W związku z tym, że w tą środę, aż do piątku nie będzie mnie w domu, gdyż wyjeżdżam na rekolekcję. Nie będę miała dostępu do edytora tekstu, a nawet nie wiem czy do internetu, więc nie uda mi się nic dodać. Mam chociaż nadzieję, że tam dostanę nagłego przypływu weny, oświecenia, bo jak na razie mam pustkę.
Jeśli znajdę czas, to postaram się wam coś wyskrobać w zeszycie, a może nawet dostanę pomoc od przyjaciółek <3
Przepraszam was również, że nie dodaje żadnego nowego rozdziału, ale nie mam pomysłu na rozdział, a nie chcę dodawać czegoś nudnego i bez sensu... Sama jestem zła na swoją wenę. Ostatnio nawet spotkałam się z tym, że jedna z autorek bloga nazwała swoją wenę imieniem. Fajny pomysł :D Także, moja mi troszkę ucieka, ale z nią zawsze tak jest.
Wyjeżdżam do Tenczyna, może ktoś mieszka tam? hahah :D
Wybaczcie mi wszystko i tylko mam nadzieję, że nie opuścicie mnie :)
Pozdrawiam was gorąco!! I Kocham was <3 <3 Wracam w piątek :D
wtorek, 26 lutego 2013
czwartek, 14 lutego 2013
Zahipnotyzowana cz. 33
Rozdział XXXIII
Po powrocie
oczywiście musiałam wszystko wyjaśnić dziewczyną. Później po śniadaniu całą
paczką ruszyliśmy na plaże. Jak zwykle było mnóóóstwo śmiechu i zabawy.
- Hej dziewczyny!
– usłyszałyśmy zza pleców. Odwróciłyśmy się i zobaczyłyśmy Carlosa i Adriana.
- O hej! –
uśmiechnęłyśmy się do nich.
- Dziś nie w
pracy? – zapytałam.
- Na szczęście nie.
Mamy wolne i możemy sobie poodpoczywać na plaży – odpowiedział Carlos wiercąc
mnie wzrokiem.
Z daleka
zobaczyłam kroczących w naszą stronę chłopców. Nie mieli zadowolonych min. No
tak, oni i ta ich zazdrość. Zaśmiałam się pod nosem. W szybkim tempie doszli do
nas. Liam od razu znalazł się przy Jane, objął ją ramieniem i zabijał barmanów
wzrokiem. Puściłam oczko rudowłosej. Reszta przybyłych także patrzyli na nich
groźnie. Tom znalazł się blisko Mary. I kto mi tu nie powie, że on coś do niej
czuje? Brandon usiadł obok mnie i swoimi brązowymi tęczówkami patrzył na
Carlosa, który zdołał oderwać ode mnie wzrok. Scott także usiadł przy nas i
spoglądał na obu. Atmosfera nie była przyjemna, ale mi się chciało śmiać. No
naprawdę, po minie dziewczyn wywnioskowałam, że czują to samo. Jane patrzyła z
podziwem na Liama i lekkim uśmiechem na ustach, a Mary zarumieniła się i kątem
oka spoglądała na Scotta.
- To wy się
jeszcze nie znacieee – zagadnęłam, żeby rozluźnić trochę tą niemiłą atmosferę i
przerwać ciszę. – To jest Carlom i Adrian – wskazałam na chłopaków. – A to nasi
przyjaciele – wskazywałam od siedzącego najbliżej. – Brandon, Scott, Liam i Tom
– posłałam im uśmiech, który miał wyrażać „błagam bądźcie mili”.
- Miło nam –
odezwali się barmani. Chłopcy tylko skinęli im głową, ale zdołałam usłyszeć
jeszcze cichy szept, który chyba miał do mnie nie dojść: „A na mnie”. Kto inny
miał to powiedzieć jak nie Brandon. Dyskretnie szturchnęłam go łokciem.
- To może my już
pójdziemy – oznajmił Caros. – Jak coś rozłożyliśmy się niedaleko – i odeszli.
- Musieliście ich
spłoszyć? – spytała Jane.
- My nic nie
zrobiliśmy. Nie nasza wina, że to takie mięczaki – bronił się Scott.
- A poza tym –
dodał Liam. – Nikt nie będzie podrywać mojej dziewczyny – stwierdził i
pocałował Jane w czoło.
- Ej! – oburzyłam
się – To jest też moja dziewczyna – zaśmiałam się.
- Spokojnie,
spokojnie. To wszystko da się jakoś pogodzić – wyszczerzyła się Jane.
Zaśmialiśmy się.
- Ale
przyznajcie, po prostu jesteście zazdrośni – oznajmiła Mary.
- My? – Tom udał
oburzeni – O was? Nigdy – zaśmiał się nerwowo i spojrzał na Mary dyskretnie. Posłałam
mu znaczące spojrzenie, ale on udał, że nie wie o co chodzi.
- Dobra, dobra –
machnęłam ręką. – My wiemy swoje – zaśmiałam się.
- A my swoje –
skitował Scott.
- Ej Soph –
zagadnął mnie Tom.
- Hm?
- Pamiętasz,
miałem ci się odpłacić – zaśmiał się złowieszczo.
- A jeśli nie
pamiętam? – przygryzłam nerwowo wargę.
- Ja ci chętnie
przypomnę – poruszył zabawnie brwiami. Szybko wstałam i zaczęłam się wycofywać.
– Oj nie uciekniesz moja droga.
- Ja wcale nie
miałam tego w planach – odpowiedziałam śmiejąc się sztucznie.
On tylko
wyszczerzył się i ruszył w moją stronę. Gdy był niedaleko ruszyłam pędem przed
siebie śmiejąc się. Niestety po chwili dogonił mnie i przerzucił przez ramię.
Zaczęłam się szarpać i krzyczeć.
- Puszczaj głupku
– mówiłam śmiejąc się przy tym.
- O nie! Musisz
odbyć swoją karę – zaśmiał się i zaczął kroczyć w stronę wody. Jedni ludzie
widząc nas oburzali się, inni śmiali się widząc co się dzieje.
- Oj błagam się!
- Nie ma mowy! – Tom
był już w wodzie po kolana. Po chwili sama poczułam wodę na stopach, co nie
było przyjemne, bo byłam rozgrzana od słońca.
Nagle poczułam,
że jego ramiona rozluźniają się, a ja w szybkim tempie znalazłam się pod zimną
wodą. Wynurzyłam się i zobaczyłam rechotającego Toma, a w oddali zwijających
się ze śmiechu przyjaciół. Odczuwam dziwne „deja vu”.
- Osz ty –
wskazałam na niego palcem i w szybkim tempie wskoczyłam mu na plecy, a że on
nie było na to przygotowany poleciał twarzą w wodę. W ostatnich chwili udało mi
się ominąć spotkania z wodą.
- Jesteśmy kwita-
powiedziałam dumnie.
- Dobra! –
wynurzył się i podniósł ręce w obronnym geście. – Rozejm!
- No w końcu! –
uniosłam głowę ku niebu.
- Płyniemy pod
boje? – zapytał zanurzając się w wodzie.
- Dobra! –
zaśmiałam się i ruszyliśmy. W pewnym momencie zaczęliśmy się ścigać. Świetna
zabawa.
- Ha! Wygrałam –
dotknęłam boi i zaczęłam taniec w wodzie.
- Poszczęściło ci
się – wywrócił oczami.
- Dobrze, wmawiaj
to sobie – wystawiłam mu język.
- Zobaczysz, jak
będziemy wracać, pierwszy będę na ręczniku.
- Marzenia.
- Twoje na pewno
– zaśmiał się.
- To są fakty mój
drogi. Fakty – stwierdziłam rozkładając ręce.
- Dobrze młoda,
dobrze – wydął dolną wargę i zmrużył oczy.
- A tak zmieniając
temat – no to się teraz nie wykręci. – Czemu nie pogadasz z Mary? – jego mina
była bezcenna, ale zaraz udał obojętność.
- O czym ty
mówisz? – wiedziałam, że będzie się wykręcał.
- Nie jestem
ślepa – popatrzyłam na niego jak na głupka. – Przecież widzę, jak na nią
patrzysz. I nie wmawiaj mi, że tak nie jest.
Tom milczał. To
była dla mnie odpowiedź.
- No właśnie. Tom
słuchaj – uśmiechnęłam się do niego. – Widać, że podoba ci się Mary i nie
ukrywam, ale ona chyba też nie jest na ciebie obojętna.
