niedziela, 23 czerwca 2013

Zahipnotyzowana cz. 39


Rozdział XXXIX

Mój oddech stał się płytki. Lekki świst wydobywał się z moich płuc.
Nagle poczułam, jak moja moc uwalnia się ze mnie. Jak to coś w końcu ze mnie wylatuje, co sprawia mi niemiłosierną ulgę, bo przed chwilą sprawiało ogromny ból.
Zamknęłam automatycznie oczy i poczułam, jakbym się unosiła.
Z mojego gardła wyrwał się cichy jęk.
Mimo tego, czułam jakbym była lekka jak pióra. Czułam się wspaniale w środku. To co przed chwil zrobiłam wywołało na moim organizmie dreszcz podniecenia. Wywołało euforię.
Usłyszałam nagle jęknięcie wywołane bólem. Uświadamiając sobie, że nie jest ono moje, drgnęłam zaskoczona, nie spodziewając się żadnego odgłosu. Zapomniałam o całym świecie, a przecież obok mnie jest Kate. Otworzyłam natychmiast oczy, które przed chwilą zaciskałam z całej siły.
Spojrzałam na miejsce, gdzie wcześniej stała dziewczyna.
Była zgięta w pół i jęczała. Z jej twarzy mogłam wyczytać ogromny ból.
- Co ci jest? – natychmiast kucnęłam obok niej i chciałam jej dotknąć.
- Nie dotykaj mnie – warknęła głosem przepełnionym bólem. – To wszystko zrobiłaś ty – wysyczała.
Spojrzałam na nią wielkimi oczami. Przeniosłam swój wzrok na Brandona. Pokiwał jedynie głową.
Przełknęłam gulę, która pojawiła się w moim gardle.
- Ty potworze. Jak nie panujesz nad tym co robisz nie powinnaś wychodzić z domu…
- Uspokój się – warknął na nią Brandon. Ona popatrzyła na niego i już się nie odezwała.
Chwilę trwała cisza, którą postanowiłam w końcu przestać i zadać nurtujące mnie pytanie.
- Kim on jest?
Kate spojrzała na mnie i zaśmiała się prosto w twarz.
- I co? Myślisz, że Ci powiem? Tak po prostu? – na jej twarzy była wypisana drwina.
- Nie masz innego wyjścia – odpowiedziałam jej, patrząc prosto w oczy.
- A co mi zrobisz jak nie powiem? Znowu będziesz mi chciała cos zrobić? – spojrzała na mnie. – Aaa! Przepraszam, ty nad tym nie panujesz- zaśmiała się gardłowo.
- Mów kto to jest! – nagle doskoczył do niej Brandon. – Może i Sophie nie panuje nad swoimi mocami, ale za to ja mam swoje dopracowane do perfekcji – trzymał ją za ramiona.
Z twarzy dziewczyny nie można było nic wyczytać. Była pusta. Jakby ktoś wyssał z niej życie.
- Nic wam nie powiem – wysyczała.
- Skoro tak, to zrobimy inaczej – odpowiedział jej chłopak. – Nie bój się, nie będzie bolało – uśmiechnął się złowieszczo.
Patrzyłam na to z boku. Już domyślałam się co chłopak chciał zrobić.
Obrócił ją tak, żeby stała przed nim przodem i patrzyła na niego.
- A teraz powiesz mi kto kazał Ci śledzić Sophie i składać raporty. Kto jest twoim szefem? – zadziwiało mnie to, z jakim spokojem to mówił. Tak jakby z kimś tak po prostu rozmawiał. A osoba obok go uważnie słuchała. – Zrozumiałaś?
- Tak. – odpowiedziała natychmiast.
Chłopak odsunął się od niej kawałek.
- A teraz powiedz nam wszystko – zainstruował ją.
- Bo to wszystko zaczęło się, kiedy tu przyjechaliśmy. Nagle pojawił się jakiś gościu i chciał się spotkać. Na początku nie chciałam się spotkać, ale później jakby… jakby coś we mnie kazało mi to zrobić. Na pierwszym spotkaniu chciał się dowiedzieć wszystkiego co wiem na twój temat. Nie chciałam się zgodzić, ale to po prostu ze mnie wychodziło – gdy to wszystko mówiła miała spokojny wyraz twarzy. Czułam, jakby stara Kate wracała. – Gdy już to ze mnie wyciągnął, to kazał… - nagle przerwała i złapała się za głowę. Zaczęła nią potrząsać. Po chwili podniosła głowę. – Nic wam nie powiem! – znowu powróciła ta nieobecna twarz.
Dziewczyna wstała i zaczęła potrząsać głową.
