niedziela, 2 września 2012

Zahipnotyzowana cz. 7


Rozdział VII
Obudziłam się dość późno. Zauważyłam, że i tak już nie zdążę do szkoły. Wstałam z łóżka, usłyszałam kroki w kuchni. – Pewnie mam coś robi – pomyślałam. Niepewnie podeszłam pod drzwi sypialni, w której spał Brandon. Lekko nacisnęłam klamkę i uchyliłam drzwi. Nikogo nie było w środku. – Przynajmniej nie muszę się przebierać – wymamrotałam pod nosem. Powili zeszłam po schodach na dół. Poszłam do kuchni, byłam strasznie głodna. Stanęłam w progu kuchni. Zaspanymi oczami spojrzałam na postać stojącą w mojej kuchni. To zdecydowanie nie była moja mama.
- O wstałaś już. W końcu – powiedział Brandon – Twoi rodzice są w pracy. Nawet mnie nie zauważyli. Twoja mama zrobiła na śniadanie tosty.
- A ty co tutaj robisz? Czemu nie jesteś w szkole? – zapytałam go.
- W końcu jestem twoim opiekunem. Mam cię pilnować. Tak? A poza tym szkołę kończyłem już kilka razy. Więc nie potrzebuję nauki. Teraz chodzę tylko przez ciebie.
- Kurde muszę być naprawdę ważna, skoro mam osobistego ochroniarza – zaczęłam się śmiać. Brandonowi się chyba nie podobało, że musi być moją niańką. No ale nie tylko jemu.
- Wiesz, nie musisz być ze mną cały czas. Też masz swoje życie. A poza tym potrzebuje trochę prywatności. Dziwnie by to wyglądało, gdybyśmy wszędzie razem chodzili. A ja nie chcę plotek – zobaczyłam, że Brandon się uśmiecha.
- Hmm.. Co masz na myśli? – odwrócił się do mnie, zmierzył wzrokiem i szeroko się uśmiechnął. – Rozumiem, chyba chodzi o to, że stoisz przede mną w koszuli, która dużą część twojego ciała odkrywa – teraz bardziej się uśmiechnął. – I nie uciekasz widząc, że się na to patrzę.
Dopiero teraz zorientowałam się, że stoję w samym męskim t-shircie.
- Osz ty.. – pomyślałam. – Zaplanowałeś to – powiedziałam. Byłam zła. Szybko zniknęłam z pola jego widzenia. Pewnie teraz był z siebie dumny. Wystarczająco długo się na mnie patrzył.
- Masz bardzo zgrabne nogi – pokładał się ze śmiechu.
- Głupek – tylko tyle powiedziałam, a później szybko poszłam do swojego pokoju, żeby się ogarnąć. Nie nabiorę się więcej na to. Wzięłam prysznic, pomalowałam się, uczesałam, a co najważniejsze ubrałam w sukienkę. Po jakichś 30 minutach byłam gotowa. Zeszłam do kuchni, a Brandona nie było.
- No w końcu sama – odetchnęłam z ulgą.
- Nie pozbędziesz się mnie tak łatwo.
- No tak, przecież Brandon nie mógł być gdzie indziej – pomyślałam z ironią.  Odwróciłam się do niego. Nie no… Stał w samym ręczniku zawiązanym w pasie. Serio? Przyjrzałam się mu. Nie był w cale blady, tak jak opowiadano o wampirach. Był umięśniony. I tak, miał kaloryfer. Ale to nie było przesadne umięśnienie. Usłyszałam odchrząknięcie. Cholera, gapiłam się na niego. Od razu odwróciłam wzrok.
- Spokojnie. Przecież wiem, że jest na co patrzeć – był pewny siebie.
Bardzo bawiła go ta sytuacja.
 - To może zachowałbyś ten widok dla siebie – teraz jadłam tosty, żeby się na niego nie patrzeć.