- Mówiła coś o
mnie? – pytanie zadał z prędkością błyskawicy i nagle zaczął interesować się
rozmową.
- Nie – mina mu
zrzędła. – Ale. Zachowujecie się identycznie. Kurde, ogarnijcie się ludzie!
- No dobra.
Rozgryzłaś mnie – uśmiechnął się. – Sugerujesz, że mam z nią pogadać? – spytał.
- No a co innego?
– odpowiedziałam jakby to było oczywiste. – Słuchaj. Ja widzę jak zachowujecie
się w swojej obecności. Uwierz mi to nie jest więź tylko koleżeńska. Naprawdę
pogadaj z nią – poklepałam go po ramieniu.
- Dobra, dzięki –
posłał mi wdzięczny uśmiech. – A teraz! Kto pierwszy na ręcznikach – i ruszył z
pluskiem.
Osz ten! Szybko
ruszyłam za nim. Wyrównałam się z nim. Teraz płynęliśmy łeb w łeb. W tym samym
momencie dotarliśmy na brzeg, ale zostało jeszcze dobiegnięcie do ręczników.
Już wychodziłam z wody, kiedy przede mną przebiegł mały chłopczyk, przez
którego musiałam się zatrzymać. Zobaczyłam, że Tom odwraca się w moją stronę i
się śmieje. Kurde!!! Ruszyłam za nim, ale już nie udało mi się go prześcignąć.
Zdyszana dobiegłam do ręczników.
- To nie fair! –
od razu krzyknęłam.
- Jak nie, jak
tak? – zaśmiał się Tom.
- Miałeś
zwyczajnie szczęście, że ten chłopczyk mi przeszkodził – zmrużyłam oczy.
- No, ale to już
nie moja wina – wyszczerzył się.
- Ale i tak jest
remis – stwierdziłam dumnie.
- Soph, powiem
ci, że to jak Tom wrzucił cię do wody było
genialne – zaśmiał się Liam.
- Ale to jak do
wody wpadł Tom było jeszcze lepsze – dodała Jane. Wszyscy na to wybuchli
śmiechem, razem z naszą dwójką.
Z oddali
zobaczyliśmy zbliżającą się Kate razem z kolegami z klasy. Mimo to
utrzymywaliśmy uśmiechy na naszych twarzach.
Przechwyciłam jej
spojrzenie na mnie. Spoglądałyśmy na siebie chwili. Wyglądała jakby chciała
mnie przejrzeć na wylot, ale nie mogła. Odwróciła wzrok i wróciła do rozmowy.
Pokręciłam głową i odwróciłam się w stronę przyjaciół. Brandon też przyglądał
się Kate.
- Idę po picie.
Chce ktoś? – zapytałam. Wszyscy od razu złożyli u mnie zamówienia.
- To może pójdę z
tobą? Sama sobie z tym nie poradzisz – zapytała Mary
- Jasne! Chodź –
posłałam jej uśmiech. No to teraz będę mogła sobie z nią porozmawiać. Oni sami
się proszą.
Po chwili
czekałyśmy już na napoje.
- Mary słuchaj.
Tylko proszę cię nie wykręcaj się – od razu podkreśliłam. Ona zmrużyła oczy i
pokiwała głową, żebym kontynuowała. – Powiedz mi, jak to jest z tobą i Tomem?
Ona na to pytanie
zarumieniła się.
- Wiedziałam –
zaśmiałam się. Popatrzyła na mnie nieśmiało.
- Nie masz czego
się wstydzić Mary! Tom to świetny facet, a on też wcale nie jest obojętny na ciebie
– poklepałam ją po ramieniu.
- Naprawdę tak
sądzisz? – zapytała rozpromieniając się.
- Ja tak nie
sądzę, ja to wiem. Gadałam z nim.
- Myślisz, że
może coś z tego być?
- No pewnie.
Pasujecie do siebie. Naprawdę. Każdy tak sądzi, ale nikt nie chciał na was
naciskać – nasze napoje właśnie zostały przygotowane, więc zabrałyśmy i
ruszyłyśmy w stronę przyjaciół.
- Dziękuję ci –
odezwała się Mary, gdy wychodziłyśmy z baru.
- Ale za co?
- Że ze mną o tym
pogadałaś. Wiesz, pewnie gdyby nie to, że pokłóciłyśmy się z Kate rozmawiałabym
z nią. Dziękuję, że przyjęłyście mnie do swojego pokoju bez żadnych sprzeciwów
– posłała mi wdzięczny uśmiech.
- Nawet nie masz
za co dziękować. Zawsze do usług. A i Mary, możesz być gotowa, że Tom będzie
chciał pogadać – puściłam jej oczko. Po chwili rozdawałyśmy już napoje.
Widziałam, że Tom i Mary spoglądali na siebie dyskretnie. Ci to się nigdy nie
nauczą. Ale to już pewnie niedługo. Czyli teraz w klubie singli zostanę tylko
ja Scott i Brandon.
- Mm… pycha. Tego
mi było trzeba – uśmiechnęła się Jane, sącząc zimny napój. Chyba na każdego tak
podziałał, bo powietrze było gorące.
- Scott wyrzucasz
kubki – wypaliłam od razu, gdy wszyscy skończyli pić. No co? Ktoś to musi
zrobić, a ja i Mary przynosiłyśmy.
- Osz ty wredoto!
– popatrzył na mnie mrużąc oczy.
- Też cię kocham
– posłałam mu całusa w powietrzu i się zaśmiałam. W końcu Scott się poddał i
wyrzucił kubki.
- Hej! To znowu
my – zobaczyliśmy przed sobą dwóch barmanów z piłką do siatki. – Nie macie może
ochoty zagrać? – zapytali.
Zobaczyłam, że
Brandon i Liam już się mieli odezwać, ale wyprzedziłam ich, znając już jaką
wybrali odpowiedź.
- No jasne!
Chętnie się rozerwiemy – posłałam im uśmiech. – Prawda?- to słowo powiedziałam
dobitnie i spojrzałam na chłopaków. Wiedziałam, że dziewczyny są za, więc nie
miałam się co przejmować przekonaniem ich.
- Jasne – Brandon
posłał im sztuczny uśmiech. Może nawet zbyt sztuczny, bo nawet głupek wyczułby
tą ironię w jego głosie. Wszyscy wstaliśmy ze swoich miejsc i poszliśmy na
boisko znajdujące się niedaleko. Brakowało nam jednej osoby, ale Carlos od razu
załatwił kogoś na to miejsce. Nie zgadniecie nawet kto bardzo chętnie zgłosił
się na wolne miejsce. No to uwaga, uwaga. Sama Kate Burn. Aż normalnie
ciśnienie mi skoczyło.
- Hej wszystkim –
pomachała do nas i przykleiła do swojej twarzy szeroki uśmieszek. Zobaczyłam po
minie Mary, że nie była zbytnio zadowolona z zaistniałej sytuacji. Dotknęłam
jej ramienia i uśmiechnęłam się. Odwzajemniła gest.
- Podzielmy się
na składy – odezwał się Carlos. Po chwili staliśmy już po dwóch stronach
boiska. Ja miałam drużynę z Tomem, Kate, Liamem oraz Carlosem, a przeciwna
drużyna składała się z Jane, Brandona, Scotta, Adriana i Mary.
Zaczęliśmy grę.
Na początku wszystko szło świetnie. Fajnie się bawiliśmy. Rzucaliśmy się do
piłek, tarzaliśmy się w piasku.
Później
zauważyłam, że Liam ma nieciekawą minę. Podążyłam za jego wzrokiem. Oj,
nieciekawie. Adrian zaczął coś mówić Jane, a ona się uśmiechnęła. Na twarzy
Liama pojawiła się wściekłoś. Popatrzyłam na niego kojącym wzrokiem. Trochę go
to uspokoiło.
Adrian zaczął się
trochę kleić do Jane.
- Świetnie grasz
– usłyszałam z boku. Stał tam Carlos i uśmiechał się zadziornie.
- A co? Myślałeś,
że ktoś taki jak ja nie potrafi grać? – spytałam.
- Oczywiście, że
nie. Ale miałem nadzieję, że będę miał okazję pokazać ci, jak ustawić rączki
czy coś. W końcu nie raz spotyka się taką piękna kobietę – puścił mi oczko.
