyglądam.

Zapewne cała reszta dziewczyn patrzyły na mnie teraz z mordem w oczach, ale kurde mnie to nie obchodziło. Zatopiłam się, znowu, w jego spojrzeniu. Jego spojrzenie było tak magnetyczne, że nie mogłam odwrócić wzroku od jego oczu. Byłam tylko ja i on.

Cholera…

Czemu on musi na mnie tak działać….

Nienawidzę tego w sobie…

Spięłam się w sobie i odwróciłam od niego moje spojrzenie.

Nadal szłam do przodu, aż w końcu mogłam dostrzec miejsce, gdzie były duże skały i nikogo wokół nich. Nie patrząc co robi Bran ruszyłam w ich stronę i będąc obok usiadłam na nich wpatrując się w horyzont. Słońce nadal świeciło mocno, ale mi to nie przeszkadzało. Kropelki wody wydobywające się z fal, które obijały się od skały skutecznie mnie ochładzały.

Po chwili poczułam, że Bran siada obok mnie i również patrzy się w to miejsce co ja.

Dobrze, że nie wyciągał ze mnie tego na siłę. Muszę sobie to ułożyć w głowie.

Po kilku minutach ciszy przerwałam ją cichym chrząknięciem.

- Widziałeś kiedyś duchy? – zapytałam cichutko.

Chłopak spojrzał na mnie zdziwiony.

- Do czego zmierzasz?

- Pytam, tylko czy widziałeś kiedyś duchy – powtórzyłam i spojrzałam na niego z poważną miną.

- Soph gadaj co się stało – z jego twarzy zniknął uśmiech i przysunął się do mnie.

- Widziałam dzisiaj moją babcię – powiedziałam do niego.

- Przyjechała?

- Ona nie żyje Brandon – patrzyłam na jego reakcję. Zmarszczył brwi.

- Jak to jest możliwe? Rodzice przekazali mi na urodziny naszyjnik od niej. Pamiętam, że kiedy byłam mała, babcia mi go pokazywała.

- Mówiła Ci coś dzisiaj? – zapytał patrząc na mnie.

- Była czarownicą. Powiedziała, że od początku wiedziała o tym, że mam do wypełnienia jakąś misję. Ten naszyjnik podobno chroni przed różnymi zaklęciami i urokami. Brandon powiedz mi, jak to możliwe, że mogłam ją zobaczyć?

- Wiesz, jeszcze nigdy nie spotkałem się z czymś takim. Ale to może być powiązane z tym, że bardzo potrzebowałaś czyjeś pomocy, a jedyną osobą, która mogła na Ciebie wpłynąć, była twoja babcia. Musiała być naprawdę potężną czarownicą, skoro udało jej się na tę chwilę pojawić w naszym świecie.

- O Jezu, tyle się dzieje. Już po prostu się w tym wszystkim gubię – Brandon złapał mnie za rękę leżąco na skale. Po chwili ponownie się odezwałam. – Zdecydowałam już co mam zrobić z Jane – chłopak spojrzała na mnie zaciekawiony. – Nie pozwolę Ci na wymazanie jej pamięci. To by było nie fair. Nie potrafiłabym – zobaczyłam w oczach chłopaka nutkę zrozumienia. – Powiem jej – zamknęłam oczy nie patrząc na reakcję chłopaka. Po kilku sekundach, które dla mnie trwały jak cała wieczność poczułam, jak chłopak chwyta mój podbródek i odwraca w swoją stronę.

- Otwórz oczy – szepnął nadal trzymając palce na mojej skórze. Powoli wykonałam jego polecenie, ale bardzo mozolnie. Spojrzałam na niego niepewnie. Nie dostrzegłam złości. – Rozumiem.

Spojrzałam na niego zdziwiona. Byłam gotowa na każdą jego reakcje, mógł na mnie teraz krzyczeć, wypominać mi, ostrzegać mnie, ale nie na to, że zrozumie…

- No co? – zapytał widząc moje zdziwienie.

- Na serio akceptujesz to? Nie będziesz mnie pouczał. Nie będzie żadnego wywodu. Nic?

- Po co mam się z Tobą kłócić i mówić Ci coś, skoro i tak postawisz na swoim.

