sobota, 28 września 2013

Zahipnotyzowana cz.43



Rozdział XLIII



Powoli, powoli zaczęłam wybudzać się z niespokojnego snu. Mój umysł nadal był w stanie uśpienia, ale ból, który odczuwałam w każdej cząsteczce mojego ciała zaczął mi doskwierać i przypominać o tym, co się dzieje. Mój umysł zaczął przedzierać się przez senną mgłę, każąc mi powrócić do rzeczywistości. Próbowałam poruszyć rękoma, ale coś skutecznie mi to uniemożliwiło. Ponowiłam próbę, ale nadal nic. Wyczułam, jak coś szorstkiego ociera się o moje nadgarstki i podczas ruchów wywołuje nieprzyjemne pieczenie. Zmarszczyłam brwi i spróbowałam się ruszyć.

Moje nogi też były unieruchomione.

Powoli zaczęłam otwierać ociężałe powieki.

Co się tu do jasnej cholery dzieje?

Na moją twarz padało słabe światło z kilku świec.

Spojrzałam w dół. Siedziałam na jakimś krześle. Moje nadgarstki były uwięzione z tyłu, przy moich plecach, a nogi ciasno związane jakimś sznurem. Każda próba uwolnienia się sprawiała jedynie, że moje nadgarstki i kostki pokrywały się jeszcze większą ilością krwi, a to sprawiało jeszcze więcej bólu.

Więzy były bardzo mocno zaciśnięte, przez co moje ręce zaczęły cierpnąć.

Do cholery! Co oni chcą!?

Rozejrzałam się dookoła.

Znajdowałam się w zupełnie innym miejscu niż wcześniej. Świece mimo że dawały mało światła, pozwoliły mi choć trochę ocenić wygląd otoczenia. Tutaj ściany też były kamieniste, ale w niektórych miejscach mogłam zobaczyć drewniane belki. Zapach tutaj,  był trochę inny. Nie mogłam go zidentyfikować. Kojarzył mi się z czymś, ale nie mogłam sobie przypomnieć z czym.

Znajdowałam się bardzo blisko ściany, ale wejście do tego zaułku było po drugiej stronie. Nie było szans, żebym się mogła tam dostać. Byłam strasznie obolała i przemęczona. Głowa pulsowała z bólu, a wszystkie mięśnie odmawiały posłuszeństwa.

Gdzie ja jestem? Przecież nie mogli mnie przenieść za daleko? Jak długo byłam nieprzytomna? A może jednak mogli?

Dobra Sophie, skup się. Zapomnij, że wszystko cię boli, zapomnij. Skup się na tym co jest teraz i jak z tego wybrnąć. Co robić? Musi być jakieś rozwiązanie.

Myśl, myśl, myśl……

Rozejrzałam się jeszcze raz dookoła.

Musi być coś, co pomoże mi rozpoznać, gdzie jestem.

No nie wiem, jakieś szczegóły, cokolwiek.

Ten zapach…..

Cholera, z czymś mi się kojarzy.

Zamknęłam oczy i się skupiłam…

Ten zapach ziemi. Mokrych kamieni. Wilgoć, duża wilgoć….

Kopalnia! Tak! Na pewno jakaś kopalnia!

Rozejrzałam się jeszcze raz dookoła. Pamiętam, kiedy byłam mała, razem z klasą byliśmy na wycieczce klasowej i weszliśmy do kopalni. Zapach, który wyczuwałam dzisiaj był tak podobny to tego sprzed kilkunastu lat, że nie mogłam się mylić.

Tylko jak mam się stąd wydostać?

Ile minęło czasu, od kiedy mnie przenieśli z tamtej jaskini?

Kate! Co on zrobił z Kate?! Błagam, niech ona żyje.

A może Brandon już ją znalazł? Może już jest bezpieczna?

Niech ona będzie bezpieczna. Przecież ona nic nie zrobiła.

Oh Boże, czemu mnie to spotyka. Czemu to musi spotykać moich znajomych!

Teraz wymyśl jakiś skuteczny sposób na wydostanie się stąd.