Dobra, może i był przystojny, ale zbyt pewny siebie. To było tanie. Prychnęłam
pod nosem i uśmiechnęłam się. Popatrzyłam na przeciwną stronę boiska. Adrian
kleił się do Jane, a ona chyba nie była tym zbytnio zadowolona. Popatrzyła na
mnie i przewróciła oczami wskazując głową na jej adoratora, ja postąpiłam tak
samo wskazując na tego obok mnie. Zaśmiała się i spojrzała na Liama, który
gotował się ze złości. Posłała mu błagające i przepraszające spojrzenie. Trochę
się uspokoił.
Kolejna osoba z
przeciwnej drużyny miała zaserwować. Tym razem trafiło na Brandona. Nie mogłam
nic wyczytać z jego twarzy. Tak jakby był obojętny. Podrzucił piłkę w górę
skoczył i cholernie mocno uderzył. Jeszcze nikt dzisiaj tak nie serwował. Nie
mam pojęcia, co w niego wstąpiło. Piłka leciała prosto na Carlosa, on w
ostatnich chwili ustawił dłonie w odbiór dołem, ale niestety nie udało mu się
utrzymać w pozycji pionowej po odbiorze piłki, a ona sama wyleciała poza
boisko. Chłopak wylądował w piasku. No dobra, może powinnam teraz do niego
podejść i się zapytać czy wszystko okej, ale ta sytuacja mnie śmieszyła i
uważałam, że należało mu się. Uśmiech wpełzł na moją buzię, ale z trudem
powstrzymywałam się od wybuchnięcia śmiechem.
- Wszystko okej?
– tylko zapytałam.
- Taa, dzięki –
uśmiechnął się do mnie tak jakbym naprawdę się nim obchodziła. Spojrzałam na
Brana, który wyglądał na dumnego z siebie, ale też spoglądał wrogo na Carlosa.
No dobra, może nie przepadaliśmy za nim, no ale bez przesady.
Carlos wstał z
miejsca i spojrzał na sprawcę jego wywrócenia się. Mierzyli się chwile
wzrokami, ale przerwali to, ponieważ gra znowu rozpoczynała się. Teraz nie był
już tak wesoło, jak wcześniej. Liam cały
czas swoje ściny kierował na Adriana, który aż nachalnie chciał zwrócić na
siebie uwagę Jane. Spojrzałam za siebie i zobaczyłam tam Kate klejącą się do Toma,
no to widzę, że dzisiaj chyba będzie jakiś dzień zazdrości, bo Mary nie była zbytnio zadowolona z zaistniałej
sytuacji. Tom specjalnie nie zwracał uwagi na nią uwagi, ale ona nie chciała
dać za wygraną. Nie zdziwię się, jak on zaraz jej coś wygarnie. Aż tyle
cierpliwości to nie ma.
Po dwóch setach
postanowiliśmy, że zmienimy składy. Teraz ja stałam po jednej stronie z
Brandone, Adrianem, Mary oraz Tomem, zaś po drugiej stronie był Liam, Jane,
Carlos, Scott i Kate.
Liam teraz był w
pełni zadowolony. Cały czas pokazywał, że rudzielec jest jego. Całował, „przez
przypadek” dotykał. To było zabawne, ale też słodkie. Widziałam po minie Jane,
że to jej się podobało. No tak, zapomniałam, że to są nasze gołąbeczki.
W grze znowu
zapanowała zabawa. Spojrzałam na Carlosa, który usilnie próbował wyłapać mój
wzrok. Uśmiechnął się do mnie zadziornie, odwzajemniłam uśmiech, ale tak
szczerze to jego zachowanie mnie już męczyło. Puścił mi oczko. jeeezuuu jaki z
niego Narcyz. Poczułam czyjąś rękę oplatającą mnie w pasie. Spojrzałam
zdziwiona w bok. Stał tam Brandoni patrzył na Carlosa, którego mina chyba
troszkę zrzędła. Szatyn (czyt. Brandon) zwrócił wzrok w moją stronę.
- Dzięki –
odetchnęłam.
- Zawsze do usług
– szepnął mi do ucha i posłał mi zadziorny uśmiech. Przeszły mnie dreszcze, gdy
poczułam jego ciepły oddech na moim karku. Co dziwne, ten jego uśmiech mi nie
przeszkadał, a wręcz uwielbiałam ten gest. Spojrzałam ukradkiem na Carlosa. Oh
jaki to był wspaniały widok. Zamiast tego jego uśmieszku widziałam malowaną się
delikatną złość. Właśnie miałam serwować, więc Brandon musiał mnie puścić. Powoli
przejechał dłonią po mojej talii i odsunął się. Ten gest wywołał we mnie takie
emocje, że gdyby nie to, że Mary przypomniała mi co mam robić stałabym jak
słup. Otrząsnęłam się z tego stanu. Głupia ja! Musisz się ogarną idiotko!
Musiałam się jakoś wyżyć. Zaserwowałam z całej siły. No i tego mi było trzeba!
Odebrali to z dużym trudem, ale w końcu przebili na naszą stronę. Piłka
poleciała na Adriana, następnie ja zrobiłam piękną wystawkę, a Brandon ściął,
piłka odbiła się od Carlosa(zgadnijmy, dlaczego poleciała na niego?) i
niespodziewanie na mnie. Rzuciłam się, żeby ją odbić, co mi się udało, ale
niestety nie utrzymałam równowagi i runęłam pięknie. Na szczęście, albo
nieszczęsne wylądowałam na kimś. Ha! Zgadnijmy na kim? Brawo! Na Brana.
- Mmm.. –
zamruczał mi do ucha podnosząc się na łokcie. – Lecisz na mnie? – bardziej
stwierdził niż spytał.
- Nie wyobrażaj
się za dużo Garson – powiedziałam dobitnie. Nasze twarze dzieliły centymetry.
Nie patrzyłam w jego oczy.
- Ej gołąbeczki!
– na ziemię przywrócił mnie głos Toma. Otrząsnęłam się i natychmiast wstałam z
Brandona. Otrzepałam się z piasku.
- Wygraliśmy –
wykrzyczał Tom. Uśmiechnęłam się i dołączyłam do zadowolonego chłopaka. Jak
głupki zaczęliśmy skakać. No, ale cóż poradzić, już tacy jesteśmy. Poczułam, że
odrywam się od ziemi. Brandon, Tom i Adrian podnieśli mnie w górę i zaczęli
podrzucać. Nie mogłam opanować śmiechu.
- Ej dobra! Już!
Uspokójcie się – śmiałam się. Postawili mnie na ziemię, ale postanowili to samo
zrobić z Mary więc, ją też wzięli na ręce. W powietrzu cały czas rozlegał się
odgłos naszego śmiechu.
- Dzięki za grę –
powiedziałam, kiedy już się uspokoiliśmy.
- Nie ma za co –
Carlos puścił mi oczko. Nie spojrzałam nawet na niego.
- Idziemy się opłukać
– spytałam dziewczyn, bo całe byłyśmy z piasku.
- Tylko o tym
marzę – zaśmiała się Jane i razem ruszyłyśmy pod prysznice.
Po kilku minutach
wróciłyśmy na ręczniki. Resztę dnia spędziliśmy na pływaniu i śmianiu się.
***
A co mi tam! Zrobię wam prezencik na walentynki, mimo że nie przepadam za tym świętem.
Tylko ja tak mam? To nie przez to, że jestem singielką, zresztą z wyboru. Uważam, że jeśli się kogoś kocha, to okazuję się mu to cały czas, a nie tylko w ten jeden dzień.
Wkurzają mnie te wszystkie serduszka, które są dosłownie wszędzie. No, ale co, niektórzy lubią to święto, w końcu każdy lubi coś innego :)
Ale ma chociaż nadzieję, że prezencik się spodoba ! <3
A i jeszcze postanowiłam pokazać wam Kate :)
niedziela, 10 lutego 2013
Zahipnotyzowana cz. 32
Rozdział
XXXII
Na zaparowanym lustrze był napis:
„Strzeż się Sophie Bennet”
Zamrugałam kilkakrotnie. Byłam w szoku. Kto to napisał? Kiedy?
Przecież to niemożliwe!
- Co się stało?– z kabiny wyleciała Jane. Spojrzałam w jej stronę
i już się miałam odezwać, kiedy zauważyłam, że na lustrze nic nie ma.
Zmarszczyłam brwi.
- Nic, tylko się oparzyłam gorącą wodą – wymyśliłam coś na
poczekaniu.