- W sumie, to masz rację – uśmiechnęłam się. – Kurde, musiałam w ogóle ją w to wplątywać… Gdyby nie to, że się ze mną przyjaźni, to teraz by miała spokój. Żadnych problemów, zmartwień. Jedynie te związane ze szkołą i te miłosne. Sama chciałabym mieć tylko takie – westchnęłam i spojrzałam na nasze dłonie, leżące obok siebie.

- Nie mów tak. Wy obie potrzebujecie siebie nawzajem. Normalnie jesteście jak te papużki nierozłączki. Wszędzie razem. Nawet do łazienki! – podniósł rękę w zabawnym geście.

- A nie słyszałeś co się stało w Harrym Potterze, kiedy Hermina sama poszła do łazienki? Troll ją zaatakował! – zaśmialiśmy się.

- Jakoś sobie nie wyobrażam, że nagle miałybyście się nie znać i w ogóle nie gadać. To by było dziwne. Dopełniacie się nawzajem.

- Sama sobie nie wyobrażam życia bez tego rudzielca. Mimo że czasami jej zachowanie i pomysły są irytujące, to i tak życie bez niej byłoby dziwne. Nudne, ona jest wariatką w pełnym tego słowa znaczeniu. Nie da się z nią nudzić. Znamy się od małego i od początku byłyśmy nierozłączne – zaśmiałam się na wspomnienie naszego pierwszego spotkania. Bawiłam się na placu zabaw i zauważyłam niedaleko śliczną dziewczynkę o marchewkowych włosach. Zaczęłyśmy się ze sobą bawić, a kiedy miałyśmy się rozstawać obiecałyśmy sobie, że niedługo się zobaczymy. Od tego czasu codziennie spotykałyśmy się.

- Wyobrażam sobie. Taka mała blondyneczka i rudzielec obok – wybuchnął śmiechem. Wywróciłam oczami.

Podniosłam wzrok na twarz Brandona. Patrzył prosto w moje oczy. Siedzieliśmy bardzo blisko siebie. Chłopak przysunął się do mnie jeszcze bardziej nie odwracając ode mnie wzroku. Położył dłoń na moim policzku, a ja nie mogłam się ruszyć z miejsca. Siedziałam tam patrząc się w jego czekoladowe tęczówki. Wszystko wewnątrz mnie wirowało, a motylki w podbrzuszu robiło fikołki. Jego twarz powoli zbliżała się do mojej….


******
Przepraszam za tak długą nieobecność, ale miałam ostatnio kilka problemów i brak czasu. Szkoła normalnie mnie już wykończa i przez nią mam mało czasy dla siebie. 
Wiecie, ostatnio zdolna ja wybiłam sobie palca. Ale na szczęście już jest dobrze :D
Wiecie, pod ostatnim postem się raczej nie popisaliście.... Serio tak mało komentarzy? Kurcze naprawdę smutno mi widząc, że nikt nie komentuje tego.... 
Mam nadzieję, że pod tym postem zobaczę dużą ilość waszych komentarzy! : )

P.S
Wszelkie pytania dotyczące mojej osoby możecie zadawać na moim asku (link jest także w stronach) 