Jakby walczyła z czymś. Raz jej twarz przybierała wyraz dawnej Kate, ale po chwili znowu powracał do tego bezdusznego.
- Ratuj mnie Sophie! Błagam! – spojrzała na mnie zapłakanymi oczami.
Chciałam do niej podejść, przytulić ją, ale Brandon mnie zatrzymał. Popatrzyłam na niego, a on pokiwał głową i wskazał mi ponownie dziewczynę. Podążyłam za jego wzrokiem.
Przed nami stała Kate.
Niestety, ale znowu była nieobecna.
Patrzyła na nas. Już nie walczyła.
- Myśleliście, że to ze mnie wyciągniecie? – zaśmiała się gardłowo. – Nic z tego gołąbeczki.
Podeszłam do niej bliżej.
- Wiem, że gdzieś tam jest dawna Kate. Nie oszukasz mnie – popatrzyłam jej prosto w oczy. Zobaczyłam lekkie przebłyski tęczówek. Jakby dawna dziewczyna wracała. Niestety, ale po chwili zniknęły.
- Przestań! – krzyknęła i przybliżyła się bardzo blisko mnie. – Starej Kate już dawno nie ma! Umarła! Rozumiesz! Nie ma! – splotła swoje palce na mojej szyi. Nie mogłam złapać oddechu. Mimo że miałam bardzo dużo siły, przez to, że byłam w połowie wampirem nie dałam rady dziewczynie. Tak jakby była robotem. Twarda i zimna.
Przed moimi oczami pojawiły się mroczki. Nogi stały się jak z waty i ledwo co się na nich utrzymywałam.
Nagle poczułam jak uścisk się poluźnia. Spojrzałam w bok. Stał przy mnie Brandon i odciąga Kate. Udało mu się ją ode mnie odsunąć i pchnąć na ziemię.
- Wszystko okej? – zapytał pochylając się nade mną. Siedziałam na ziemi i ściskałam swoje gardło. Na szczęście bardzo szybko odzyskiwałam siły.
- Tak, jest dobrze.
Jeszcze raz na mnie spojrzał i podszedł do dziewczyny. Patrzyła na nas nienawistnym wzrokiem.
- A teraz powiesz nam grzecznie kto jest twoim szefem! – powiedział kucając przed nią. – Skoro nie chcesz powiedzieć tego dobrowolnie, użyjemy troszkę drastyczniejszych sposobów – uśmiechnął się do niej złowieszczo.
Ona popatrzyła na niego mrużąc oczy.
- Nie wstydź się złotko. Powiedz … - przybliżył się bardzo blisko niej.
Teraz to ona uśmiechnęła w ten sam sposób co on i uniosła dłoń. Zobaczyłam, że trzymał w nim drewnianą gałązkę, która musiała leżeć na ziemi.  Nawet nie zdążyłam zareagować, tak szybko się poruszała.
Wbiła mu to w ramię. Chłopak zawył z bólu.
Kate wstała i szybko zaczęła uciekać.
Podbiegłam do chłopaka.
- Boże, wszystko okej! – byłam przerażona. Przecież drewno zabija wampiry! Jak mogłam być taka głupia! Mogłam podjeść bliżej, zauważyłabym wtedy, co ona knuje.
- Jest dobrze. To tylko zadraśnięcie – wyciągnął gałązkę z ramienia i syknął cicho. – Cholera. Ma dziewczyna siłę – popatrzył na mnie. Zaśmiał się widząc moją minę. – Spokojnie. Jeśli nie trafiła w serce nic mi nie jest. Zaraz się wyleczę.
Uspokoiłam się. Nagle mnie olśniło.
- Muszę za nią pobiec! Przecież ona ucieka – już zrywałam się z miejsca, kiedy Bran złapał mnie za rękę.
- Zostaw ją. Teraz na pewno wraca do hotelu. Przecież, żeby się z nim spotkać musi się najpierw umówić. Jutro będziemy ją śledzić. Na pewno zaprowadzi nas do tego gościa – przytaknęłam i klęknęłam obok niego. Spojrzałam na jego ranę. Nadal była tam krew, ale ona zrobiła się trochę mniejsza.
- Nie powinna się szybciej goić? – zapytałam delikatnie jej dotykając
- Dawno się nie żywiłem – wyjaśnił. Spojrzałam na niego, Rzeczywiście, gdyby się tak przyjrzeć, to można było zauważyć delikatne zmiany. Jego źrenice były bardzo małe, a oczy lekko przekrwione.
Odchrząknęłam.
- Ale to nic. Dzisiaj wieczorem to załatwię – uśmiechnął się.
Nie lubiłam, kiedy mówił o tym tak wprost. Czułam się wtedy nieswojo.