- I tylko dlatego mnie tak straszysz? Sophieeeee – zrobiła
skrzywioną minę. Umyła ręce. Ja nadal stałam i patrzyłam się w miejsce, gdzie
przed chwilą był napis. Nie mogłam uwierzyć w to, co tam było. Może to mi się
tylko wydawało? Może już zwariowałam? Ale przecież, to tam było. Na 100%. Nie
mogło mi się tylko wydawać. To było zbyt realne.
- EJ!- Jane szturchnęła mnie w ramię. Spojrzałam na nią
zdezorientowana. – Dobrze się czujesz? Jakoś dziwnie wyglądasz.
- Nie, nie. Wszystko jest okej. Chodźmy już stąd. Szybko
wyciągnęłam ja jak najszybciej z łazienki i ruszyłyśmy do stolika. Rozejrzałam
się po wszystkich stolikach. Nic podejrzanego.
- Wszystko ok? Jesteś strasznie blada – zauważyła Mary spoglądając
na mnie. Wszystko pary oczy przy stoliku spojrzały na mnie.
- Jestem zmęczona – oznajmiłam. Po części to była prawda.
- Wracamy? – Scott zaproponował. Uśmiechnęłam się do niego.
- Nie chcę wam psuć zabawy – oznajmiłam.
- No coś ty! I tak się nic ciekawego nie dzieje. My też jesteśmy
zmęczeni – powiedział Liam, a wszyscy mu przytaknęli.
- Dziękuję. Jesteście kochani – posłałam im słaby uśmiech. Wszyscy
wstali. Ruszyliśmy do naszego domku. Szłam z tyłu grupy. Po chwili wycofał się
do mnie Brandon.
- Co się stało? Tylko proszę cię nie mów, że jesteś zmęczona –
przeszył mnie wzrokiem. On zawsze musi ze mnie wszystko wyczytać.
- Kiedy byłam w łazience na lustrze był napis „strzeż się Sophie
Bennet”. Rozumiesz? Skąd oni o mnie wiedzą. Kiedy wyszłam z kabiny jeszcze tego
nie było. A później nagle, kiedy nie patrzyłam w lustro ten napis się pojawił.
Ja już nie wiem co mam robić – spuściłam głowę.
- Już. Uspokój się – objął mnie ramieniem. – Spokojnie. Jestem z
tobą i nie pozwolę cię skrzywdzić. Rozumiesz? Nie pozwolę. – ostatnie słowa powiedział dobitnie, lecz
delikatnie. Nikle się do niego uśmiechnęłam.
- Dziękuję.
- Następnym razem jeśli coś się wydarzy od razu musisz mi to
powiedzieć. Teraz jest niebezpiecznie – pokiwałam głową na zgodę.
Po chwili byliśmy już w domkach.
Szybko wszystkie się umyłyśmy.
- Dobranoc – powiedziałyśmy wszystkie. Położyłam się i próbowałam
zasnąć, co jak na złość nie przychodziło. Przewracałam się z boku na bok, ale
wizja tego lustra cały czas do mnie powracała. Nie mogłam przestać o tym
myśleć. W końcu wstałam. Nie było szansy, żebym zasnęła. Wyszłam na balkon i usiadłam
na leżaku. Zobaczyłam, że obok na balkonie siedzi Brandon, on też mnie
dostrzegł.
- Czemu nie śpisz? – spytałam go.
- To chyba ja się powinienem zapytać czemu nie śpisz? –
odpowiedział pytaniem na pytanie.
- Nie mogę zasnąć. Nie po dzisiejszym – ostatnie zdanie
wypowiedziałam ciszej. Brandon spojrzał na mnie. Wstał z krzesła i wyskoczył ze
swojego balkonu, tym samym znajdując się na moim.
- Sophie – usiadł obok mnie na leżaku. – Posłuchaj, ja też się
cholernie niepokoje, tym bardziej, że nie wiem z kim mamy do czynienia. Nie
wiem nic. Powinienem wiedzieć, kto ci zagraża, taki jest mój obowiązek, a ja
nawet tego nie wiem! – zacisnął pięści. Był cały spięty. Dotknęłam jego
ramienia. Wzdrygnął się.
- Przecież to nie twoja wina. Nikt nie wie, kto to jest.
- Ale ja powinienem wiedzieć – odwrócił się do mnie przodem i
spojrzał mi w oczy.
- Nie obwiniaj się. Proszę – odwzajemniłam jego spojrzenie.
- Ale ja wiem, że to ty się obwiniasz.
- Ja się nie obwiniam. Ja się boję, cholernie się boję – mój głos
załamał się. – Przecież ja sobie nie poradzę. Tego wszystkiego jest za dużo.
Nie jestem wystarczająco silna – opuściłam głowę.
- Nie mów tak – złapał mnie delikatnie za podbródek i podniósł go
do góry. – Jesteś najsilniejszą kobietą jaką znam. Dasz sobie rady. W końcu nie
na darmo to ty jesteś wybraną – uśmiechnął się delikatnie. Spojrzałam w jego
czekoladowe tęczówki. Widziałam w nich wiarę. Wiarę we mnie. On naprawdę tak
myślał. Nie powiedział tego tylko dlatego, żeby mnie pocieszyć.
W jego oczach widziałam ukojenie. Poczucie bezpieczeństwa.
Pojedyncza łza, która kryła się w moich oczach spłynęła powoli po
mym policzku. Bran starł ją kciukiem i przygarnął mnie do siebie. Wtuliłam
swoją głowę w jego tors. Nie obchodziło go, że jego koszulka zaraz będzie cała
mokra. Objął mnie swoimi ramionami i nic wokół nie miało już znaczenia.
Przycisnął moje ciało do swojego, a ja nie opierałam mu się. Czułam się
bezpiecznie, jak nigdy wcześniej. Mogłam na chwilę zapomnieć o problemach, albo
chociaż wyobrazić sobie, że są one mniejsze. Reszta świata nie miała znaczenia.
Uspakajająco gładził mnie po plecach. Przyjemne dreszcze przeszywały moje
ciało. Zamknęłam oczy i wsłuchałam się w odgłos bicia jego serca. Po chwili
bicie mojego zrównało się z jego. Mój oddech uspokoił się. Zrobił się
równomierny i nawet nie wiem kiedy, zasnęłam.
Obudziły mnie promienie słońca. Nie miałam ochoty otwierać oczu.
Wciągnęłam powietrze. Dziwnym sposobem poczułam
zapach świeżego powietrza pomieszany z przyjemną wonią męskich perfum.
Pod głową czułam coś miękkiego i ciepłego, było mi wyjątkowo wygodnie.
Zdziwiłam się. Leniwie otworzyłam jedno oko, ale po tym co zobaczyłam
natychmiast się obudziłam. Czyli to jednak nie był sen? Naprawdę zasnęłam
wczoraj wtulona w Brandona. Z tą małą różnicą, że wczoraj siedzieliśmy, a ja
obudziłam się leżąc wtulona w tors Brandona, a on obejmował mnie ramieniem.
Poderwałam się z miejsca i momentalnie usiadłam. Bran wyglądał tak słodko,
kiedy spał. Tak niewinnie. Włosy miał rozczochrane i powybijane na wszystkie
strony. Nagle jego powieki zaczęły się poruszać. Powili zaczął mrugać. Otworzył
zaspane oczy i spojrzał na mnie. Śmiesznie wyglądał w takim wydaniu. Podniósł
brwi w pytającym geście i po chwili uśmiechnął się zadziornie.
- Aż tak przystojnie wyglądam kiedy śpię? – zapytał, na co ja się
zarumieniłam i momentalnie odwróciłam wzrok. – I tak wiem, że się zarumieniłaś
– powiedział tym zachrypniętym z rana głosem. Miałam ochotę westchnąć, ale nie
mogłam zdradzić swoich uczuć. Spojrzałam na niebo. Wschód słońca. Jeszcze nie
widziałam go tutaj. Widok był naprawdę piękny. Pierwsze promienie słońca
odbijały się od ciemnego morza. Ciemne niebo zaczęły zastępować jasne barwy i
białe chmurki. W niektórych miejscach pobierało kolor słońca. Piękny widok.
Czyli jest jeszcze bardzo wcześnie. Nikt jeszcze nie wstał. Nie ma szans, jest
o wiele za wcześnie.
- Ale pięknie – westchnęłam.
- Mhmmm – potwierdził moje słowa. Siedzieliśmy w ciszy i
przyglądaliśmy się temu pięknemu widokowi.