wtorek, 7 maja 2013

NIESPODZIEWANKA! :D



 Rozdział XXXVI

Nie mogłam uwierzyć własnym oczom. To było niemożliwe. Nie no, na pewno cos mi się musi zdawać, albo to jest jakiś sen.
Ale nawet jeśli, to nie chcę się z niego budzić. Tak dawno się z nią nie widziałam. Chcę z nią porozmawiać. Opowiedzieć jej co w tym czasie się stało. O wszystkim.
Moje oczy się zaszkliły.
- Kochanie – ponownie się odezwała tym swoim miękkim głosem.
- Babciu – wyszeptałam zachrypniętym głosem. – Skąd ty.. tu? Jak to możliwe? Czy to sen? – zapytałam patrząc w jej intensywnie zielone oczy.
Mama ma dokładnie takie same oczy. Były do siebie tak podobne, tylko kolor włosów odziedziczyła po dziadku.
- Nie tak szybko, myszko – uśmiechnęła się do mnie opiekuńczo. Zawsze tak mnie nazywała. – Po kolei. To jakie było to twoje pierwsze pytanie? Wiesz, już nie ta pamięć – zaśmiała się i przysiadła  obok mnie gładząc po głowie.
- Skąd się tu wzięłaś? Przecież ty…ty… - nie mogło mi to przejść przez gardło.
-  Umarłam – dokończyła za mnie. – Oh kochanie. Ja tak naprawdę cały czas jestem przy tobie. Nigdy Cię nie opuściłam.
Popatrzyłam na nią zdziwiona. Tak dobrze wiedzieć, że zawsze jest obok Ciebie, ktoś tak blisko.
- A wracając do pytania – dodała w uśmiechem. – Wiem, że masz ostatnio bardzo dużo na głowie. Musisz podjąć bardzo dużo decyzji, które są bardzo ważne. Przybyłam Ci pomóc, myszko – pogłaskała mnie po włosach. Kiedy byłam mała zawsze to uwielbiałam. Siadałam obok niej na kanapie i prosiłam, żeby bawiła się moimi włosami. Często wychodziły z tego śliczne fryzury. Zawsze później biegłam do rodziców i chwaliłam im się tym, co mam na głowie.
Tak dobrze było ją mieć koło siebie. Po tylu latach.
- Ale jak to możliwe, że ty tutaj jesteś? – zapytałam ponownie wtulając się w babcię.
- Wiesz słonko, sama nie wiem. W pewnym momencie zauważyłam, że mnie potrzebujesz. Nie mogłam tak bezczynnie patrzeć, jak się zamartwiasz. Widziałam, że zamęczasz się. Nie możesz tak. No popatrz jak przez to schudłaś! – wypomniała mi dokładnie się przyglądając mojej sylwetce i marszcząc brwi. – Co oni w ogóle Cię nie karmią? – zapytała.
No tak, babcia jak to babcia. Zaśmiałam się do niej.
- Brakowało mi Cię babciu. Nawet nie wiesz jak bardzo – przytuliłam ją mocno.
- Oh wiem kochanie. Mi Ciebie też strasznie brakowało, ale zaraz mnie upuścisz – zaśmiała się. – Takie małe ciałko, a tyle w nim sił – skomentowała.
- Babciu, ilu tutaj ze mną zostaniesz? – nagle zdałam sobie sprawę, że jej tak naprawdę tutaj nie ma. Tylko przez tą chwilę będzie tutaj przy mnie.
- Na razie się tym nie przejmuj – spojrzała mi w oczy. – Teraz musimy porozmawiać – spoważniała.
- Dobrze.
- Wiem, że teraz masz przed sobą ważną decyzję. Musisz być bardzo wyrozumiała. W przyszłości czeka Cię bardzo odpowiedzialna pozycja i nie możesz nikogo zawieść. Wiem, że to brzmi strasznie, że nigdy nie myślałaś, że w wieku 19 lat będziesz miała na głowie tak poważne decyzje. Ale błagam Cię nie zadręczaj się tym tak.
- Babciu, ale ty nie wiesz wszystkiego – spuściłam głowę.
- Wiem więcej niż byś mogła się spodziewać. Wiem o wszystkim. Wiem o twoich mocach, o wampirach, o twoich problemach –
Spojrzałam na nią zdziwiona.
- Tak kochanie. Ja wiem o wszystkim.
- Ale przecież jak byłam mała, to mówiłaś, że nie ma żadnych takich stworów – przypomniałam jej. Babcia zaśmiała się.
