piątek, 7 września 2012

Zahipnotyzowana cz. 10


Rozdział X
Przyciemniane szyby otworzyły się. I zgadnijcie kto siedział na miejscu kierowcy. No oczywiście nie kto inny jak Brandon.
- Wiesz przejeżdżałem akurat obok i zauważyłem cię. A skoro już tu jestem, to mogę cię podwieźć do domu. Umilę ci resztę drogi. Chyba mi nie odmówisz – zrobił słodkie oczka i się uśmiechnął.
Chwile się zastanawiałam. No, ale co, skoro mam możliwość wygodnego dojazdu do domu i nie musze się tłuc do domu w autobusie pełnym ludzi to czemu mam nie skorzystać. No już trudno o towarzystwo.
- Czemu nie – Brandon chyba był zadowolony, że nie musi mnie namawiać, bo pewnie i tak nie miał ochoty namawiać mnie na podwózkę. Nie sięgając ręka do klamki, tylko jednym ruchem palca otworzył przede mną drzwi. Wsiadłam do środka i zatrzasnęłam za sobą drzwi. Brandon zasłonił okna i ruszył.
- Słyszałaś o imprezie? Zapewne się wybierasz.
 - Muszę iść, w przeciwnym razie Jane nie da mi spokoju. Ty pewnie też się wybierasz – to raczej nie było z mojej strony pytanie tylko stwierdzenie.
- Tam gdzie jesteś ty, musze być i ja – Brandon jechał bardzo szybko, a praktycznie nie patrzył na drogę. Bałam się, że zaraz spowoduje jakiś wypadek.
- Mógłbyś trochę zwolnić? – zapytałam. Branodn się tylko zaśmiał. Może i zwolnił, ale bardzo mało. Ze 180km/h do 160km/h. Dalej nie zwracał uwagi na ulicę. Co z tego, że była pusta, a jeśli zaraz ktos nagle wyskoczy zza domu?
- I może zwróciłbyś uwagę na drogę, bo zaraz dojdzie do jakiegoś wypadku? – byłam trochę zdenerwowana. Jak na złość Branodn teraz w ogóle nie patrzył na drogę tylko wprost na mnie. Byłam zdziwiona, że dalej jechaliśmy po wyznaczonym pasie i chociażby na chwilę nie zjechaliśmy z niego. Brandon cały czas się na mnie patrzył. Zaczęło mnie to denerwować.
- Cholera, dobra jedź tak szybko jak chcesz, nie zwracaj uwagi na drogę, tylko do jasnej cholery się tak na mnie nie patrz – to najwidoczniej go rozbawiło, ale na szczęście podziałało.
- Jak ty to robisz? – zapytałam.
- Ale co? To, że jestem tak nieziemsko przystojny? – odpowiedział pytaniem na pytanie.
- Chyba kpisz – zaśmiałam się. – Chodzi o to, że jedziesz praktycznie nie patrząc na jezdnię, a w dodatku z zabójczą szybkością i nie uderzyłeś do tej pory w nic, ani nie spowodowałeś żadnego wypadku.
- No wiesz, wampir dobry refleks i wzrok, i słuch itd. Nie ma opcji, żeby był jakiś wypadek – przerwał na chwilę – a co do bycia przystojnym. No wiesz, taki jestem od urodzenia.
- Taa, oczywiście. – zakpiłam pod nosem.
- Ja cię słyszę – powiedział Brandon.
- Taki był zamiar – uśmiechnęłam się
- I tal wiem, że ci się podobam,
- Chyba w twoich snach i marzeniach.
- To też – uśmiechnął się chytrze. Dźgnęłam go z łokcia.
- Ej, za co – udał, że go to zabolało.
- Weź i tak cię nie zabolało.
- Ale za to serce mi teraz krwawi – dodał ironicznie.
- To owiń je w bandaż. – posłałam mu wredny uśmiech.
- Wredota – dodał.
- Odezwał się. Idiota – tak przezywaliśmy się przez resztę do domu. Gdy w końcu dojechaliśmy, rodziców jeszcze nie było. Impreza zaczyna się o 20, a jest 15. Muszę wybrać jakieś ciuchy. Poszłam do pokoju i zaczęłam grzebać w szafie. Do pokoju wszedł Brandon.
- Słyszałem, że twojego chłoptasia nie będzie na imprezie. Co za szkoda.
- Weź się odczep.
- To co, żebyś nie czuła się samotna, może ci tam potowarzyszę? 
Kurde, ale on jest wkurzający. On naprawdę chce mnie zdenerwować.
- Wiesz, nie dzięki. Nie potrzebuje twojego wspaniałego towarzystwa. A poza tym nie chcę żeby ktoś sobie pomyślał, że chodzę z takim przystojniakiem jak ty – dodałam z ironią.
- Ah no tak. Możesz przecież czuć się nieswojo z kimś ładniejszym od siebie u boku – powiedział z bardzo szerokim uśmiechem. Zaśmiałam się szeroko.
- Otóż to – odpowiedziałam i znowu zagłębiłam się w szafie – Może lepiej, ty jedź do siebie, po coś na tą imprezę. Ja sobie poradzę z dojazdem. Spotkamy się na miejscu – powiedziałam z głową w szafie.
Brandon głośno się zaśmiał.
- Co się śmiejesz? – zapytałam go.
- Śmiesznie wyglądasz
- Ha, ha, ha. Naprawdę nie masz nic lepszego do roboty, niż śmianie się ze mnie? Idź lepiej się wyszykuj na imprezę – powiedziałam z wymuszonym uśmiechem.
- Wiesz, ja nie mam co się szykować. Ideału nie da się poprawić.
- Ta, skończony narcyz.
- No dobrze, nie będę ci przeszkadzać w tej twojej czynności. Jadę się przebrać. Może uda mi się jeszcze jakoś poprawić ideał – powiedział, śmiejąc się ze mnie. Wychodząc z pokoju jeszcze dodał. – Ubierz tą czarną koronkową sukienkę. Może chociaż trochę mi dorównasz – i poszedł.
****
Następny rozdział już za tydzień. Pozdrawiam was ;***  Życzcie mi miłych wakacji !!! :D

6 komentarzy:

  1. Rozdział wyjebany w kosmos <3
    Czekam na następny ;D
    Przepraszam, że nie skomentowałam reszty ale nie mam czas ;/

    Jeśli masz chwilkę zapraszam do siebie
    http://kawiatek.blogspot.com/

    OdpowiedzUsuń
  2. ciekawie. czekam na opis imprezy...

    a w między czasie zapraszam na nowy rozdział:
    http://the-dark-past.blogspot.com/

    OdpowiedzUsuń
  3. cześć, zapraszam na rozdział 2 "Czyli jednak litość" na http://who-can-i-trust.blogspot.com :D

    OdpowiedzUsuń
  4. Chyba się wciągnęłam... ;D

    OdpowiedzUsuń
  5. opowiadania-sny.blogspot.com

    OdpowiedzUsuń
  6. Co wydarzy się na imprezie? huehue...

    http://trupiamilosc.blogspot.com

    OdpowiedzUsuń