- Tak w ogóle, kiedy ja zasnęłam? – spytałam po chwili.
- Mam ci podać dokładną godzinę? Bo nie wiem.
- Mogłeś mnie obudzić, musiało ci być niewygodnie –spojrzałam na
niego dyskretnie.
- Eee tam. Nie było tak źle. A poza tym skoro tobie było wygodnie,
to po co miałem cię budzić. Sam byłem zmęczony i nie miałem nawet siły się
ruszyć więc się położyłem na leżaku – wyszczerzył się.
- Nie musiałeś, ale dzięki – posłałam mu delikatny uśmiech. – Ale
wcale nie było tak wygodnie – powiedziałam. No dobra, może trochę skłamałam.
Było mi cholernie wygodnie.
- Taaaak? – spytał przeciągając samogłoskę. – To ciekawe dlaczego
się tak do mnie przytulałaś w nocy – posłał mi zadziorny uśmiech.
Przewróciłam oczami i odwróciłam głowę, żeby nie widział, że znowu
się rumienie. Przejrzał mnie.
Ziewnęłam, ale mimo to wiedziałam, że nie ma szans, żebym już
zasnęła.
- Nie zasnę – stwierdziłam.
- Mogę ci służyć moim ramieniem – zaśmiał się.
- Nieee dzięki. Wyobraź sobie, że to i tak nie zadziała.
- Ja też nie zasnę – powiedział po chwili. – To jak, idziemy
pływać – wyskoczył z propozycją. Popatrzyłam na niego jak na głupka.
- Coo? – zapytałam dziwiąc się.
- No nie dziw się tak. W końcu nie będziemy się tak nudzić, a
zanim towarzystwo wstanie to chwila minie, a przy okazji może uda mi się w
końcu nauczyć cię porządnie pływać .
Hmm.. dobry pomysł, przynajmniej nie będziemy tracić później
czasu.
- No doobra – skitowałam. – Tylko muszę się jakoś ogarnąć –
dopiero teraz zdałam sobie sprawę, że pewnie wyglądam jak upiór. W końcu spanie
na leżaku raczej nie wyszło na dobre moim włosom.
- Jasne, widzimy się za 15 minut przy drzwiach – oznajmił i wstał
z leżaka. Jego koszulka była trochę zmięta, a po twarzy można było rozpoznać,
że niedawno się obudził, ale mimo to wyglądał cholernie przystojnie. Szybko
przeskoczył balkon i po chwili zniknął w drzwiach balkonowych. Ja też wróciłam
do pokoju. Po cichu, na paluszkach przeszukałam moją walizkę i wyjęłam strój
kąpielowy oraz fioletową bokserkę i jasne potargane dżinsowe szorty. Weszłam do
łazienki, umyłam zęby i przemyłam twarz. Szybko ubrałam się w ciuchy i wyszłam
z łazienki. Jak najciszej się dało pościeliłam swoje łóżko i włożyłam pidżamę
pod poduszkę. Na palcach podeszłam do drzwi wyjściowych. Zamknęłam je za sobą
powoli i odwróciłam się. Za mną stał już Brandon gotowy. Nie miał już tak
bardzo potarganych włosów, ale jak zwykle miał ten swój „artystyczny nieład”.
- Idziemy? – zapytał cicho, bo wciąż mogliśmy kogoś obudzić.
Pokiwałam głową. Ruszyliśmy w stronę tej samej plaży, przy której ćwiczyliśmy.
Jak zwykle po drodzy rozmawialiśmy i śmialiśmy się jak opętani. Plaże były jeszcze
puste. W końcu każdy normalny człowiek jeszcze śpi. No tak, ale my nie jesteśmy
normalni. Po kilku minutach doszliśmy na miejsce. Jak zwykle ten widok zaparł
mi dech w piersi.
- To jak gotowa na naukę? – zapytał uśmiechając się szeroko.
- Yyy… nie – przygryzłam dolną wargę.
- Spokojnie. Przecież nie będzie tak źle. A poza tym masz
świetnego nauczyciela –wskazał na siebie dwoma kciukami. – Szybko nam pójdzie.
Zobaczysz, że nawet nie zauważysz, a już będziesz mistrzynią w pływaniu –
oznajmił dumnie wypinając pierś.
- Doobra – odparłam. Zdjęłam swoje szorty i bluzkę i mogłam
wskakiwać do wody.
- Chodź – obok mnie pojawił się Brandon bez koszulki. Mmm… ten
piękny widok. Ruszyłam za Brandonem. Przed samą linią łączenia się wody z
piaskiem zawahałam się, na pewno będzie zimno.
- No rusz się. Woda jest cieplutka – zachęcił mnie Brandon, który
stał już zanurzony do pasa. Spojrzałam na niego niepewnie i zamoczyłam stopy.
Naprawdę była zadziwiająco ciepła. Powoli wchodziłam głębiej. Pochwali byłam
już obok Brandona.
- Chodź jeszcze kawałek – pociągnął mnie za rękę. Posłusznie
ruszyłam za nim. Byłam zanurzona w wodzie po linię moich ramion.
- Lekcję czas zacząć – zaśmiał się Brandon.
Zaczął mi tłumaczyć co i jak mam robić. Na początku nie miałam
odwagi popłynąć głębiej, ale Brandon cały czas był obok mnie i pilnował, czy
wszystko jest ok. Złapał mnie w talii i zanurzał się ze mną coraz dalej. Nie
mogłam wyczuć już dna, przez co poczułam się nieswojo, ale Brandon zaczął mnie
uspokajać. Tłumaczył mi cały czas, że nic mi się nie może stać, bo jestem
świetną pływaczką i nie ma szans, żebym zaczęła się topić. Dodał mi tym
pewność.
Po kilkudziesięciu minutach coraz odważniej wypływałam coraz
głębiej, aż w końcu nie odczuwałam już strachu, co samą mnie zdziwiło.
- Jestem genialnym mentorem – powiedział dumny z siebie Brandon.
- Oj no dobra, jesteś, jesteś – uśmiechnęłam się. Hmm.. a skoro,
teraz mogę płynąc głębiej, to oznacza, że mogę się ścigać. – Kto pierwszy przy
tej skale – wykrzyknęłam wskazując na miejsce oddalone od nas o 100m. Wybrałam
mój ulubiony styl tj. „motylkowy” i zaczęłam płynąć do ustalonego miejsca.
Spojrzałam w tył i ujrzałam roześmianą twarz Brandona i to jak rusza w moją
stronę, Po chwili ujrzałam jego sylwetkę obok mojej i przyspieszyłam. Dotknęłam
skały i zatrzymałam się przy niej dysząc. Popatrzyłam obok siebie i zobaczyłam
Brana.
- Dobra jesteś! – stwierdził, czym mnie zadziwił. On mnie
komplementuje? I nie twierdzi, że jestem beznadziejna? Zobaczyłam jak się
śmieje – No nie patrz tak na mnie – odparł. – Przecież kiedyś w końcu muszę
powiedzieć coś dobrego na twój temat. A że akurat w tym jesteś dobra, to
nadarzyła się okazja – popatrzyłam na niego mrużąc oczy i przyglądając mu się
uważnie. Lecz nic nie wywnioskowałam i poddałam się.
- W każdym razie dzięki – posłałam mu wdzięczny uśmiech.
- Ścigamy się powrotem – tym razem wykrzyczał Bran i zanim
zdążyłam zareagować już był w drodze. Ruszyłam za nim. Ta rywalizacja była
genialna. Dawno się tak nie bawiłam. Starałam się go dogonić, co w końcu mi się
udało. Widziałam, że spojrzał na mnie i wtedy zanurzył się pod wodę. Co on
kombinuje? Zrobiłam to samo co on. Zanurkowałam i rozejrzałam się pod wodą.
Nigdzie go nie widziałam. Więc tak się chce bawić? Wynurzyłam się na
powierzchnię i nigdzie go nie było. Wciągnęłam powietrze w płuca i znowu
zanurzyłam się. Zaczęłam go szukać. W chowanego mu się zachciało bawić.