- Oj myszko. Przecież miałaś wtedy 5 lat. Później w nocy byś nie spała. Miałabyś koszmary w nocy – spojrzała w stronę wisiorka, którego ściskałam w dłoni. – Widzę, że rodzice Ci już przekazali. Tak mi przykro, że sama Ci go nie dałam.
- Nic się nie stało. Ale ten wisiorek jest naprawdę śliczny – przyglądałam się mu.
- Cieszę się, że Ci się podoba. Ale to nie jest taki zwykły naszyjnik – spojrzałam na nią pytająco. – Bo wiesz, ja już od dawna wiedziałam o istnieniu wampirów. Nie bez powody go dostałaś – przerwała. – Ja jestem czarownicą.
Aż zabrakło mi powietrza. Że co? Nie no, czego ja się jeszcze dowiem. Może, że jednorożce, gremliny i syreny istnieją?
Nie będę mogła sama chodzić do łazienki, bo jeszcze mnie troll w niej zaatakuje, tak jak Hermione.*
- Wiem, że to może być dla Ciebie szokujące, ale to jest prawda.
- Babciu, ale do czego jest mi potrzebny ten wisiorek? – w końcu „odetkało mnie” i mogłam coś powiedzieć,
 - On Cię chroni przed różnymi zaklęciami, czarami i urokami. Od twojego urodzenia wiedziałam, że jesteś wyjątkowa. Masz do wypełnienia wielką misję i wiem, że wahasz się, czy takie rozwiązanie jest dobra dla świata. Niestety tego Ci nie powiem. Musisz sama do tego dojść.
- Ale uważasz, że powinnam pogodzić świat wampirów i ludzi? – od razu zapytałam marszcząc brwi.
- Kochanie, nic takiego nie powiedziałam. Ty sama musisz dojrzeć do tej decyzji, ja jej za Ciebie nie podejmę. Mogę tylko naprowadzić Cię. Wiem, że dasz radę – położyła swoją dłoń na mojej. – Jesteś już duża i bardzo mądra. Naprawdę – uśmiechnęła się miło.
- Ale to jest takie trudne – westchnęłam. – To wszystko się tak szybko wydarzyło.
- Wiem, wiem. Ale wierzę, że dasz sobie ze wszystkim radę.
- No tak, ale teraz mam ważniejszą decyzję do podjęcia.
- Nie wiesz czy powiedzieć Jane o wszystkim, prawda? – pokiwałam głową. – A co podpowiada Ci twoje serce?
- Moje serce teraz nagle milczy jak grób!
- Myszko, ono nie powie Ci tak dosłownie. Na pewno za niedługo sama zrozumiesz o co mi chodzi.
- Taaa, fajnie by było. Babciu, ale pomóż mi. Przecież ty na pewno wiesz co muszę zrobić.
- Ale to musi być twoja decyzja. Posłuchaj. Wiem, że to jest bardzo trudne. Jane jest Ci bardzo bliska. Chcesz dla niej jak najlepiej. Ja to naprawdę rozumiem. Nie chcesz, żeby stało się jej coś złego. Ale nie możesz się teraz obwiniać za to, co się wydarzyło. Nie mogłaś wiedzieć, że coś takiego się stanie. A co do twojej decyzji. Wiadomo, że ryzykiem jest jej powiedzieć o wszystkim. Ale jak już sama zauważyłaś, możecie ją łatwiej chronić kiedy o wszystkim wie.
- Ale jeśli jej powiem, to ona nie uzna, że sobie z niej żartuję? Nie uzna tego za jakiś absurd?
- A jak ty zareagowałaś kiedy się o tym wszystkim dowiedziałaś?
- Na początku to naprawdę myślałam, że ktoś sobie ze mnie żarty robi, ale kiedy zobaczyłam co Brandon potrafi i że to nie jest ludzkie, to na serio się przeraziłam. Myślałam, że on zaraz mi coś zrobi. No, ale że z reguły jestem ciekawska, to od razu chciałam wiedzieć o co w tym wszystkim chodzi. Po jakimś czasie uwierzyłam w to. Musiałam – przypomniałam sobie same początki. To wszystko był naprawdę dziwnie. W jeden dzień zachowuje się i żyję jak normalna nastolatka, a w następny okazuje się, że jestem niewiadomo kim.
- No widzisz kochanie. Jane zrozumie. Po jakimś czasie, ale jednak zrozumie. Tak jak to było z Tobą.