Moja moc! Musi tutaj działać…. Musi…

Jezu….. Czemu ja jestem taka słaba i wykończona… Muszę mieć choć trochę siły, żeby móc sprawdzić, czy tutaj będę mogła coś zdziałać. Dasz radę. Odblokuj tę cholerną blokadę i zacznij działać. Zacznij racjonalnie myśleć.

Poczułam jak mała iskierka mojej mocy wydostaje się z mojego ciała.

Tak! Udało się! Czyli tutaj nie jestem ograniczona. Hm… Co by tu zrobić. Skoro mam tutaj swoje moce, too przecież mogę uwolnić się z tych cholernych więzów na nogach i rękach.

Mocno szarpnęłam za sznurki, ale w tej samej chwili przez całe moje ramiona przeszedł mocny ból!

Aż krzyknęłam!

Nigdy nie czułam czegoś takiego…. Nieludzkiego! Inaczej się tego nie da określić. Ból był niewyobrażalny. Mój oddech się przyspieszył, a z gardła wydobywały się jęki.

Co to jest do jasnej? Czułam jakby coś paliło moje nadgarstki.

Oh Boże… Jak boli… Jak to możliwe? Przecież zwykłe sznurki nie zrobiłyby nic takiego. To jest niemożliwe.

Coś musi w nich być.

Przestałam ruszać moimi rękami i nogami, aby nie czuć tego strasznego bólu. Wyrównałam swój oddech, ale serce nadal mocno biło. Ból w nadgarstkach i kostkach nadal mocno pulsował i poczułam jak spływa po nich krew. Zacisnęłam zęby i zaczęłam intensywnie myśleć o rzeczach, które mogą mnie skrzywdzić.

Ogień… drewno…. Tak! To jest to!  W tych sznurach musi być drewno. Nie ma innej możliwości.

Jak oni to zrobili?

No tak, przecież nie zostawiliby mnie tutaj, żebym mogła się tak po prostu wydostać i uciec.

Jak zwykle wszystko jest do dupy….

Niech ktoś tu przyjdzie! Niech mnie uwolni, niech coś zrobi…..

Przełknęłam ślinę.

Boże, jak mi się chce pić. Tak byłam tym wszystkim przejęta, że nawet nie zwróciłam uwagi na pragnienie. Musiałam nie pić od dłuższego czasu…. Ile mogło minąć czasu od kiedy byłam w jaskini? A tam? Ile czasu tam spędziłam…

Tyle pytań, a tak mało odpowiedzi.

Głowa pulsowała mi w bólu, tak samo zresztą nadgarstki i kostki. Nawet najmniejszy ruch powodował pieczenie. Podczas snu byłam tak zamroczona, że nie czułam tego bólu, ale teraz trudno było z nim wytrzymać.

A co jeśli oni mnie teraz zostawią na pastwę losu?

Jeśli chcą, żeby się zagłodziła na śmierć, albo umarła z pragnienia?

Jeśli moja śmierć ma przynieść ból w nadgarstkach i kostkach?

Przecież nie mogą tego zrobić. Nie zrobią tego. Za bardzo mnie potrzebują. W końcu po to mnie porwali.

Mimo braku siły usłyszałam w oddali odgłosy kroków. Ktoś widocznie nie krył się z tym, że tu przyjdzie. W sumie to po co?

Nawet nie mam na tyle siły, żeby wystarczająco otłumić kogoś. Ha! Nawet moje umiejętności na to mi nie pozwalają! Może i miałam różne praktyki z Brandonem, ale to nadal nie jest to, co bym chciała osiągnąć. Nie zawsze mi się udawało mi się wydobyć z siebie moc.

Odgłosy kroków były coraz głośniejsze, co oznaczało, że zbliżają się do miejsca, w którym znajduję się ja.

Nagle w świetle świec dostrzegłam czyjąś posturę.