Nagle poczułam szarpnięcie za nogę. Popatrzyłam w tamtą stronę,
ale już nikogo nie było. Coś przeleciało obok mojej prawej ręki, znowu nic nie
zobaczyłam. Po chwili poczułam dłonie na moich biodrach i to jak zaczynają mnie
one unosić w górę, w stronę powierzchni. Gdybym była teraz na ziemi pewnie
podskoczyłabym, ale teraz tylko przeszły mnie ciarki. Wynurzyłam się spod wody
i wciągnęłam głęboko powietrze. Odwróciłam się w stronę osoby trzymającej mnie
za biodra. I za pewne zgadliście kim ona była.
- Brandon! Nie baw się tak ze mną – walnęłam go w ramię.
- Ale ja lubię widzieć jak się tak przestraszasz – uśmiechnął się
niewinnie. Zmroziłam go wzrokiem, ale zaraz złagodniałam, W końcu mi pomógł no
nie?
- Łaski zostają ci odpuszczone – odparłam klepiąc go po barku.
Popatrzyłam w dół – Lubisz trzymać swoje ręce na moich biodrach co? – zapytałam
złośliwie.
- Też to zauważyłaś? – zaśmiał się – No wiesz, są takie miękkie i
jest mi wygodnie – gdybym mogła to bym mu coś teraz zrobiła.
- Ałł – zasyczał łapiąc się za skronie. Zadziałało?
- Co? Co? Podziałało – na mojej twarzy pojawił się uśmiech.
- Nie wiem, z czego ty się tak cieszysz. Może z tego, że sprawiłaś
mi ból? – zapytał.
- Mniej więcej – wyszczerzyłam się. – A poza tym nie narzekaj.
Ciesz się, że dopiero teraz coś mi podziałało, bo wcześniej wiele razy miałam
ochotę ci coś zrobić – odpowiedziałam. – Juhuuuu!!!!- wydarłam się na całe
gardło, unosząc ręce, jednak po chwili znowu je zanurzyłam, by móc swobodnie
utrzymać się na powierzchni, a nie pod nią.
- Dobra. Ale to jeszcze nie było cos naprawdę niesamowitego. Aż
tak straszny ten ból to nie był – odzyskał panowanie.
- Ale to jest już sukces. Mały, bo mały, ale jednak – uśmiechnęłam
się triumfalnie.
- Niech ci będzie – wzruszył ramionami. Spojrzał w stronę słońca.
– Musimy już wracać. Robi się dosyć późno. Znaczy wiesz w jakim sensie –
powiedział z rozbawieniem.
- Dobra, rozumiem. Chodźmy – znowu ścigaliśmy się do brzegu.
Oczywiście każdy uważał, że wygrał, ale to taki szczególik.
Zaczęliśmy się szybko osuszać.
- Aaa! Zostaw – zaśmiałam się czując, że Brandon wyciera moje
włosy ręcznikiem. A raczej je czochra trąc mocno.
- Jak sobie życzysz - odsunął się kończąc swoją „robotę”. –
Pięknie – tak podsumował swoje dzieło.
- Jasne – zrobiłam minę naburmuszonego dziecka i wydęłam dolną
wargę. Przeczesałam włosy dłonią. Nie ma co, stoją na wszystkie strony. Popatrzyłam
na niego spode łba.
- Nawet się nie waż – wystawił dłonie przed siebie. Uśmiechnęłam
się złowieszczo. On zaczął się cofać, a ja robiłam kroki w przód. Ruszył
biegiem.
- Nie uciekaj! I tak się dopadnę – zaśmiałam się i ruszyłam za
nim. Nie powiem, trudno było go dogonić. Ale chyba postanowił dac mi trochę
fory, bo w końcu mi się udało. Rzuciłam się na jego plecy i zaczęłam czochrać
jego włosy rękami.
- Dobra! Już! Przepraszam – w końcu się poddał.
- Masz szczęście – zeszłam mu z pleców i uśmiechnęłam się
triumfalnie.
- Mała złośnica – skomentował.
- Kto jest mały ten jest mały – założyłam na piersi.
- Oj no dobra, nie jesteś aż taka mała – wyszczerzył się i ruszył
do miejsca, gdzie zostawiliśmy ciuchy.
- Ubieraj się i idziemy – rzucił mi moje ciuchy. Szybko się w nie
ubrałam. Brandon już miał na sobie koszulkę. Eeee… lepiej mu bez niej… Co ja
bredzę?? Chyba to słońce mi trochę zaszkodziło. Ruszyliśmy w drogę powrotną.
****
I jak? Szczerze, to tak średnio jestem zadowolona z tego rozdziału. Wiem, że chcecie akcję, ale mam jeszcze troszkę w planach i mam ochotę was troszkę podtrzymać w niepewności :)
W szkole mam strasznie dużo obowiązków i dlatego dopiero teraz dodałam rozdział, mam nadzieję, że zostanie mi to wybaczone. Zobaczymy na kiedy uda mi się napisać kolejny rozdział :)
Kocham was i dziękuję za wszystkie komentarze <3 :**
piątek, 1 lutego 2013
Zahipnotyzowana cz. 31
Rozdział
XXXI
Coraz więcej ludzi zaczęło zbierać się przy stolikach. Pośród nich
można było zauważyć dużą ilość znajomych. Wszyscy byli roześmiani. W oddali
zobaczyliśmy naszych opiekunów. Tak szczerze, to nawet nie zdążyłam zobaczyć,
co jutro będziemy robić.
- Idę do Smitha, żeby zapytać się o plany na jutro – powiadomiłam
resztę i ruszyłam, do stolika, przy którym siedzieli opiekunowie. Pan Smith, a
dokładnie Andrew był opiekunem naszej klasy, a także naszym wychowawcą, a przy
okazji uczył w-fu. Był dosyć młody, mniej więcej przed trzydziestką, dlatego
niektóre dziewczyny do niego wzdychały. Był wysoki i umięśniony. Miał brązowe
włosy, które często były ułożone w artystyczny nieład. Przy nim w stoliku
siedzieli pozostali opiekunowie.
- Dobry wieczór – przywitałam się z wszystkimi.
- Cześć Sophie, co cię do nas sprowadza ?– zapytał pan Smith.
- Chciałam się tylko upewnić co jutro będziemy robić? – zapytałam.
- Jutro macie wolne – uśmiechnął się. – Ale za to w następny dzień
idziemy nurkować – ogromny uśmiech wypełzł na moje usta.
- No to świetnie – odpowiedziałam uradowana.
- Widzę, że podobają ci się plany – zagadała pani Montgomery,
którą większość uczniów lubiła. Miała na imię Emily. Również była młoda, w
wieku naszego wychowawcy. Ona również była nauczycielką w-fu. Była średniego
wzrostu o bardzo przyjemnej twarzy z ciemnymi włosami sięgającymi jej do
łopatek.
- O tak. Zawsze marzyłam o nurkowaniu – uśmiechnęłam się. – Teraz
już wrócę do swojego stoliku. Dziękuję – posłałam im uśmiech.
- Nie ma sprawy. Mam nadzieję, że pokażecie na scenie co
potraficie – zaproponował.
- Zobaczymy jeszcze – odpowiedziałam i wróciłam do przyjaciół
pewnym krokiem z uśmiechem na twarzy.
- A ty co tak suszysz zęby – zapytał Scott.
- A bo mam swoje powody, ale skoro nie interesuje cię, co będziemy
robić po jutrze, to dobra, ja nie będę cię do tego zmuszać – usiadłam na
krześle i teatralnie zaczęłam oglądać swoje paznokcie.
- Co się dowiedziałaś, od razy mi tu mów – zaszczebiotała Jane. Ja
nie zwróciłam na nią uwagi. Po chwili szturchnęła mnie w ramię. Podniosłam na
nią wzrok.
- Gadaj mi tu natychmiast – była niecierpliwa.
- No, ale ich to nie interesuje, więc ja nie będę zawracał im
głowy takimi sprawami – oznajmiłam uśmiechając się zadziornie.
- Oj Sophie, gadaj nam już, co mamy w planach – odezwał się Liam.
Popatrzyłam na pozostałych. Wszyscy wlepiali we mnie ciekawski wzrok. Jane
zrobiła oczka ze Shreka.
- Ach, niech wam będzie – machnęłam ręką. Kto nie poddałby się,
gdyby wszyscy patrzyli się na niego i nie odwracali wzroku. I jeszcze jak
patrzy na ciebie ktoś taki jak ten rudzielec przebrzydły no.
- Jutro mamy wolne i możemy robić co chcemy – tą informacja
wywołałam na ich buziach uśmiech. Chłopaki przybili sobie piątki.
- No to co? Idziemy jutro na plażę? – zapytała Mary.