- Boli Cię? – zapytałam, żeby zmienić temat.
- Coś ty. Rany już prawie nie ma – miał rację. Już prawie się zasklepiła.
Ja również nie czułam już bólu na szyi.
- Gdybyś tylko widziała swoją minę, kiedy Kate mnie zraniła – zaśmiał się. – Martwisz się o mnie co? – szturchnął mnie łokciem.
- To chyba normalne nie? Kiedy ona mnie zaatakowała uratowałeś mnie – odpowiedziałam szybko. Brandon się tylko zaśmiał.
- Nie powinniśmy wracać? Przecież Kate zacznie znowu gadać – poderwałam się z miejsca.
- Spokojnie. Słuchaj, nawet jakby coś zaczęła gadać, to nikt jej nie uwierzy. A poza tym, na pewno nie powie. Będzie czekać, żeby powiedzieć o wszystkim swojemu „szefowi” – zagestykulował palcami. – Ale możemy wracać. Pewnie się zastanawiają gdzie my jesteśmy. Jeszcze sobie pomyślą niewiadomo co – poruszył brwiami.
Zgromiłam go wzrokiem.
Wstaliśmy z ziemi.
- Musimy ją jutro obserwować – odezwał się Brandon po chwili.
- Wiem… Mam nadzieję, że doprowadzi nas w odpowiednie miejsce i do odpowiedniej osoby.
- Jestem tego pewien. Za dużo dzisiaj widziała, żeby się z nim tym nie podzielić.
- To wszystko moja wina. Nie powinnam tak reagować – spuściłam wzrok.
- Ej – złapał mój podbródek w swoje palce i podniósł do góry. – To nie twoja wina. Jeszcze nie panujesz nad swoimi mocami. Popracujemy nad tym. A dzięki dzisiejszemu incydentowi, być może Kate jutro doprowadzi nas do odpowiedniej osoby.
Uśmiechnął się do mnie promiennie co ja odwzajemniłam. Ruszyliśmy w dalszą drogę.
Byliśmy już niedaleko wyjścia z lasku kiedy poczułam lekkie szarpnięcie. Brandon obrócił mnie przodem do siebie.
- Wiesz, nie dokończyliśmy czegoś – uśmiechnął się delikatnie i przybliżył swoją twarz do mojej.
Spojrzałam na niego zaskoczona. Automatycznie przymrużyłam oczy. Po chwili nasze usta się spotkały. Przeszedł mnie cholernie przyjemny dreszcz. Wczepiłam swoje dłonie w jego gęste włosy, a jego ręce znalazły się na moich plecach i talii. Przysunął mnie jeszcze bardziej do siebie tak, że między nami nie było już ani milimetra przestrzeni. Wcale mi to nie przeszkadzało. Przykuł mnie do drzewa znajdującego się za mną i całował zachłannie. Jęknęłam czując lekki ból spowodowany spotkaniem się z korą, jednak zaraz o tym zapomniałam. Odwzajemniałam każdy pocałunek. W ramionach chłopaka czułam się tak wspaniale. Pragnęłam być jeszcze bliżej niego , co było praktycznie  niemożliwe.
Po chwili przerwaliśmy pocałunek. Moje serce biło, jakby właśnie przebiegło maraton, a oddech był przyspieszony. Na policzkach poczułam ciepło, co wskazywało na to, że pojawiły się tam różowe rumieńce.
- Chyba jednak dobrze sobie pomyślą – zaśmiał się Brandon opierając swoje czoło o moje.
Spojrzałam na niego. Jego oczy migotały. Włosy były rozczochrane, co było sprawką moich dłoni, które przed chwilą się w nie wplątywały.
Uśmiechnęłam się do niego nieśmiało i spojrzałam w oczy.
- Chyba powinniśmy już iść – odsunął się ode mnie.
Spojrzałam na niego oniemiała. I co, pocałował mnie i koniec? Tak po prostu sobie pójdziemy i ZNOWU będziemy udawać, że nic się nie stało. Mimo mojej woli jednak pokiwałam głową na znak zgody. Spuściłam wzrok i ruszyłam za nim.
Nagle chłopak pociągnął mnie za rękę i jeszcze raz pocałował. Namiętnie, ale szybko.
- Nie mogłem się powstrzymać – zaśmiał się i pocałował mnie teraz w czoło. – Chodźmy.
Złapał mnie za rękę i ruszyliśmy w stronę plaży.
W środku skakałam ze szczęścia. Na mojej twarzy widniał wielki uśmiech. Motyle w brzuchu dawały  o sobie znać, a ja byłam po prostu….. szczęśliwa? Tak, to zdecydowanie to słowo.