- Czyli powinnam jej powiedzieć, prawda?
- To twoja przyjaciółka i twój wybór.
- Nie łatwiej by było, gdybyś mi teraz powiedziała, co mam robić?
- Oczywiście, że łatwiej – zaśmiała się dźwięcznie. – Ale w życiu nie chodzi o to, żeby było łatwo, bo by było nudno.
Popatrzyłam na nią. Jak mi jej brakowało. Tych rozmów. Mimo że ostatnio rozmawiałam z nią tak dawno i na tak błahe tematy. Ona zawsze potrafiła mi doradzić. Nawet jeśli chodziło o to, że pobrudziłam mamie sukienkę i za nic nie chciałam się do tego przyznać. Od razu mi wytłumaczyła, że nie mogę zwlekać z prawdą i na pewno rodzicielka nic mi nie zrobi. Jak zwykle miała rację.
- A co do Brandona – dodała po chwili. –To przystojny ten chłopak – puściła do mnie oczko.
- Oj babciu – zarumieniłam się.
- Nie oj babciu, tylko taka jest prawda. I naprawdę o Ciebie dba. Powinnam mu podziękować. Tylko jak? – zamyśliła się. Patrzyłam na nią zdumiona. – Wiem! – aż podskoczyłam. – Odwiedzę go we śnie – uśmiechnęła się promiennie.
- Nie! Nawet się nie waż – spoważniałam i podniosłam rękę w górę.
- Ale to jest taki uczynny i miły chłopak. Czemu ty się jeszcze za niego nie bierzesz? Idealna partia! - Boże, od kiedy moja babcia tak mówi? Byłam zszokowana.- Powiem Ci, że to jest świetny pomysł. We śnie…
- Boże – uniosłam ręce w górę.
- Kochanie, może on się wydawać czasami trochę chamski, ale z tego co zdążyłam zauważyć, to to jest trochę jego sposób na podryw – nie poznaję mojej babci. Takie słownictwo? – Bo wiesz, już zdążyłam go przejrzeć i dowiedzieć się  o nim co nieco. Naprawdę, nie masz co się wahać.
- Babciu, błagam. On mi się nie podoba – próbowałam to powiedzieć pewnie, ale chyba mi to trochę nie wyszło. Babcia podniosła na mnie brwi.
- Myszko, mnie nie oszukasz . I! –podniosła palec, bo chciałam się odezwać. – Naprawdę widać, ze coś was do siebie ciągnie. Nawet mi tu nie zaprzeczaj – zaśmiałam się i pokręciłam głową z niedowierzaniem. Jej się lepiej nie sprzeciwiać.
- Kochanie, muszę już wracać – powoli zaczęła wstawać. Posmutniałam. – Oj nie smuć się – podniosłam się i stanęłam obok niej. – Pamiętaj, zawsze jestem tutaj – złapała mnie za ręce i położyła na moim sercu. – Tutaj – uśmiechnęła się do mnie kojąco.
- Zobaczę Cię jeszcze kiedyś? – szepnęłam. W moich oczach stanęły łzy.
-  Może i Tobie kiedyś pojawię się we śnie – zaśmiała się.
- Mam nadzieję. Będę tęskniła. Strasznie – przytuliłam ją mocno, a po moich policzkach pociekły łzy.
- Nie płacz – starła je. – Wszystko będzie dobrze – uśmiechnęła się. – Pamiętaj. Dasz radę. Na każde pytanie tak naprawdę znasz już odpowiedzieć, tylko się skup i słuchaj swojego serca – pocałowała moje czoło.
- Dziękuję Babciu. Bardzo mi pomogłaś. Kocham Cię – jeszcze raz wyszeptałam.
- Ja Ciebie też kocham myszko – odsunęła się ode mnie. – Żegnaj.
I odeszła. Podniosłam dłoń za nią, ale już jej tam nie było. Łzy jedna po drugiej płynęły po policzkach. Tak bardzo tęskniłam…. Przez tyle lat się nie widziałyśmy. Tak bardzo się cieszę, że mogłam ją zobaczyć, porozmawiać. Jak mi tego brakowało. .
Dotknęłam wisiorka i zamknęłam oczy. Oddychałam głęboko.
 Wokół panowała cisza przerywana falami obijającymi się o maszynę i piskiem mew.
Wiaterek owiewał moje ciało.
Już wiedziałam co zrobić.
- Dziękuję Babciu. Nigdy Cię nie zapomnę – szepnęłam cichutko, jakby sama do siebie.

