niedziela, 20 października 2013

Zahipnotyzowana cz. 44



Rozdział XLIV

- Do jasnej cholery Brandon, powiedz mi się tutaj dzieje! – krzyknęła Jane wbiegając do pokoju. – Nie ma Sophie, a ty coś wiesz! Co się z nią dzieje?! O co tutaj chodzi?! – zaczęła wymachiwać rękami.
I co ja jej teraz mam powiedzieć? Wiesz Jane taki jeden wampir porwał ją, bo ona ma odmienić świat i wprowadzić porządek. Ale spokojnie, poradzimy sobie i się nie przejmuj.
- Chcę wyjaśnień! I to w tej chwili!
- Już spokojnie! – dobra…. Mówię jej żeby była spokojna, a ja tutaj nie mogę wysiedzieć i cholera jasna nie wiem co mam dalej robić. Jestem jednym kłębkiem nerwów.
- Jak mam być spokojna? No jak? Nie ma moje przyjaciółki. Nie wiem co się z nią dzieje. Nikt nic nie wie, no może oprócz Ciebie i tych twoich przyjaciół, którzy ni z tego ni z owego pojawiają się tutaj. A ty mi jeszcze nic nie chcesz powiedzieć! – Jane cała poczerwieniała na twarzy, a jej oczy ciskały we mnie piorunami. – Na dodatek chciała mi coś powiedzieć, a ja mam nieodparte wrażenie, że to ma związek z tym cholernym zniknięciem.
Nie… Ja już nie wytrzymam… To nie wyjdzie jak jej nie powiem.
- Brandon! Wyduś to z siebie! Uwierz mi, jak zaraz nie dowiem się o co chodzi to pożałujesz! Obiecuję! – podeszła do mnie z mordem wypisanym na twarzy.
Dobra, skoro już mowa o zabijaniu….
- Dobra! Powiem Ci! Ja też się martwię. Ok? Tylko usiądź lepiej i się uspokój, bo jak Ci powiem to…. Lepiej żebyś siedział – Jane zmrużyła oczy i popatrzyła na mnie podejrzliwie. Po chwili w końcu usiadła nie spuszczając mnie z oczu.
- Mówże w końcu! – pogoniła mnie.
Wziąłem głęboki wdech.
- Tylko mi nie przerywaj. I nie uciekaj od razu, tylko mnie wysłuchaj do końca – chciała mi przerwać, ale jej nie pozwoliłem. – Nie! Koniec. Teraz mnie słuchaj. Pamiętaj, że Sophie nie mówiła Ci tego wcześniej, tylko dlatego, że nie chciała Ci narażać – Jane zmarszczyła czoło.
No Brandon dasz radę. Powiesz jej o wszystkim ona zrozumie i nie będzie problemów.