Na pewno nie był to ten wariat, który mnie porwał, chociaż ten stojący tutaj raczej też nie był normalny. Dziwne, że nie pomyślałam, że to jest ktoś kto mógłby mnie uratować, ale nie wiem skąd, wyczułam, że ta osoba jest zamieszana w tą całą sprawę z tym gościem.

Może jednak podświadomie moje moce same automatycznie się włączają. Ale co z tego, jeśli i tak nic nie będę mogła tej osobie zrobić.

Postać wyłoniła się z cienia i mogłam wyraźniej dostrzec rysy twarzy.

I aż się zdziwiłam. Zobaczyłam młodego chłopaka, przystojnego, ale wydawał się zagubiony i niewinny. Nie wyglądał jakby miał mi zaraz coś zrobić, czy wyssać z kogoś krew.

Nie mogłam dostrzec jaki ma kolor oczu, ale nie wyglądał na groźnego. Miał blond włosy, a grzywka opadała mu na oczy. Jego postawa wskazywała na to, że nie był zbyt pewny siebie w tym momencie.

Popatrzył na mnie niepewnie i zauważyłam, że ręce mu drżą.

Punkt dla mnie. Najwidoczniej musi się mnie bać.

- Czego chcesz? – wychrypiałam. Oh Boże, ale mnie gardło boli. Odchrząknęłam, aby wrócił mi normalny głos.

- Przyszedłem sprawdzić, czy się obudziłaś – powiedział, próbując przyjąć obojętny ton, choć wyraz jego warzy wyrażał zupełnie coś innego.

- Jak widzisz, wstałam…. – tak jakby wstałam, bo się obudziłam, ale do wstania mi trochę daleko. – Możesz iść i zawołać swojego pana – dodałam po chwili.

Chłopak zmrużył oczy, a nozdrza na chwilę mu się powiększyły, co oznaczało, że coś wyczuł.

Wyraz jego twarzy nagle się zmienił i nie wyglądał na takiego bezbronnego. Zaczął się do mnie zbliżać patrząc na moje kostki. Podążyłam za jego wzrokiem.

O mój Boże! Miałam krew na stopach, a z ran przy więzach nadal kapała krew. Wiedziałam, że nie mogę się ruszyć, bo rany staną się jeszcze większe, a to znowu będzie cholernie bolało. Nie wiedziałam co robić.

Spojrzałam na niego, był bardzo blisko mnie. Nie mogłam pozwolić, żeby m coś zrobił. Oh Boże, błagam, pomóż mi!

Przygryzłam wargę i skupiłam się na swojej wewnętrznej mocy. Przypomniałam sobie jedną z lekcji z Brandonem. Wyobraziłam sobie, że gdzieś w środku znajduję kluczyk i otwieram kłódkę. Wypuściłam z płuc powietrze.

Chłopak zgiął się wpół i zatrzymał w miejscu. Z jego gardła wydobył się jęk.

Uff…. Udało się.

On już po chwili wyprostował się, ale widziałam grymas na jego twarzy.

- Coś ty mi zrobiła? - zapytał szorstko.

- Spróbuj się do mnie zbliżyć – ostrzegłam go. – Powiedz swojemu panu, że jeśli ma zamiar mi coś zrobić, to niech tu przyjdzie sam – powiedziałam beznamiętnie, mimo że wykończyła mnie nawet taka mała ilość mocy.

- Mam Ci dostarczyć to – wyciągnął drżącą ręką probówkę z kieszeni. Znowu wrócił ten niewinny chłopak. Najwidoczniej musi być bardzo krótko wampirem, bo nie umie nad sobą panować.

Spojrzałam na tą rzecz, którą trzymał w ręku.

Nie! Nie, nie, nie, nie, nie! Nie zgadzam się! Otworzyłam szerzej oczy.

- Nie wypiję tego – odpowiedziałam widząc czerwoną ciesz wewnątrz probówki.

- Nie masz innego wyboru – odpowiedział. – Dostałem od niej wyraźne polecenie – wyznał piskliwym głosem. Nagle otworzył szeroko usta i je zakrył dłonią.

Otworzyłam szerzej oczy. Jak to: „niej”?