 

****
* - jak ktoś oglądał Harrego Pottera (kto nie oglądał 0.o?) to będzie wiedział 

Taka mała niespodzianka z okazji moich urodzinek :D 
Bardzo dobrze mi się pisało ten rozdział. Tak jakoś....  
Mam nadzieję, że będzie dużo komentarzy, bo naprawdę jestem zadowolona z tego rozdziału i polubiłam go :***

Kocham was  <3 ;**

A teraz zapraszam was do mojego aska. Pytajcie o co chcecie :D 
http://ask.fm/Sooophhhh   ;)  Link jest także w zakładce 

sobota, 4 maja 2013

Zahipnotyzowana cz. 35


Rozdział XXXV

Przejechałam dłonią po mojej twarzy. Niepewnie spojrzałam na Brandona. Przeszywał mnie wzrokiem i wydawało mi się, jakby potrafił mi czytać w myślach. Jakby wszystko, o czym myślę i co czuję było wypisane na mojej twarzy, a on z łatwością z niej czytał. Nie lubię jak ktoś tak robi.
- Dobra, pytaj o co chcesz – w końcu powiedziałam. Nie wytrzymałam tego natrętnego spojrzenia. Brandon tylko uśmiechnął się zwycięsko, ale po chwili spoważniał.
- Co tam się stało? Jak wyszłyście z wody wyglądałyście, jakbyście zobaczyły ducha, a w szczególności ty – przemówił patrząc mi w oczy.
- To było naprawdę dziwne. Ta moja fobia z tą głębokością, zaczęła się, kiedy byłam mała. Wiesz, pływałam sobie w morzu, niedaleko mnie był tata. Wtedy naprawdę już umiałam dobrze pływać. Tata dosłownie na chwilę spuścił ze mnie wzrok. Wtedy poczułam, jak coś łapie mnie za kostkę i ciągnie w głąb wody. Na początku myślałam, że to mój brat i chce mi tylko dokuczyć, ale kiedy byłam już pod wodą i otworzyłam oczy ujrzałam zupełnie coś innego. Myślałam, że to jest jakiś zły sen. Za kostkę trzymał mnie jakiś dziwny cień. Zaczęłam się szarpać. Naprawdę byłą przestraszona. No bo co innego mogła czuć mała dziewczynka? Na szczęście tata w porę zorientował się, że mnie nie widać i pomógł mi. Oczywiście to co mówiłam było śmieszne. Wszyscy mi tłumaczyli, że musiało mi się wydawać i zachłysnęłam się wodą. W końcu z czasem sama w to uwierzyłam. No bo gdzie tu sens? – przerwałam na chwilę i zerknęłam na Brandona. Uważnie mnie słuchał nie odwracając ode mnie wzroku. – Aż do dzisiaj – kontynuowałam. – Kiedy razem z Jane nurkowałyśmy po jakimś czasie ona zniknęła mi z oczu. Kiedy ją dostrzegłam myślała, że sobie ze mnie robi jaja. Ale kiedy podpłynęłam bliżej i zobaczyłam co trzyma ją za nogę wszystko wróciło. To był dokładnie ten sam cień. Chyba nigdy nie zapomniałam jak on wygląda. Ale czego on tutaj szuka? – patrząc na chłopaka zadałam to pytanie. Po jego minie mogłam wywnioskować, że gorączkowo nad czymś myślał. Po chwili spojrzał na mnie.
- Nie mam pojęcia co to jest i skąd to się bierze, ale mam dziwne przeczucie, że to ma powiązanie z tym dziwnym gościem, z którym spotkała się Kate – powiedział.
- Też mi się tak wydaję. Tylko czemu to wszystko jest takie trudne? Nie wiem, jak dam sobie z tym radę. Żeby to wszystko złączyć w jedną kupę… - westchnęłam przeciągle. Kątem oka spojrzałam na chłopaka. Przyglądał mi się uważnie.
- Eee tam, dasz radę – w końcu się do mnie uśmiechnął. Czy on zawsze musiał być taki wesoły i optymistyczny. Wszystko co smutne zawsze zamieni na coś wesołego. Podszedł do mnie i zmierzwił mi włosy. – Ty nie dasz rady? Przecież ja cię trenowałem! – zaśmiał się. Podzieliłam jego entuzjazm, no bo patrząc na niego, uśmiech aż sam wkradał się na usta.
- Ej, ale jest jeszcze jedna sprawa – powiedziałam po chwili. – Co zrobimy z Jane? Jej, byle jaka wymówka nie przekona – oj zdecydowanie. Na stówę zobaczy, że coś kręcimy i będzie z nas wyciągała prawdę, aż w końcu jej się do uda.