 ****
Proszę bardzo :D Mam nadzieję, że będzie się podobać, bo wiem, że musieliście długo czekać. 
Mam nadzieję, że pod tym rozdziałem pojawi się więcej komentarzy, bo pod poprzednim jakoś się nie wykazaliście... Szkoda... 
Mimo to i tak was kocham :) <3 

Pozdrawiam gorąco kochani :***

P.S. Muszę się wam czymś pochwalić! To, że tak długo nie dodawałam rozdziału nie było z byle powodu. Poprawiałam wszystkie oceny i okazało się, że będzie pasek! Jestem z siebie dumna, bo podczas tego roku specjalnie się nie uczyłam. :D
 

http://ask.fm/Sooophhhh   - zapraszam was do zadawania pytań :D


sobota, 8 czerwca 2013

Zahipnotyzowana cz. 38


Rozdział XXXVIII

Podniosłam wzrok na twarz Brandona. Patrzył prosto w moje oczy. Siedzieliśmy bardzo blisko siebie. Chłopak przysunął się do mnie jeszcze bardziej nie odwracając ode mnie wzroku. Położył dłoń na moim policzku, a ja nie mogłam się ruszyć z miejsca. Siedziałam tam patrząc się w jego czekoladowe tęczówki. Wszystko wewnątrz mnie wirowało, a motylki w podbrzuszu robiło fikołki. Jego twarz powoli zbliżała się do mojej. Nasze dłonie stykały się, a przeze mnie przechodziły przyjemne dreszcze. Nie odrywaliśmy od siebie wzroku, podczas gdy nasze usta dzieliły już milimetry.
- Soph! Brandon! – usłyszałam za plecami. Automatycznie odskoczyłam od Brana, który przeklnął pod nosem. Najprawdopodobniej byłam teraz czerwona jak burak. Spojrzałam na osobę, która nam przerwała.
Stała tam Jane. Zaniepokoiłam się, bo wyglądała na zdenerwowaną. Była zdyszana.
- Boże Jane, co się stało – podniosłam się z kamienia.
- Kate zachowuje się jak opętana. Krzyczy, przeklina. Ona zwariowała – Jane nawijała jak najęta. – Chce was spotkać. Mówi, że coś ukrywacie – popatrzyliśmy na siebie z Brandonem i zerwaliśmy się z miejsc.
- Chodźmy tam – rzuciłam i całą trójką biegiem tam ruszyliśmy.
Cholera, jest źle.
Co jej się stało? Przecież ten mężczyzna nie ryzykowałby aż tak. Ona musiała zwariować, nie ma innego wyjaśnienia.
Po chwili byliśmy na miejscu. Zobaczyłam Kate, która chodziła w kółko jak opętana, wokół niej było niezłe zbiegowisko. Nasi nauczyciele próbowali ją uspokoić, ale ona cały czas coś mamrotała. W oddali zauważyłam przerażoną Mary, którą opiekuńczo obejmował Tom.
Wraz z Brandonem ruszyliśmy na środek tego zbiegowiska.
- Soph, zostań tu – Bran złapał mnie za rękę i zatrzymał.
- Nie ma szans! Idę tam i nawet nie próbuj mnie zatrzymywać – wyrwałam się z jego uścisku i pobiegłam w tamtą stronę.
Kiedy Kate mnie zobaczyła stanęła w miejscu i uśmiechnęła się złowieszczo. Założyła ręce na klatce piersiowej i spojrzała na mnie przenikliwym wzrokiem. Podeszłam do niej i mogłam zauważyć, że jest on jednak nieobecny. Jakby zasłonięty mgłą.
- No proszę proszę! Kto zaszczycił nas swoją obecnością – jej głos był zachrypnięty, jakby nie należał do niej.
- Kate, uspokój się – powiedziałam spokojnie. Podeszłam minimalnie bliżej. – Pogadajmy na osobności – cały czas patrzyłam jej w oczy z nadzieję, że zaraz do nas wróci.
- A coo? Nie chcesz, żeby wszyscy usłyszeli kim jesteś? A raczej czym? – zaśmiała się szyderczo. – Chcecie wiedzieć? – wykrzyczała.
- Kate, opanuj się! Bredzisz! – skłamałam. Ale co miałam powiedzieć. Tak, ona ma rację?