- Nic nie słyszałaś! – zobaczyłam jak przełyka ślinę. Wyglądał na przerażonego. – Nic nie słyszałaś! – powtórzył ponownie. – Wypij tę cholerną krew i sobie stąd pójdę! – mówił jak w amoku, plątał mu się język.

- Nie mam zamiaru nic wypić – powiedziałam twardo. – O kim mówiłeś? O kogo Ci chodziło? – zapytałam, ale on nie patrzył na mnie. Unikał mojego wzroku. – Powiedz mi o kogo chodziło – nadal go przekonywałam. – Jeśli mi nie powiesz, to uwierz mi, twój szef dowie się, że wiem, że jest ktoś jeszcze, ktoś nad nim. I, że wiem to do Ciebie. Twój wybór – chłopak spojrzał na mnie przerażony. – Szybciej… - ponagliłam go.

- Tak, jest ktoś nad „czarnym” – odpowiedział cicho.

A więc tak go nazywali.

- I mam rozumieć, że kobieta zdominowała tego waszego czarnego? Kim ona jest? – drążyłam temat.

- Nic więcej nie wiem – odpowiedział równie cicho, co wcześniej.

- Musisz coś wiedzieć! – krzyknęłam, ale zaraz tego pożałowałam, bo paliło mnie w gardło. – Jak się nazywa, jak wygląda. Cokolwiek!

- Nic nie wiem. Nikomu się nie pokazuje. Nikt nigdy jej nie widział. No może z wyjątkiem czarnego. Ale on musi się z nią jakoś kontaktować. Jest jej prawą ręką. Ona coś mówi, on to wykonuje.

- Na pewno musi być coś jeszcze – ciągnęłam.

- Nic więcej nie wiem i tak już za dużo Ci powiedziałem – zakrył ręką twarz. – Wypij to – wyjęczał wyciągając w moją stronę szkiełko z krwią.

- Nie. – wycedziłam przez zęby.

Nagle w oddali znowu usłyszałam czyjeś kroki.

Chłopak przede mną znieruchomiał i spojrzał na mnie błagalnie.

- Wypij – wyszeptał bardzo cicho, ledwo co mogłam go usłyszeć.

Zmrużyłam oczy i pokręciłam przecząco głową.

Wiedziałam kto się zbliża. Ten pewny krok, ta silna energia. Zbliżał się. Czarny.

Gdy pojawił się w zasięgu świec uśmiechnął się do mnie szeroko.

- Długo musieliśmy na Ciebie czekać, słonko – na dźwięk jego głosu aż poczułam ciarki na kręgosłupie. – Dlaczego nie przyjęłaś prezentu ode mnie? – udał smutną minkę. Wyciągnął rękę w stronę chłopaka nawet na niego nie patrząc. Cały czas jego wzrok był skierowany na mnie. Tamten podszedł do niego i podał mu probówkę. Czarny odebrał od niego krew i pokazał palcem, żeby się oddalił.

Chłopak posłał mi błagalne spojrzenie i oddalił się.

- Przecież widzę, że potrzebujesz jedzenia – odezwał się rozkładając ręce.

- Nie takiego – wycedziłam przez zęby.

- Przecież dobrze wiem, czego potrzebujesz. A w tym znajdziesz wszystko co najlepsze – uśmiechnął się obleśnie.

- Nie chcę tego.

- Lepiej przemyśl to jeszcze raz. Uwierz mi, jeśli sama się nie zdecydujesz, zrobię to za ciebie. Musisz być silna, żeby móc mi pomóc.

- Nie mam zamiaru ci pomagać. W żadnej sprawie – odpowiedziałam twardo.

- W takim razie, inaczej się zabawimy – podszedł do mnie i złapał mnie za włosy. Pociągnął za nie, zmuszając mnie do spojrzenia na niego. Z trudem przełknęłam ślinę i popatrzyłam czarnemu w oczy.

Ten wyciągnął zębami korek z probówki, a następnie wlał mi jej zawartość do ust.