Sophie

- Nigdy Ci nie pomogę! Nigdy! – wyrzuciłam z siebie.
- Oh, ale nie masz wyboru – uśmiechnął się obrzydliwie. – Pomyśl tylko, ty i ja! Podbijemy cały świat! Będziemy rządzić. Nikt nam nie będzie dorównywał. Wszyscy się będą nas bali, a my będziemy mieli taką władzę, o jakiej się nikomu nie śniło. Jak ktoś stanie nam na drodze tak po prostu – pstryknął palcami. – Ich zabijemy. Będzie z nas idealna para – wyszczerzył się i przybliżył do mnie.
- Wolałabym umrzeć! – wysyczałam.
- O nie, nie. Nie chcemy Cię zabić, ale wiesz, jak nie będziesz chciała współpracować coś się może stać twoim bliskim.
- Nie tkniesz ich – zacisnęłam zęby.
- Wiesz, nie byłbym tego taki pewien – dotknął palcem wskazującym i kciukiem swojej brody. – Może zaczniemy od Kate. W końcu mamy ją pod ręką prawda? Później po kolei zaczęlibyśmy od twoich przyjaciół. Może najpierw Tom…. Albo nie! Mary, przecież chłopaczek musi sobie pocierpieć, a później dopiero zajmiemy się nim. Następny będzie Scott. Później zajmiemy się Liamem, niech twoja przyjaciółka sobie poczeka. Przyprowadzimy ją do Ciebie i na twoich oczach ją zabijemy. O tak! Genialny pomysł! Dzisiaj jestem naprawdę kreatywny. Jaki już będzie po niej może zajmiemy się Brandonem? Tak, jego zostawimy sobie na koniec. W końcu, co nie zrani Ciebie tak jak jego śmierć. To będzie piękna zemsta. Prawda Drina? – spojrzał w stronę wiedźmy.
- Tak panie.
- Nikogo nie tkniesz! – mój głos wyszedł piskliwie. Nie Sophie, nie możesz po sobie niczego pokazać.
- Kochanie. Ty nie wiesz do czego ja jestem zdolny – uśmiechnął się zwycięsko.
Aż ciary mnie przeszły na samą myśl o tym, co on mógł im zrobić. Nie! Nie mogę mu na to pozwolić!
Boże błagam uratuj ich!
Błagam zrób coś.
Nie pozwól mu im nic zrobić.
Uratuj ich!
- Nic im nie zrobisz. Wtedy tym bardziej Ci nie pomogę. Rozumiesz? To Ci nic nie da! – krzyknęłam i spojrzałam mu w oczy.
- Czyżby? – podniósł brew. – Bo mi się wydaję, że będziesz bardzo cierpieć. I wyobraź sobie, że ja nie mam zamiaru Cię nigdy zabić. Zamienię Cię w wampira i będziesz musiała żyć ze mną, i ze świadomością, że oni wszyscy nie żyją przez Ciebie. Już zawsze będziesz z tym żyła – przekrzywił głowę i z uśmieszkiem przyglądał się mojej twarzy.
Zacisnęłam zęby i przełknęłam gulę, która utknęła w moim gardle. Wypuściłam ze świstem powietrze z moich ust.
- Ah! – wykrzyczał nagle. Aż podskoczyłam na krześle, a jego głos niósł się przez chwilę w jaskini. – Oh, przepraszam, że Cię przestraszyłem.
Przeprasza? Jasne…..
- Zapomniałem jeszcze kogoś dodać – uśmiechnął się przebiegle. – Przecież nie możemy pozostawić twojej rodzinki samotnej. Z nimi też trzeba będzie coś zrobić… Hm… Coś ciekawego. A może twojego braciszka zamienimy w wampira? Taak! A jako pożywienie damy mu twoich rodziców? – klasnął w ręce zadowolony.
- Nie waż się ich tknąć! – próbowałam wyrwać się z krzesła. Krzyknęłam z bólu. Głupie więzy! Już więcej nie wytrzymam. Jakby ktoś wbijał mi gwoździe w nadgarstki i kostki.
- Oh! Ale uważaj na siebie – popatrzyłam na niego rozwścieczona. – Nie pozwolimy Ci umrzeć – uśmiechnął się sztucznie. – Powinnaś przemyśleć moje propozycje. Wyobraź sobie, że cały świat należy tylko do nas dwoje – wyciągnął dłoń w stronę mojego policzka. Od razy odsunęłam twarz, ale on złapał mnie za podbródek i przekręcił głowę tak, żebym mogła spojrzeć mu w oczy. – Słuchaj i tak nie masz wyboru.
Nagle sobie coś uzmysłowiłam. Przecież ten chłopak co tutaj był wcześnie, ten którego…. Którego zabiłam… Mówił o jakiejś szefowej.
- Mówisz, że cały świat miałby być pod nami? – zapytałam starając się udawać zainteresowanie jego propozycją.
- O tym właśnie mówię – uśmiechnął się do mnie szeroko.
- Tylko do nas dwoje?