- Ja bredzę? Ja? A kto cały czas okłamuje swoich przyjaciół? No może mi powiesz, że oni o wszystkim wiedzą? – na jej twarzy cały czas gościł ten uśmieszek.
- Soph, o czym ona mówi – usłyszałam na plecami głos Jane. Poczułam ogromną gulę w gardle. Nie mogłam z siebie nic wydusić. W końcu z trudem z siebie wydusiłam.
- Kate, co ty gadasz? – starałam się, aby mój głos był pewny i się nie załamał.
Widziałam, że wszyscy wokół patrzą na dziewczynę, jakby zwariowała. Jej oczy były zaczerwienione i patrzyły wprost na mnie, z wypisaną w nich nienawiścią.
Nagle tak jakby wszystko wokół się zatrzymało. Rozejrzałam się oniemiała dookoła. Nikt się nie ruszał.
Prawie.
Oprócz mnie, poruszać mogła się również Kate, która była równie zdziwiona co ja.
Spojrzałam w bok, tam Brandon stał wraz z Mirandą i Michaelem. Obok dostrzegłam Sabrinę. Miała lekko zmarszczone czoło.
To jej sprawka.
To ona zatrzymała czas.
Popatrzyłam na nią z wdzięcznością. Ona tylko pokiwała głową i uśmiechnęła się nikle.
Moje myśli wróciły do Kate. Jej poprzedni wyraz twarzy powrócił. Patrzyła na mnie z wrogością.
- Co zrobiliście? – zapytała zezłoszczona. Jej klatka piersiowa unosiła się coraz szybciej.
Nikt jej nie odpowiedział. W momencie zobaczyłam przy jej boku Brandona.
- Musicie ją stąd zabrać. Nie utrzymam tego długo – odezwała się Sabrina. Widziałam, że powoli zaczyna jej brakować sił.
Brandon złapał ją i zaczął ciągnąć w stronę lasku. Ruszyłam za nim.
- Puszczaj! Nie dotykaj mnie! – zaczęła wrzeszczeć i wyrywać się. Chłopak był nieugięty i nie przejmował się uderzeniami wymierzanymi w jego klatkę piersiową. Dziewczyna ani na chwilę nie przestała wrzeszczeć. W końcu chłopak stanął w miejscu.
- Dość! – powiedział spokojnie, lecz stanowczo. Zaskoczona podeszłam bliżej. Chłopak odwrócił Kate w swoją stronę i spojrzał jej w oczy. – A teraz posłuchaj. Uspokój się. Przestań się wyrywać – jego głos był poważny i ani na chwilę nie spuścił z niej swojego czujnego wzroku. Jego źrenice powiększyły się w nieludzi sposób. Patrzyłam na to oniemiała. Czy on właśnie wpłynął na nią?
Popatrzyłam na dziewczynę. Ona również patrzyła mu prosto w oczy.
Miała wstrzymany oddech. Po chwili znowu zaczęła normalnie oddychać. Uspokoiła się. Chłopak spojrzał na mnie i widząc moją minę uśmiechnął się delikatnie. Moje serce od razu zabiło mocniej, jednak po chwili moje myśli musiały wrócić do Kate. Znowu ruszyliśmy do lasku. Dziewczyna szła jakby nieobecna. Brandon nadal trzymał ja za ramię, na wszelki wypadek, gdyby naszła ja ochota na ucieczkę.
Po kliku minutach byliśmy już przy skałkach. Bran pomógł Kate usiąść. Stanęłam przed nią.
- Co jej się stało? – spytałam patrząc na Brandona, który był opodal.
- Mogę się tylko domyślać, że to prze tego gościa. Tak długo była pod jego wpływem, że w końcu jej umysł zaczął się buntować. Nie potrafił nadal trzymać tego w głowie i zwariowała – odpowiedział.
W sumie. To było logiczne. Przecież to już chwilę trwało.
Jestem pewna, że ten facet nie kazałby jej tego mówić przy wszystkich. Nie pozwoliłby jej tego ujawniać, był zbyt ostrożny.