Zaczęłam się wyrywać, ból był nie do wytrzymania, ale nie mogłam pozwolić sobie na wypicie tego świństwa.

- Przełknij to, bo inaczej się zabawimy – ścisnął mnie za szyję, tak, że straciłam oddech.

Ciesz wlała mi się do gardła, aż zaczęłam kaszleć.

- Grzeczna dziewczynka – pogłaskał mnie po głowie i puścił moją szyję.

W końcu odzyskałam oddech, ale w gardle czułam metaliczny smak krwi. O fuu…. Zaraz chyba zwymiotuje.

Ale niespodziewanie poczułam się lepiej. Nie byłam już tak obolała, miałam więcej siły, choć teraz ból w kostkach i nadgarstkach powrócił.

- Już wyglądasz lepiej – uśmiechnął się triumfująco.

Poczułam, że powraca mi moc. Miałam teraz szansę. Spojrzałam na niego. – Oh kochanie, nie radziłbym. Wiem do czego jesteś zdolna, ale naprawdę, lepiej się zastanów zanim coś zrobisz.

Już tego nie słyszałam. Skupiłam się na swojej mocy i posłałam ją w stronę mężczyzny.

- Mówiłem Ci coś! – moje działania na niego nie podziałały. Podszedł bardzo blisko mnie i schylił się, żeby jego twarz była na wysokości moich oczu. – Spodziewałem się tego po tobie, dlatego wcześniej przyprowadziłem kogoś ze sobą – z cienia wyłoniła się kolejna postać. Była to dziewczyna. Szczerze? To wyglądała jak jakaś cyganka. – Ma pewną moc wiesz? Nie jest wampirem, ale jest bardzo przydatna. Potrafi ochronić mnie przed wpływem pewnych mocy. Ale wiesz co? Udawajmy, że jej tutaj nie ma – uśmiechnął się szeroko. Przejechał dłonią wzdłuż moich włosów dochodząc do ramienia. – Taka piękna, a taka nieposłuszna. Wiesz, gdybyś się zgodziła współpracować, byłoby naprawdę miło.

- Nigdy – wycedziłam.

- Myślę, że jeszcze zmienisz zdanie – przejechał dłonią po moim ramieniu, a w jego oczach dostrzegłam błysk. – Wprowadzić ja – powiedział głośno, a zaraz po tym, do środka wszedł ten chłopak, który był tutaj wcześniej wraz z Kate.

Szarpnęłam się na krześle, ale zakwiliłam z bólu. Boże! Boże! Jakby mi ktoś podpalał skórę.

- Radziłbym się nie ruszać. Już chyba wiesz czym to się kończy – podniósł palec wskazujący w górę i gestem pokazał, żeby się do nas zbliżyli.

Wewnątrz mnie aż się gotowało. Boże, jak ona wygląda.

- Sophie – wychlipała żałośnie. Co oni jej zrobili? Miała wory pod oczami, jej włosy wyglądały tragicznie, a ciuchy były całe brudne.

- Wypuśćcie ją! – krzyknęłam. Kiedy na mnie spojrzała, widziałam strach w jej oczach. Co ja mówię! Ona była przerażona.

Poczułam wściekłość. Z mojego wnętrza wydobyła się masa mocy.

Chłopak, który ją trzymał spojrzał na mnie z pustką w oczach i nagle dostał ataku konwulsji, a po chwili leżał na ziemi. Nieżywy. I to ja go zabiłam. O mój Boże.

Wstrzymałam oddech.

Czarny zaśmiał się gardłowo.

- Widzisz? Masz już pierwszy raz za sobą. Później będzie już tylko lepiej – wyszczerzył się i pokazał przy tym swoje krzywe zęby.

- Nie. Nie, nie, nie! – zaczęłam kiwać głową.

- O mój Boże – powiedziała cicho Kate. Patrzyła na ciało na ziemi. Spojrzała na mnie, a jej oczach ujrzałam odrazę, strach, Przede mną.

- Zabierz ją stąd – odezwał się czarny. – Drina, jak na razie nie chcemy więcej ofiar. Mogłabyś…?

