Rozdział XLIII
Powoli, powoli
zaczęłam wybudzać się z niespokojnego snu. Mój umysł nadal był w stanie
uśpienia, ale ból, który odczuwałam w każdej cząsteczce mojego ciała zaczął mi
doskwierać i przypominać o tym, co się dzieje. Mój umysł zaczął przedzierać się
przez senną mgłę, każąc mi powrócić do rzeczywistości. Próbowałam poruszyć
rękoma, ale coś skutecznie mi to uniemożliwiło. Ponowiłam próbę, ale nadal nic.
Wyczułam, jak coś szorstkiego ociera się o moje nadgarstki i podczas ruchów
wywołuje nieprzyjemne pieczenie. Zmarszczyłam brwi i spróbowałam się ruszyć.
Moje nogi też
były unieruchomione.
Powoli zaczęłam
otwierać ociężałe powieki.
Co się tu do
jasnej cholery dzieje?
Na moją twarz
padało słabe światło z kilku świec.
Spojrzałam w dół.
Siedziałam na jakimś krześle. Moje nadgarstki były uwięzione z tyłu, przy moich
plecach, a nogi ciasno związane jakimś sznurem. Każda próba uwolnienia się
sprawiała jedynie, że moje nadgarstki i kostki pokrywały się jeszcze większą
ilością krwi, a to sprawiało jeszcze więcej bólu.
Więzy były bardzo
mocno zaciśnięte, przez co moje ręce zaczęły cierpnąć.
Do cholery! Co
oni chcą!?
Rozejrzałam się
dookoła.
Znajdowałam się w
zupełnie innym miejscu niż wcześniej. Świece mimo że dawały mało światła,
pozwoliły mi choć trochę ocenić wygląd otoczenia. Tutaj ściany też były
kamieniste, ale w niektórych miejscach mogłam zobaczyć drewniane belki. Zapach
tutaj, był trochę inny. Nie mogłam go
zidentyfikować. Kojarzył mi się z czymś, ale nie mogłam sobie przypomnieć z
czym.
Znajdowałam się
bardzo blisko ściany, ale wejście do tego zaułku było po drugiej stronie. Nie
było szans, żebym się mogła tam dostać. Byłam strasznie obolała i przemęczona.
Głowa pulsowała z bólu, a wszystkie mięśnie odmawiały posłuszeństwa.
Gdzie ja jestem?
Przecież nie mogli mnie przenieść za daleko? Jak długo byłam nieprzytomna? A
może jednak mogli?
Dobra Sophie,
skup się. Zapomnij, że wszystko cię boli, zapomnij. Skup się na tym co jest
teraz i jak z tego wybrnąć. Co robić? Musi być jakieś rozwiązanie.
Myśl, myśl,
myśl……
Rozejrzałam się
jeszcze raz dookoła.
Musi być coś, co
pomoże mi rozpoznać, gdzie jestem.
No nie wiem,
jakieś szczegóły, cokolwiek.
Ten zapach…..
Cholera, z czymś
mi się kojarzy.
Zamknęłam oczy i
się skupiłam…
Ten zapach ziemi.
Mokrych kamieni. Wilgoć, duża wilgoć….
Kopalnia! Tak! Na
pewno jakaś kopalnia!
Rozejrzałam się
jeszcze raz dookoła. Pamiętam, kiedy byłam mała, razem z klasą byliśmy na
wycieczce klasowej i weszliśmy do kopalni. Zapach, który wyczuwałam dzisiaj był
tak podobny to tego sprzed kilkunastu lat, że nie mogłam się mylić.
Tylko jak mam się
stąd wydostać?
Ile minęło czasu,
od kiedy mnie przenieśli z tamtej jaskini?
Kate! Co on
zrobił z Kate?! Błagam, niech ona żyje.
A może Brandon
już ją znalazł? Może już jest bezpieczna?
Niech ona będzie
bezpieczna. Przecież ona nic nie zrobiła.
Oh Boże, czemu
mnie to spotyka. Czemu to musi spotykać moich znajomych!
Teraz wymyśl
jakiś skuteczny sposób na wydostanie się stąd.
Moja moc! Musi
tutaj działać…. Musi…
Jezu….. Czemu ja
jestem taka słaba i wykończona… Muszę mieć choć trochę siły, żeby móc
sprawdzić, czy tutaj będę mogła coś zdziałać. Dasz radę. Odblokuj tę cholerną
blokadę i zacznij działać. Zacznij racjonalnie myśleć.
Poczułam jak mała
iskierka mojej mocy wydostaje się z mojego ciała.
Tak! Udało się!