- Tylko my dwoje. Ty i ja – wskazał na nas palcami.
- I nikt więcej?
- Oczywiście, że nikt więcej. Będziemy panami tego świata.
A teraz czas na bombę.
- A co z twoją szefową? – przygryzłam wargę i obserwowałam jego reakcję.
Jego twarz przybrała kamienny wyraz. Przyglądał się mojej twarzy. Spojrzałam mu w oczy.
Aż się wzdrygnęłam. Widziałam w nich chęć mordu.
Spokojnie Sophie, pokaż mu, że się nie boisz. Jesteś silna, przecież nic nie zrobi.
- Skąd Ci przyszło do głowy, że jest ktoś jeszcze ważniejszy ode mnie? – zapytał. Widziałam, że starał się nie pokazywać swoich prawdziwych emocji. W jego oczach widziałam masę różnych emocji. Złość, nieugiętość, zniecierpliwienie, a nawet nutkę strachu.
O cholera, to prawda, ktoś nad nim stoi.
- Umiem dodawać dwa do dwóch – odpowiedziałam nie pokazując swojego paraliżującego strachu.
- Tak? To powiedz mi ile to jest – zmrużyło oczy. – Mów skąd taki pomysł?
Przełknęłam ślinę i wzięłam głęboki oddech
- Dowiedziałam się od pewnej osoby – odpowiedziałam ostrożnie.
- Coś Ci jeszcze powiedziała? – w jego oczach zobaczyłam strach. Naprawdę, to był strach! Jeszcze nie widziałam u niego takiego wyrazu.
Pokręciłam głową  w geście zaprzeczenia.
Zauważyłam, że odetchnął z ulgi.
A jednak ten chłopak mówił prawdę. Ale jak to możliwe, że jakaś babka zdominowała czarnego? To tak jak ze mną i Brandonem!
O Boże… Jak ja za nim tęsknie…
Nie myśl teraz o tym. To nie jest czas ani miejsce.
Nagle usłyszałam warkot od strony wejścia. Spojrzałam w tamtą stronę. Czarny zrobił to samo.
O mój Boże.
To się nie dzieje naprawdę.
W wejściu stał wampir. I nie wyglądał na spokojnego. Miał przekrwione oczy i przyglądał mi się uważnie.
Albo raczej tak, jakbym wyglądała na jedzenie.
- Nawet się nie waż – Czarny ostrzegł go twardym głosem.
Spojrzałam na swoje nadgarstki i kostki.
Krew.
Nie, nie, nie!
Przełknęłam ślinę, a moje serce zaczęło bić z podwójną siłą.
Wampir zawarczał ponownie.
Oh Boże. Patrzył się wprost na moje kostki, ale zaraz spojrzał na moją szyję. Skuliłam się i zasłoniłam ją.
Gdyby moje serce tak nie waliło.
- A wiesz co Sophie? Skoro on już tutaj jest, a ty potrzebujesz praktyki i musisz się ocalić, to po co ja mam go wyprowadzać? Musisz poradzić sobie sama. A umiesz – uśmiechnął się i odsunął ode mnie.
Teraz mogłam uważnie przyjrzeć się postaci, która najwidoczniej wybrała sobie mnie jako posiłek.
Stał teraz w świetle świec. Miał miodowy kolor włosów, a przynajmniej tak mi się wydawało. Wyglądał na kogoś starszego ode mnie. Miał mocno zarysowane kości policzkowe.
Zaczął do mnie powoli podchodzić. Przechylił głowę i przyglądał się mojej szyi. Moje serce biło coraz szybciej.
Nie możesz mu nic zrobić. Już jedną osobę zabiłaś, a więcej nie przeżyjesz. Do końca życia będziesz sobie to wypominać.
Przecież jak nic nie zrobisz, to Cię uratują. Prawda?
Spojrzałam na Czarnego.
- No dalej – uśmiechnął się i z zaciekawieniem obserwował dalszy ciąg wydarzeń.
Nie pozwól się sprowokować.
Chłopak był coraz bliżej mnie, a im bliżej był, tym lepiej mogłam się przyjrzeć jego oczom. Były całe przekrwione. Wokół były sine wraz z czerwonymi żyłkami.
Jeszcze nie widziałam czegoś takiego.
Kurde mogłabym się obronić, gdybym tylko umiała! Przecież ja nie panuję nad tą cholerną mocą. Ja go zabiję! Nie dam radu… Boże….. 
Chłopak stanął przede mną i uśmiechnął się.
Nigdy nie widziałam tak obrzydliwego, a jednocześnie tak strasznego uśmiechu.
Pociągnął nosem i zamknął oczy.
Uśmiechnął się i otworzył je.
- Mmmm… Pięknie pachniesz – oblizał wargi. Jeego oczy jeszcze bardziej pociemniały.
O mój Boże, błagam, ratuj mnie.
W jednej chwili chłopak rzucił się do mojej szyi.
Jedyne co mogłam zrobić to krzyknąć.