- Tak panie – odpowiedziała. Do środka wszedł kolejny chłopak. Jemu nie mogłam się przyjrzeć, bo czarny zasłonił mi widok.

- A teraz słonko, zabawimy się w moją grę – uśmiechnął się obrzydliwie i dotknął mojej twarzy.









Brandon



- Cholera jasna! – wrzasnąłem. Złapałem się za włosy i pociągnąłem za nie.

- Brandon uspokój się – powiedziała Sabrina dotykając mojego ramienia. – Znajdziemy ją.

Wyrwałem się z jej uścisku.

- Jak? Ona tutaj była! Widzisz tą krew na ziemi? To jest jej krew! Oni jej coś zrobili! Nie wiadomo, czy ona jeszcze żyje? – krzyczałem.

- Na pewno! Nie ma innej opcji – odezwała się Miranda.

- To wszystko moja wina! Gdybym jej pilnował! Gdybym jej nie pozwolił, żeby sama śledziła Kate!

- Nie mogłeś nic na to poradzić. Skąd mogłeś wiedzieć, że ona gdzieś idzie – mówił Michael.

Byłem wściekły. Cały dzień jej szukaliśmy, a kiedy w końcu wpadliśmy na jakiś trop, to okazało się, że nie ma tu nikogo.

Będę jej szukał dopóki nie znajdę!

- Cholera – uderzyłem pięścią o ścianę, aż się skruszyła w tym miejscu.

- Brandon. Będziemy dalej szukać. Słyszysz? Nie przestaniemy! Nie martw się. Na pewno jest gdzieś niedaleko, nie mogli jej wywieść nigdzie. Nie daliby radę – pocieszała mnie Sabrina.

Jak mam się do kurwy nędzy nie denerwować? Jak mam się nie martwić, kiedy jakiś popapraniec ma ją? A jeśli jej cos zrobi?

Nie wybaczę sobie tego! Nigdy!

Miałem jej chronić.

- Szukamy dalej. Nie zasnę, dopóki jej nie znajdę. Będę szukał cały dzień i noc, a kiedy dorwę tego drania to… - przerwałem. W mojej głowie już pokazywały się obrazy tego, co mogę mu zrobić.

- Tak zrobisz. A my Ci pomożemy – dodał Michael.

Kiwnąłem głową na zgodę i ruszyłem ku wyjściu.

Muszą być gdzieś niedaleko. Czuję to. Nie wywieźli jej nigdzie.

Będę szukał. Jeszcze raz spojrzałem na ślady krwi na ziemi i aż zakłuło mnie, kiedy wyobraziłem sobie, jak Sophie musi teraz cierpieć. Zamknąłem oczy.

Nie mogę jej stracić.

Nie teraz.

Nie wtedy, kiedy uzmysłowiłem sobie, że ją kocham. 


****
Przepraszam, przepraszam!
Błagam wybaczcie!
Przepraszam, że opuściłam was na tak długo, ale moja wena chyba zrobiła sobie wakacje. 
Na szczęście wróciła. 
Mam nadzieję, że was nie zawiodła i że nikogo nie straciłam.
Od razu mówię, że nie mam zamiaru nie skończyć opowiadania.
Pamiętajcie, że was nie opuszczam, nawet jeśli mam długą przerwę.
Najpierw będę musiała skończyć opowiadanie.
Boże, nawet nie wiecie jak za wami tęskniłam. 
Męczyłam się i kurde siedziałam przed komputerem mając nadzieję na nagłe natchnienie, które nie przychodziło, na szczęście w końcu wróciło. Czułam się okropnie nic nie dodając.
Jeszcze raz błagam was o wybaczenie!

Oh Boże, znowu się rozpisałam... Jak zwykle, mam wam jeszcze tak dużo do powiedzenia... Do dupy, a nie chcę was zanudzać... No nic, może pod kolejnym rozdziałem :)

Mam nadzieję, że wam się podobało :D

KOCHAM WAS <3 <3 <3 

~Wasza Soph :**