Czyli tutaj nie jestem ograniczona. Hm… Co by tu zrobić. Skoro mam tutaj swoje
moce, too przecież mogę uwolnić się z tych cholernych więzów na nogach i
rękach.
Mocno szarpnęłam
za sznurki, ale w tej samej chwili przez całe moje ramiona przeszedł mocny ból!
Aż krzyknęłam!
Nigdy nie czułam
czegoś takiego…. Nieludzkiego! Inaczej się tego nie da określić. Ból był
niewyobrażalny. Mój oddech się przyspieszył, a z gardła wydobywały się jęki.
Co to jest do
jasnej? Czułam jakby coś paliło moje nadgarstki.
Oh Boże… Jak
boli… Jak to możliwe? Przecież zwykłe sznurki nie zrobiłyby nic takiego. To
jest niemożliwe.
Coś musi w nich
być.
Przestałam ruszać
moimi rękami i nogami, aby nie czuć tego strasznego bólu. Wyrównałam swój
oddech, ale serce nadal mocno biło. Ból w nadgarstkach i kostkach nadal mocno
pulsował i poczułam jak spływa po nich krew. Zacisnęłam zęby i zaczęłam
intensywnie myśleć o rzeczach, które mogą mnie skrzywdzić.
Ogień… drewno….
Tak! To jest to! W tych sznurach musi
być drewno. Nie ma innej możliwości.
Jak oni to
zrobili?
No tak, przecież
nie zostawiliby mnie tutaj, żebym mogła się tak po prostu wydostać i uciec.
Jak zwykle
wszystko jest do dupy….
Niech ktoś tu
przyjdzie! Niech mnie uwolni, niech coś zrobi…..
Przełknęłam
ślinę.
Boże, jak mi się
chce pić. Tak byłam tym wszystkim przejęta, że nawet nie zwróciłam uwagi na
pragnienie. Musiałam nie pić od dłuższego czasu…. Ile mogło minąć czasu od
kiedy byłam w jaskini? A tam? Ile czasu tam spędziłam…
Tyle pytań, a tak
mało odpowiedzi.
Głowa pulsowała
mi w bólu, tak samo zresztą nadgarstki i kostki. Nawet najmniejszy ruch
powodował pieczenie. Podczas snu byłam tak zamroczona, że nie czułam tego bólu,
ale teraz trudno było z nim wytrzymać.
A co jeśli oni
mnie teraz zostawią na pastwę losu?
Jeśli chcą, żeby
się zagłodziła na śmierć, albo umarła z pragnienia?
Jeśli moja śmierć
ma przynieść ból w nadgarstkach i kostkach?
Przecież nie mogą
tego zrobić. Nie zrobią tego. Za bardzo mnie potrzebują. W końcu po to mnie
porwali.
Mimo braku siły
usłyszałam w oddali odgłosy kroków. Ktoś widocznie nie krył się z tym, że tu
przyjdzie. W sumie to po co?
Nawet nie mam na
tyle siły, żeby wystarczająco otłumić kogoś. Ha! Nawet moje umiejętności na to
mi nie pozwalają! Może i miałam różne praktyki z Brandonem, ale to nadal nie
jest to, co bym chciała osiągnąć. Nie zawsze mi się udawało mi się wydobyć z
siebie moc.
Odgłosy kroków
były coraz głośniejsze, co oznaczało, że zbliżają się do miejsca, w którym
znajduję się ja.
Nagle w świetle
świec dostrzegłam czyjąś posturę.
Na pewno nie był
to ten wariat, który mnie porwał, chociaż ten stojący tutaj raczej też nie był
normalny. Dziwne, że nie pomyślałam, że to jest ktoś kto mógłby mnie uratować,
ale nie wiem skąd, wyczułam, że ta osoba jest zamieszana w tą całą sprawę z tym
gościem.
Może jednak
podświadomie moje moce same automatycznie się włączają. Ale co z tego, jeśli i
tak nic nie będę mogła tej osobie zrobić.
Postać wyłoniła
się z cienia i mogłam wyraźniej dostrzec rysy twarzy.
I aż się
zdziwiłam. Zobaczyłam młodego chłopaka, przystojnego, ale wydawał się zagubiony
i niewinny. Nie wyglądał jakby miał mi zaraz coś zrobić, czy wyssać z kogoś
krew.
Nie mogłam
dostrzec jaki ma kolor oczu, ale nie wyglądał na groźnego. Miał blond włosy, a
grzywka opadała mu na oczy. Jego postawa wskazywała na to, że nie był zbyt
pewny siebie w tym momencie.
Popatrzył na mnie
niepewnie i zauważyłam, że ręce mu drżą.
Punkt dla mnie.
Najwidoczniej musi się mnie bać.