- Raczej, nie inaczej – oznajmił Tom.
- Ale, ale – przerwałam im. Znowu cała uwaga przeszła na mnie.
- Co? – zapytał Scott podnosząc brwi.
- Mam jeszcze lepsze wieści – zapadła cisza.
- No nie trzymaj nas w niepewności tylko gadaj o co chodzi –
odezwał się Brandon. Popatrzyłam w jego kierunku, ale ominęłam kontaktu
wzrokowego, bo każdy dobrze wie, jak to się kończy.
- Pojutrze jedziemy nurkować! – powiedziałam z euforią w głosie.
Wszyscy popatrzyli na mnie wielkimi oczami, a następnie zaczęli cieszyć się,
jak małe dzieci. Siedzący obok mnie Tom przytulił mnie mocno.
- Ej chłopie, bo zaraz mnie udusisz – powiedziałam na jednym
wdechu.
- Sorki – odsunął się ode mnie i zarumienił lekko. Teraz przytulił
osobę siedzącą obok niego, czyli Mary. Oblała się wielkimi rumieńcami. Sam Tom,
gdy się zorientował, że ją przytula zrobił ot samo. Tak słodko wyglądali. Ale
jednocześnie śmiesznie. Szturchnęłam Toma z łokcia. Popatrzył na mnie.
Pokazałam głową na Mary i posłałam mu znaczący uśmiech. On udał, że nie wie, o
co mi chodzi i wyprostował się na krześle. Spojrzałam na Mary i puściłam do
niej oczko, ona spuściła tylko głowę.
Boże, sami wstydliwi.
- Ej, ale że na serio? – dopytał się Scott.
- Serio, serio – wyszczerzyłam się. – Będzie genialnie.
Wszyscy mi przytaknęli. Tematem tabu było teraz nurkowanie. Każdy
był wniebowzięty. Nagle poczułam, że ktoś mnie szturcha. Odwróciłam się w
stronę tego otóż osobnika. Siedział tam Brandon. Podniosłam brwi w pytającym
geście.
- O co chodzi?
- Nie chciałbym cię martwić, ale jak będziesz nurkować to nie
będziesz czuła dna. Będziemy się znajdować dość głęboko – o kurde. Nie
pomyślałam o tym. To jest duży problem.
- Nie pomyślałaś co? – zapytał widząc moją minę.
- Nie? – odpowiedziałam speszona.
- A ja mam dla ciebie propozycję.
- Mam się bać? – zapytałam niepewnie.
- Już wcześniej ci to proponowałem, ale chyba nie miałaś wtedy
dobrego stroju – nikt wokół nie zwracał na nas uwagi. Wszyscy gorączkowo
rozmawiali o wycieczce.
- To już chyba wiem o co ci chodzi – potarłam czoło dłonią. Brandon
poruszył zabawnie brwiami. Zachichotałam.
- Nie masz wyjścia, jak będziesz chciała jechać sobie ponurkować,
musisz się wziąć za tą twoją „fobię” jak najszybciej.
Popatrzyłam na niego niepewnie. Skubaniec miał rację.
- Tak, tylko w jeden dzień nie wyzbędę się swojego lęku. To jest
niemożliwe – czyli zostaje mi siedzenie w hotelu.
- We mnie nie wierzysz? – zapytał zbulwersowany.
- Na to wygląda? – odpowiedziałam, jakby to było oczywiste.
- Spokojnie. Z takim trenerem jak ja, w godzinę będziesz pływać w
najgłębszych miejscach.
- Jaki pewny siebie.
- Z tego słynę. No to, jutro rano idziemy pływać – powiedział bez
przyjmowania słowa sprzeciwu. Ja tylko przytaknęłam głową.
Zawsze uwielbiałam pływać, ale bałam się głębokości. Wiele osób
próbowało ze mną pracować nad tym lękiem, bo miałam talent do pływania, ale jak
dotąd nikomu to się nie udało. Zawsze chwalono mnie, mówiono, że mogę wygrać
wiele zawodów pływackich, ale moja fobia utrudniała mi to.
- Patrzcie kto idzie – powiedziała Jane wskazując wejście. Stała
tam Kate. Dziwne, myślałam, że się tutaj nie pojawi po tym wydarzeniu z lasu. Popatrzyłam
na Brandona. Nie ukazywał zdziwienia. Kate rozejrzała się po stolikach. Na
chwilę zatrzymała się na naszym. Popatrzyła wrogo na Mary, ale na dłuższą
chwilę zatrzymała się na Brandonie i na mnie. Odwzajemniłam jej wzrok. Mogłoby
się wydawać, że trwało to długo, ale to była chwila. Zwykły obserwator nie
zauważyłby tego dłuższego spojrzenia. Po chwili Kate siedziała już przy stoliku
z chłopakami. Nie wiedziałam, że ona ma z nimi taki dobry kontakt. Zazwyczaj
trzymała się Mary, albo naszej czwórki. Mówię tu o mnie, Jane, Mary i Vicky.
Tej ostatniej chyba też zaszła za skórę, bo ta siedziała z innymi dziewczynami
z klasy. Z zamyślenia wyrwał mnie głos dochodzący z głośnika.
- Witamy wszystkich zebranych na Karaoke! – rozbrzmiały oklaski i
krzyki. – Cieszymy się z waszego przybycia. Za chwilę, do każdego stolika
podejdzie nasz animator z listą piosenek, które można będzie wykonać –
przekazał, a po chwili można było dostrzec ludzi z koszulkami z logo hotelu
podającymi segregatory. Po kilku minutach każdy stolik miał już swoją listę.
Przejrzeliśmy ja tylko zbytnio nie przejmując się tym. Po kilku minutach główny
organizator znowu pojawił się na scenie.
- No to może na sam początek nasi organizatorzy rozkręcą imprezę.
Brawa dla nich! – wszyscy powitali ich gromkimi oklaskami. Na środku sceny
można było zobaczyć młodych śmiejących się chłopaków. Rozpoznałam w nich
Carlosa i Adriana.
- Ty patrz kto to – wskazałam na nich Jane.
- Czy to nie są ci z baru? – zapytała.
- Tak mi się wydaje, że to oni – zaśmiałyśmy się i czekałyśmy aż
się zacznie. Wyglądali, jakby robili sobie jaja. Usłyszałam pierwsze dźwięki
piosenki. Bruno Mars – Lazy song. Chłopaki zaczęli się wygłupiać na scenie.
Wszyscy wokół płakali ze śmiechu. Mimo że ich głosy miały wiele do życzenia
nikomu to nie przeszkadzało. Było widać, że chłopaki świetnie się bawią, co
działało również na ludzi przy stolikach.
- Byliby genialnymi komikami – skomentowała Mary na co wszyscy
przy stoliku jej przytaknęli. Nawet chłopcy, którzy wcześniej, powiedzmy sobie
szczerze, byli zazdrośni. Po zakończeniu piosenki wszyscy głośno klaskali i
krzyczeli. Nasza para chłopaków ukłoniła się i w podskokach zeszła ze sceny.
- Mamy nadzieję, że ten pokaz nakłoni was do występu – zaśmiał się
prowadzący. Widownia mu zawtórowała.
Coraz więcej osób zaczęło zgłaszać się do śpiewu. Jedni mieli
lepsze głosy, drudzy wręcz na odwrót, ale najważniejsze, że wszyscy się
świetnie bawili.
- To co dziewczyny. Idziemy pokazać jak to robią profesjonalistki?
– zapytałam uśmiechając się szeroko.
- No przecież! - wzięłyśmy do ręki listę piosenek i zaczęłyśmy ja
przeglądać. Po chwili zauważyłyśmy kawałek Shakiry – waka waka. Od razu
jednogłośnie wybrałyśmy tą piosenkę. Wstałyśmy i ruszyłyśmy pod scenę.
Zgłosiłyśmy się i czekałyśmy na naszą kolej.
- Teraz zapraszamy na scenę Sophie, Jane oraz Mary w utworze: „Waka
waka” Shakiry! Oklaski dla nich – ogłoszono nas. Po chwili już stałyśmy na
scenie i czekałyśmy na rozpoczęcie. Zaczęłyśmy śpiewać tańcząc przy tym. Po
chwili wszyscy się do nas przyłączyli. Zawsze lubiłyśmy śpiewać wygłupiając się
przy tym. Mimo wcześniejszego stresu na scenie czułyśmy się świetnie. Stres od
razu wyparował po pozytywnym odbiorze ludzi. Gdy skończyłyśmy śpiewać
dostałyśmy głośne oklaski. Zaczęłyśmy się kłaniać i równocześnie śmiać. W
doskonałych humorach wróciłyśmy do stolika.