- Wiesz, bo ja już trochę o tym myślałem… - Boże, tylko nie to. – No i wymyśliłem, że najlepiej by było, gdyby ona o tym nie pamiętała. Poczekaj – powiedział widząc, że chcę coś powiedzieć. – Pomyśl. Jeśli mielibyśmy jej o wszystkim powiedzieć, to to naprawdę będzie dla niej niebezpieczne. Dopóki o niczym nie wie jest jak na razie bezpieczna. Kiedy tamci dowiedzą się, że ona może coś wiedzieć, to nie przepuszczą takiej okazji.
- Ty chcesz jej wymazać pamięć i myślisz, że ja tak po prostu na to pozwolę? – zapytałam i poczułam, jak coś w środku mnie pęka. – Na cholerę zostałam wybraną?! Nie mogę normalnie żyć! Muszę mieć tajemnice przed przyjaciółmi, co grozi ich utratą! Nawet jeśli o niczym nie wiedzą, to ich życie jest zagrożone. A najlepiej to by było, gdybym w ogóle nie miała przyjaciół, bo tak czy siak kto wie, czy ktoś im coś nie zrobi. Zapewne wszystkim osobą, z którymi przebywam coś grozi. Powinnam się izolować od ludzi, bo przynoszę im tylko niebezpieczeństwo. Już dzisiaj Jane mogła przeze mnie zginąć. Ja tego nie chcę! – zakryłam dłonią twarz. To wszystko jest cholernie trudne i nie na moje siły. Nic nie mówić Jane, możliwe, że nic jej się nie stanie. Ale właśnie, to jest tylko możliwe. A co jeśli to nie wystarczy? I do tego będę ją okłamywać….
Powiedzieć jej. Mogą na nią polować, ale będzie już przygotowana, można nawet coś z tym zrobić. Przygotować ją jakkolwiek. Nie będę musiała jej oszukiwać.
Żadna z opcji nie jest odpowiednia. Jej życie powinno być normalne, a ja nie potrafię jej tego dać. To wszystko jest przeze mnie.
- Sophie, błagam cię – Brandon przybliżył się do mnie i chciał dotknąć mojego ramienia.
- Nie! – odsunęłam się gwałtownie. – Nie dotykaj mnie. Jaaa… ja muszę to wszystko przemyśleć. Nie potrzebuję teraz twojej troski – powiedziałam i wstałam. Spojrzałam na chłopaka. Był widocznie zdziwiony moim zachowaniem, moją reakcją.
Szybkim krokiem odeszłam stamtąd. Potrzebuję jakiegoś spokojnego miejsca…. Ruszyłam w stronę dziobu maszyny. Lekki wiaterek rozwiewał delikatni moje włosy. Przystanęłam w odpowiednim miejscu i usiadłam po turecku. Przymknęłam oczy i pozwoliłam, żeby słońce ogrzewało moją twarz. Boże, to wszystko  jest takie chore. Za jakie grzechy… I jeszcze w to wszystko wplątani są moi przyjaciele. Jak ja mogłam do tego dopuścić. Powiedzieć im, źle. Nie powiedzieć, jeszcze gorzej. Tak, czy tak są w to zamieszani, a jeszcze najbardziej Jane. Skoro już została zaatakowana, to jaką mam pewność, że znowu nie będzie? Oni już zauważyli, że się z nią zadaję i jestem z nią blisko. Mogą myśleć, że wszystko wie. Jeśli nic jej nie powiem, nie będę mogła jej chronić. To by było naprawdę dziwne, gdybym nagle zaczęła się nią tak zajmować. I co ja teraz mogę zrobić.
Brandon myśl, że tak po prostu wymażemy jej z pamięci dzisiejsze zdarzenie i będzie po problemie. Łatwo mu powiedzieć, ale to nie on później będzie miał to na sumieniu. Kto mi zapewni, ze to coś da?
No właśnie nikt…. Jezuu… co teraz się dzieje w mojej głowie, dziwne, że mnie jeszcze głowa nie boli. Aaa, sory nie może mnie boleć, bo jestem w połowie wampirem. Zajebiście, zawsze o tym marzyłam. Mam ochotę krzyczeć!
- Soph, wszystko okej? – usłyszałam za sobą. Obróciłam się i ujrzałam śliczną brunetkę. Skądś ją kojarzyłam. Mocno się skupiłam. No tak! Spotkałyśmy się na moich urodzinach. To jest jedna ze znajomych Brandona. Spotkałam ją jeszcze podczas jednego treningu. Aaaa. Zaczerwieniłam się na tę myśl.
Sabrina! Tak, właśnie. Ale, ale. Co ona tu robi?
- Co ty tutaj robisz? – zapytałam od razu.
- Wiesz, Brandon do nas ostatnio dzwonił. No wiesz, w związku z tym, co się tu działo – spojrzała na mnie łagodnie i usiadła obok mnie.