Brandon

- Co?? – Jane patrzyła na mnie jak na jakiegoś świra.
- Posłuchaj, to jest prawda. Co myślisz, że teraz, kiedy Sophie nie ma, zniknęła i nie wiemy gdzie ona jest tak po prostu prawiłbym sobie żarty? – ehh, podejrzewałem, że tak będzie.
- Przecież, to… to jest niemożliwe! Przecież wampiry są tylko na filmach, w książkach, to jest wymyślone – Jane cały czas próbowała wyprzeć te informacje.
- Nie zastanawiało Cię czasem nasze zachowanie? Albo, że Sophie tak nagle zaczęła chodzić na sztuki walki, tak dużo ćwiczyć? Że ma o wiele więcej siły? Nigdy nie zastanawiałaś się nad tym? – Jane zmarszczyła brwi i przygryzła dolną wargę.
- Na początku trochę mnie zastanawiało. Tak nagle ni z tego ni z owego powiedziała, że zaczęła chodzić na te sztuki walki, nic mi wcześniej nie mówiła, że czegoś na serio szuka… A poza tym ostatnio przecież tyle się wydarzyło. To wszystko było naprawdę dziwne. Jeszcze ta Kate. Najpierw oszalała, później jeszcze jej się pogorszyło i zaczęła coś mówić o Sophie. Ja naprawdę już nie wiem co mam myśleć – zakryła twarz dłonią.
- Jane naprawdę, nie okłamałabym Cię w takich okolicznościach. Uwierz mi, ja chcę odnaleźć Soph. Robię co w mojej mocy, żeby ja znaleźć. Mieliśmy trop, ale nagle się urwał w jednym miejscu – potarłem dłonią czoło.
- Czyli to oznacza, że ty jesteś ... jesteś wampirem? – zauważyłem, jak z trudem przełknęła ślinę.
- Spokojnie. Naprawdę, nic Ci nie zrobię. Przysięgam. Gdybym coś chciał Ci zrobić, już dawno by to się stało – Jane przyglądała mi się uważnie i po chwili pokiwała głową.
- Dobra, teraz mi powiedz jakie masz już tropy?
Taa… właśnie tropy…
- Brandon! – nagle do pokoju wbiegł Michael.
Od razu zerwałem się na równe nogi.
- Co jest? Macie coś? – zapytałem. Obok mnie od razu pojawiła się Jane. Widziałam  na jej twarzy wypisaną nadzieję.
- Złapaliśmy trop – odpowiedział chłopak.
- No to na co jeszcze czekamy? Chodźmy tam – krzyknęła Jane i już ruszała do drzwi.
- Jane czekaj. On jeszcze nie skończył – od razu wyczytałem to z jego twarzy. – Dokończ.
- Złapaliśmy trop, doszliśmy do klifu i koniec. Nic – odpowiedział.
Jane zakryła usta dłonią, a jej oczy maksymalnie się powiększyły.
- Spokojnie. To jeszcze nic nie oznacza – uspakajałem ją mimo że sam wcale nie byłem spokojny. – Przecież on jej potrzebuje. Nic jej nie zrobi.
- Przyszedłem Ci tylko o tym powiedzieć. Idziemy szukać dalej – jak powiedział tak zrobił.
- Oh Boże – Jane była załamana.
- Chodź tu – objąłem ja i przytuliłem, - Spokojnie, wszystko będzie dobrze. Znajdziemy ją. Już niedługo.
- Dzięki Brandon – Jane się odsunęła ode mnie. – Jak będziesz miał jakiekolwiek informacje od razu mnie informuj. Nie rób niczego beze mnie – upomniała mnie.
- Ok. Dzięki, ze zrozumiałaś – Jane posłała mi słaby uśmiech i wyszła.
Wstrzymałem na chwilę oddech i po chwili wypuściłem powietrze ze świstem.
Cholera!
Zrzuciłem wszystko z szafki.
Coś się stłukło.
Mam to w dupie.
Muszę ją znaleźć. Choćby nie wiem co.
Ruszyłem w stronę drzwi i wybiegłem z domku. 

****



No i znowu zrobiłam wam dużą przerwę. 
Miałam w pokoju remont i wszędzie bałagan. Nie mogłam się w ogóle odnaleźć.
Na szczęście już po wszystkim i jedno mam z głowy. 
Pozostaje jeszcze szkoła, przez którą nie mam w ogóle czasu. 
 Ale dam radę :D No bo kto inny ja

A poza tym, mówiąc krótko: nieubłagalnie zbliżamy się do końca opowiadania :D


Całuję;
Wasza soph :*