- Byłyście genialne – skomentował Liam całując Jane w skroń.
- No, bo przecież to byłyśmy my – dodał rudzielec.
- Ej, to może wy pójdziecie? – zaproponowałam śmiejąc się.
- A ci? Nie wierzycie w nasze zdolności? – Scott udał
zbulwersowanego.
- Hmm.. – popatrzyłam po dziewczynach. – Nie – odpowiedziałyśmy
jednocześnie.
- Ach taaak? – zbulwersował się Liam.
- Właśnie tak – wyszczerzyłyśmy się.
- To jak chłopaki, pokażemy im, na co nas stać? – zaproponował Brandon.
- No pewnie! – od razu się zgodzili. Ruszyli pod scenę.
Po kolejnym występie po środku pojawił się prowadzący.
- Dziewczyny przygotujcie się, bo czterech przystojniaków jest
gotowych nam zaśpiewać! – po chwili nasi chłopcy stanęli obok niego, a Brandon
szepnął mu coś. – Och przykro mi dziewczyny, ale oni swoją piosenkę dedykują
już komuś: Sophie, Jane oraz
Mary. Brawa dla nich i czas zaczynać! – prowadzący zszedł ze
sceny, a muzyka się rozpoczęła. Nawet nie zgadniecie, co oni wybrali na swoją
piosenkę. Maron 5, Christina Aguilera – Moves like Jagger. Nawet podzielili się
na rolę. Brandon z Liamem śpiewali głos męski, a Scott i Tom żeński. No nie
powiem, ale dwaj pierwsi maja niezłe głosy. Kto by się spodziewał? A
szczególnie po Brandonie.
Och, jakby tak kiedyś mi zaśpiewał. Westchnęłam, ale po chwili
otrząsnęłam się. Głupia ja! Ogarnij się.
Gdy Scott z Tomem włączyli się do śpiewu zrobiło się naprawdę
śmiesznie. Znaczy, może nie było tak źle, ale wyobraźcie sobie ich śpiewających
kwestię damską i jeszcze całą czwórkę tańczącą. Tak, to zdecydowanie jest
bardzo śmieszne. Była połowa piosenki, a my już trochę się uspokoiłyśmy, bo od
śmiechu aż brzuchy nas bolały.
Teraz nagle poczułam się nieswojo. Rozejrzałam się wokół. Nic
dziwnego nie zauważyłam, ale to uczucie nadal mi towarzyszyło. Tak jakby ktoś
mnie obserwował. Dziewczyny nic nie zauważył, nadal się uśmiechały. Rozglądałam
się niespokojnie. To uczucie cały czas mnie prześladowało. Nie było to
przyjemne uczucie, że ktoś cię obserwuję, bo się mu podobasz. Raczej jakby ktoś
śledził każdy twój ruch. Chciał wiedzieć o tobie wszystko. Jakby nie chciał
spuścić cię z wzroku. Po plecach przeszły mnie dreszcze. Zaczęłam się strasznie
denerwować, a bicie serca przyspieszyło. Spojrzałam w stronę sceny. Chłopcy
właśnie kończyli śpiewać. Rozbrzmiały oklaski. Popatrzyłam na Brandona. Złapał
moje spojrzenie. Chyba wyczuł coś z mojej miny, bo zmarszczył brwi. Chłopaki
szybko zeszli ze sceny i podeszli do nas. Brandon uważnie mi się przyglądał.
Niestety nie mogłam mu tego teraz wytłumaczyć, bo nie powiem o tym przy
wszystkich.
-Ej to było świetne! – uśmiechnęła się Mary spoglądając nieśmiało
na Toma.
- Zwracam honor – Jane podniosła ręce. Ja tylko uśmiechnęłam się
sztucznie. Nadal niepokoiła mnie ta sytuacja. Może teraz ni czułam się tak
nieswojo jak wcześniej, ale mogłam wyczuć, że ktoś mi się przygląda, nawet
ukradkiem.
- Genialny dobór piosenki – powiedziałam z wymuszonym uśmiechem.
Naprawdę byłam pod wrażeniem, ale ze względu na sytuację nie potrafiłam się
normalnie cieszyć.
- Prawda?? Wiedziałem, że wam się spodoba – powiedział Scott.
- A widziałeś miny innych dziewczyn, jak zadedykowaliśmy tą
piosenkę Sophie, Jane i Mary? – zaśmiał się Tom.
- To było genialne! – Liam objął Jane ramieniem i uśmiechnął się
do niej.
- A ty czemu nie powiedziałeś, że umiesz śpiewać – zapytałam
Brandona, próbując się trochę rozluźnić.
- Myślałem, że się domyślisz. Przecież ja jestem bardzo uzdolniony
– wszyscy się zaśmialiśmy. Widziałam w spojrzeniu Brandona pytanie do
poprzedniej sytuacji. Wskazałam mu na przyjaciół. Chyba zrozumiał.
- Ej, może pójdziemy coś zamówić do picia? – zakomunikował Brandon
– Soph idziesz? – spojrzał na mnie wymownie. Przytaknęłam. Wszyscy złożyli u
nas „zamówienia”. Poszliśmy z Brandonem pod barek.
- Ej o co chodzi? – spytał Bran, kiedy oddaliliśmy się trochę od
przyjaciół. Popatrzyłam na niego i przybliżyłam się.
- Wydaje mi się, że ktoś mnie obserwuje – szepnęłam i rozejrzałam
się wokół. Brandon powtórzył tą czynność.
- Słucham? – chyba się trochę zdenerwował.
- Nie wiem, czy to jest prawda, ale ciągle czuję na sobie czyjś
wzrok. I uwierz mi nie jest to przyjemne uczucie – wzdrygnęłam się. –
Najdziwniejsze jest to, że nie napotkałam na sobie jeszcze żadnego spojrzenia,
a ciągle czuję to dziwne uczucie.
- Słuchaj, nigdzie się beze mnie nie ruszaj. Lepiej być ostrożnym.
Ok?- spojrzał na mnie. Widziałam w jego oczach troskę, nie rozkaz, on naprawdę
się o mnie martwi. Uśmiechnęłam się nikle. Poczułam się trochę bezpieczniej.
Wiedziałam, że zawszę mogę liczyć na Brandona i że on mnie nie zostawi. Przy
nim czułam się dziwnie bezpiecznie. Może to głupio brzmi, ale taka jest prawda.
Zamówiliśmy napoje i wróciliśmy do stolika. Rozmowa z chłopakiem
trochę podniosła mnie na duchu. Gdy wróciliśmy wszyscy byli w doskonałych
humorach. To trochę mi się udzieliło.
- Zaraz wracam. Idę do łazienki – oznajmiłam po chwili. Spojrzałam
na Brandona niepewnie. Przecież chyba będę mogła iść sama. Spojrzał na mnie
niepewnie.
- Poczekaj, pójdę z tobą – oznajmiła Jane. Ujrzałam w oczach Brana
lekką ulgę. Ruszyłyśmy do łazienki. Była pusta. Gdy zaczęłam myć ręce Jane była
jeszcze w kabinie. Schyliłam się lekko, bo mydło nie chciało wylecieć,
nareszcie udało się. Spojrzałam w lustro.
- Aaaa!! – pisnęłam z przerażenie.
***
Przepraszam, przepraszam za taką przerwę, ale w szkole miałam taki zawrót głowy. Różne projekty, przedstawianie ich i jeszcze moje ferie się skończyły i trzeba było się znowu zacząć uczyć.
A poza tym, mam strasznie dużo nowych nauczycieli (nawet nie pytajcie dlaczego...) i niektórzy z nich tak mi grają na nerwach, że ja nie wiem, jak wytrzymam. Po prostu nie mogę. Ale spokojnie, to się nie odbije na opowiadaniu : ) Ale może aż tak źle nie będzie. Zobaczymy <3
A jak wam się podoba nowy wygląd bloga??? Postanowiłam coś zmienić :D
Co myślicie o nowym rozdziale??? Zaczyna się coś dziać, a chyba o to wam chodziło? :D
Pozdrawiam gorącą i strasznie dziękuję za wszystkie komentarze!! <3 :***
Subskrybuj:
Posty (Atom)