- No, trochę tu się dzieje… - odpowiedziałam. – Kiedy przyleciałaś? Ktoś jeszcze tu jest?
- Wczoraj przed północą razem z Mirandą i Michaelem. Nawet nie było kiedy się z wami przywitać. Postanowiliśmy więc dzisiaj się z wami wybrać. I nawet nie było to takie trudne. Nikt nie zorientował się, że nie jesteśmy z waszej szkoły. Nie żebyśmy sobie jakoś w tym pomogli – uśmiechnęła się słodko. – Jak dowiedzieliśmy się, że ktokolwiek z nich mógł tutaj za wami przylecieć od razu. Wiesz, na wszelki wypadek – to ostatnie powiedziała mniej pewnie. Pokiwałam głową. - Brandon mi powiedział przed chwilą co się stało.
- I co, przysłał Cię, żebyś mnie przekonała?
- Nie o to chodzi. Wiem, że to może być trudna decyzja. Posłuchaj, Brandon chce naprawdę jak najlepiej. Wiem, że jego propozycja może Ci się wydawać absurdalna.
- Bo taka jest – przerwałam jej. – Taak wie, że on chce jak najlepiej. Ale, co z tego, że wymaże jej to z pamięci. Zapewnicie mi, że wtedy ona będzie bezpieczna? Skoro ją zaatakowali, to ich nie będzie interesować, że ma wymazaną pamięć – wyznałam jej co myślę. – Nie chcę mieć przed nią tajemnic, a wtedy będzie mnie zżerało poczucie winy. Już nie mogę żyć z myślą, że to wszystko przeze mnie, a co dopiero. Ona mi tego nie wybaczy. Jeśli jej powiemy, to łatwiej będziemy mogli ją ochronić, a  teraz nie wiemy nic. Błagam zrozum mnie – Sabrina uważnie mnie słuchała. Przez chwilę się nie odzywała.
- Wiesz, że jesteś cholernie mądra – zapytała mnie. – Nie potrafiłabym myśleć w taki sposób jak ty – uśmiechnęła się do mnie. – Wiem, że masz mało czasu na przemyślenie tego wszystkiego. Ale postaraj się jeszcze raz to wszystko przemyśleć – przytuliła mnie. – Wracam do nich. Idziesz? – zapytała.
- Nie, ja jeszcze chwilę ty posiedzę, przyda mi się – uśmiechnęłam się delikatnie. Po chwili Sabrina zniknęła z mojego pola widzenia.
Jejku, teraz to już zupełnie mam pustkę w głowię. Specjalnie Brandon musiał sprowadzić ich tutaj. A jak oni mieli w domu coś do załatwienia i nagle na jedno zawołanie mieli obowiązek do mnie przyjechać, bo mi grozi niebezpieczeństwo. Wszyscy tak pragną mojego bezpieczeństwa, ale taka prawda, że tak czy siak, to ja będę musiała się z tym wszystkim zmierzyć. Oni nic na to wtedy nie poradzą. To ja będę musiała to wszystko załatwić, zrobić.
- AAAAAA!!- krzyknęłam, nie mogąc opanować emocji i pragnąc rozładować się. Rozmasowałam sobie palcami skronie.
- Sophie – usłyszałam łagodny głos zza pleców. Spojrzałam w tamtą stronę. Przetarłam zaskoczona oczy. Automatycznie dotknęłam kieszeni moich spodenek. Wyczułam tam to, czego szukałam. Wyjęłam wisiorek, który dostałam na moje urodziny. Zamrugałam kilkakrotnie powiekami i znowu spojrzałam na tą osobę.
- Niemożliwe – szepnęłam i ścisnęłam wisiorek w ręku. 

****
Kolejna część! :D Udało się. 
Uwierzcie mi, ja nawet jak będę miała kompletną załamkę nigdy nie przestanę pisać. Choćbym miała mieć tak dużą przerwę jak ostatnio, nie przestanę. Doprowadzę to opowiadanie do końca. Jeszcze nie wiem, jak długo będzie ono trwało, ale na pewno nigdy was nie zostawię. Za bardzo was polubiłam oraz to opowiadanie. Przywiązałam się do was. 
Czekam na wasze komentarze. Mam nadzieję, że będzie ich masa. Tylu was tu jest, tyle osób obserwuje mojego bloga, a tak naprawdę tylko garstka go komentuję. Proszę was o komentarze i opinie, zależy mi na nich bardzo, wiem wtedy, że mam dla kogo pisać : - ) 
Kocham was bardzo i pozdrawiam gorąco :*** <3 

P.S
Zastanawiałam się, czy nie założyć sobie "aska", moglibyście mnie tam pytać o różne rzeczy. Piszcie w komentarzach co o tym myślicie :D