- Jak widzę tobie ten widok też się podoba – cały czas się uśmiechał.
- Lepiej się ubierz – nie zareagowałam na jego komentarz.
- Na pewno tego chcesz? – Znowu na niego spojrzałam, tylko tym razem mój wzrok pokazywał, że mu coś zaraz zrobię.
- A jednak. Nie mogłaś się oprzeć, żeby znowu na mnie spojrzeć.
Moje ręce zacisnęły się w pięść. On przesadza. Jak zaraz nie wyjdzie z tego pomieszczenia, to… On dalej stał i patrzył się na mnie.
- Bardzo podoba mi się twoja mina – powiedział denerwując mnie jeszcze bardziej. Nie wytrzymałam. Wstałam i wzięłam poduszkę z kanapy. Rzuciłam nią w Brandona. Niestety nie pomyślałam o tym, że on jest bardzo szybki. Złapał poduszkę i już był przy mnie. Niebezpiecznie blisko. Stanął za moimi plecami. Czułam jego oddech na moim karku.
- Więcej tego nie rób, bo ja też mogę rzucić w ciebie poduszką. Ale to będzie bolało.
- Taa.. Żebym jeszcze mogła wytrzymać z tymi jego docinkami bez jakiejkolwiek reakcji – pomyślałam. Zadzwonił mój telefon. Odetchnęłam z ulgą. Odeszłam na odpowiednią odległość od Brandona i odebrałam telefon.
- Halo? – nie wiedziałam kto dzwonił.
- Cześć, tu Scott.
- O hej, co słychać?
- Wszystko dobrze. Czemu cię nie było w szkole. Wszystko ok?
- Tak. Spokojnie. Zaspałam. Jak się obudziłam nie było sensu iść.
- A ok, Cieszę się, że wszystko ok. hmm.. Co dzisiaj robisz? Może wyszlibyśmy gdzieś?
- Czemu nie? To może przyjdź do mnie o 19?
- Jasne – słychać było w jego głosie radość. – To do zobaczenia Sophie.
- Do zobaczenia.
W końcu uwolnię się od Brandona.
- Nie wspomniałaś, że spędzasz teraz czas z półnagim przystojniakiem. 
Teraz to mnie rozśmieszył.
- Chyba masz zbyt wysokie mniemanie o sobie – powiedziałam śmiejąc się przy tym.
- Ale tobie się najwyraźniej to podobało – chyba bardzo chciał mnie rozzłościć.
 - Hmm.. wiesz widziałam lepsze ciałka. Idź się lepiej ubrać, bo zaraz ten twój „urok” – ostanie słowo zaznaczyłam bardzo wyraźnie – gdzieś wyparuje – tym razem mnie posłuchał, ale moje słowa raczej go nie dotknęły. Usłyszałam jeszcze tylko – I tak wiem, że ci się podobało – zawołał.
- Najbardziej to, jak wychodzisz z pokoju – dodałam.
- Ja wiem swoje – wszedł już ubrany. Miał na sobie ciemne dżindy i biały obcisły podkoszulek.
- To jak, mam być przyzwoitką na twojej randce?
Popatrzyłam na niego w stylu „ are you fucking kidding me?”
- Wiesz nie musisz. Że tak powiem , zrób sobie wieczorem wolne.
Uśmiechnęłam się do niego szeroko.
- Czyli dzisiaj sobie w końcu porządnie pojem.
Popatrzyłam na niego spod byka. On się tylko uśmiechnął.


3 komentarze:

  1. Zainteresował mnie twój blog gdyż iż jest on fantasty <3
    Ogólnie to mnie zaintrygował bo jest inny.
    Nie lubię wampirów ale te są inne ..
    Czekam na następny <3
    I oczywiście dodaję twój blog do polecanych na moim ;D (Kwiat Miłości)

    OdpowiedzUsuń
  2. HAhahahah Brandon, uwielbiam gościa :D

    OdpowiedzUsuń
  3. Lubię Brandona ❤

    http://trupiamilosc.blogspot.com

    OdpowiedzUsuń