Nagle Kate zeskoczyła z kamienia i wylądowała mocno na nogach. Spojrzałam na nią zaskoczona. Jej przed chwilą kamienna twarz powróciła do tej bojowej.
Spojrzałam w bok. Brandon był tak samo zaskoczony jak ja.
- Co wy mi przed chwilą zrobiliście – odezwała się zdenerwowana i zaczęła wymachiwać rękami. Chłopak natychmiast na to zareagował i złapał ją za obie ręce splatając je na plecach dziewczyny.
- Puść mnie! – wykrzyczała zezłoszczona. – Nie dotykaj!
- Kate uspokój się – powiedziałam spokojnie.
Ta jakby na zawołanie zwróciła swoją uwagę na mnie.
- To wszystko twoja wina – wysyczała z takim jadem, że aż się wzdrygnęłam. W jej oczach było tyle wstrętu do mnie.
- O co ci chodzi? – zapytałam, nie wiedząc co się dzieje.
- To przez Ciebie Mary się ode mnie odwróciła. Przez Ciebie wszyscy się ode mnie odwrócili. To ty wszystko zepsułaś. Wszystkie problemy są rzez Ciebie! – krzyczała mi te słowa prosto w twarz.
Patrzyłam na nią oniemiała. Wstyd się przyznać, ale gdzieś w środku, gdzieś bardzo głęboko wewnątrz mnie, coś mi mówiło, że ona po części ma rację.
„Przestań tak myśleć” – skarciłam się w myślach.
Od razu się opamiętałam.
- Czy ty słyszysz co ty mówisz – mój głos nie był już tak opanowany.
- Słyszę dokładnie! – krzyknęła. – Najlepiej jakby Cię na tym świecie w ogóle nie było. Jakbyś się nie urodziła – powiedziała to z uśmiechem zwycięzcy.
Zabolało.
Nawet bardzo.
Jak ona może tak mówić.
Najgorsze jest to, że ostatnio właśnie myślałam tak jak ona. Gdyby mnie nie było, nie byłoby tez tylu problemów/
Zacisnęłam pieści w ciasne piąstki.
Nie mogę tak myśleć.
- Jak śmiesz – mój oddech przyspieszył.
- Soph, uspokój się – do moich uszu dochodził spokony głos Brandona. Był on niewyraźny i cichy. – Błagam. Zaraz zrobisz coś, czego będziesz żałowała.
Te słowa dochodziły do mojego umysłu, ale nie miały wystarczającej siły, żeby na mnie zadziałać. Moje wewnętrzne „ja” nie dopuszczało do mnie słów chłopaka. Coś niezrozumiałego prowadziło moim umysłem. Jakby coś chciało ze mnie wyskoczyć.
Moje ręce zaczęły drżeć. Moje ciało zaczęły spowijać dreszcze.
Nikt nie będzie tak do mnie mówić.
Wszystko głosy wokół były teraz wyraźne jak nigdy. Nagle szum drzew, na który wcześniej nie zwracałam uwagi zaczął mi przeszkadzać. Ćwierkanie ptaków było tak wyraźne jakbym miała na uszach słuchawki i pogłośniła głośność na maksymalną. Mogłam usłyszeć bicie swojego serca. Bicie serca Kate. U Brandona nie słyszałam nic.
Mój oddech stał się płytki. Lekki świst wydobywał się z moich płuc.
Nagle poczułam, jak moja moc uwalnia się ze mnie. Jak to coś w końcu ze mnie wylatuje, co sprawia mi niemiłosierną ulgę, bo przed chwilą sprawiało ogromny ból.
Zamknęłam automatycznie oczy i poczułam, jakbym się unosiła.

****
I jak?? Mam nadzieję, że się spodoba :) 
Jaka u was pogoda?? Bo u mnie w końcu było słońce! Mam nadzieję, że się utrzyma, bo ten deszcz już mnie do białej gorączki doprowadzał...
Od razu z rana miałam dobry humor i w końcu mogłam sobie posiedzieć na słońcu i poczytać książkę : )

Mam nadzieję, że pozostawicie po sobie jakiś ślad, jakikolwiek. Chciałabym wiedzieć ilu was tu jest i ile osób to czyta. 
 Kocham was <3 :** Jesteście wspaniali : )
P.S 
Możecie mi zadawać pytania na: http://ask.fm/Sooophhhh
Zapraszam <3