- Czego chcesz? –
wychrypiałam. Oh Boże, ale mnie gardło boli. Odchrząknęłam, aby wrócił mi
normalny głos.
- Przyszedłem
sprawdzić, czy się obudziłaś – powiedział, próbując przyjąć obojętny ton, choć
wyraz jego warzy wyrażał zupełnie coś innego.
- Jak widzisz,
wstałam…. – tak jakby wstałam, bo się obudziłam, ale do wstania mi trochę
daleko. – Możesz iść i zawołać swojego pana – dodałam po chwili.
Chłopak zmrużył
oczy, a nozdrza na chwilę mu się powiększyły, co oznaczało, że coś wyczuł.
Wyraz jego twarzy
nagle się zmienił i nie wyglądał na takiego bezbronnego. Zaczął się do mnie
zbliżać patrząc na moje kostki. Podążyłam za jego wzrokiem.
O mój Boże!
Miałam krew na stopach, a z ran przy więzach nadal kapała krew. Wiedziałam, że
nie mogę się ruszyć, bo rany staną się jeszcze większe, a to znowu będzie
cholernie bolało. Nie wiedziałam co robić.
Spojrzałam na
niego, był bardzo blisko mnie. Nie mogłam pozwolić, żeby m coś zrobił. Oh Boże,
błagam, pomóż mi!
Przygryzłam wargę
i skupiłam się na swojej wewnętrznej mocy. Przypomniałam sobie jedną z lekcji z
Brandonem. Wyobraziłam sobie, że gdzieś w środku znajduję kluczyk i otwieram
kłódkę. Wypuściłam z płuc powietrze.
Chłopak zgiął się
wpół i zatrzymał w miejscu. Z jego gardła wydobył się jęk.
Uff…. Udało się.
On już po chwili
wyprostował się, ale widziałam grymas na jego twarzy.
- Coś ty mi
zrobiła? - zapytał szorstko.
- Spróbuj się do
mnie zbliżyć – ostrzegłam go. – Powiedz swojemu panu, że jeśli ma zamiar mi coś
zrobić, to niech tu przyjdzie sam – powiedziałam beznamiętnie, mimo że
wykończyła mnie nawet taka mała ilość mocy.
- Mam Ci
dostarczyć to – wyciągnął drżącą ręką probówkę z kieszeni. Znowu wrócił ten
niewinny chłopak. Najwidoczniej musi być bardzo krótko wampirem, bo nie umie
nad sobą panować.
Spojrzałam na tą
rzecz, którą trzymał w ręku.
Nie! Nie, nie,
nie, nie, nie! Nie zgadzam się! Otworzyłam szerzej oczy.
- Nie wypiję tego
– odpowiedziałam widząc czerwoną ciesz wewnątrz probówki.
- Nie masz innego
wyboru – odpowiedział. – Dostałem od niej wyraźne polecenie – wyznał piskliwym
głosem. Nagle otworzył szeroko usta i je zakrył dłonią.
Otworzyłam
szerzej oczy. Jak to: „niej”?
- Nic nie
słyszałaś! – zobaczyłam jak przełyka ślinę. Wyglądał na przerażonego. – Nic nie
słyszałaś! – powtórzył ponownie. – Wypij tę cholerną krew i sobie stąd pójdę! –
mówił jak w amoku, plątał mu się język.
- Nie mam zamiaru
nic wypić – powiedziałam twardo. – O kim mówiłeś? O kogo Ci chodziło? –
zapytałam, ale on nie patrzył na mnie. Unikał mojego wzroku. – Powiedz mi o
kogo chodziło – nadal go przekonywałam. – Jeśli mi nie powiesz, to uwierz mi,
twój szef dowie się, że wiem, że jest ktoś jeszcze, ktoś nad nim. I, że wiem to
do Ciebie. Twój wybór – chłopak spojrzał na mnie przerażony. – Szybciej… -
ponagliłam go.
- Tak, jest ktoś
nad „czarnym” – odpowiedział cicho.
A więc tak go
nazywali.
- I mam rozumieć,
że kobieta zdominowała tego waszego czarnego? Kim ona jest? – drążyłam temat.
- Nic więcej nie
wiem – odpowiedział równie cicho, co wcześniej.
- Musisz coś
wiedzieć! – krzyknęłam, ale zaraz tego pożałowałam, bo paliło mnie w gardło. –
Jak się nazywa, jak wygląda. Cokolwiek!
- Nic nie wiem.
Nikomu się nie pokazuje. Nikt nigdy jej nie widział. No może z wyjątkiem
czarnego. Ale on musi się z nią jakoś kontaktować. Jest jej prawą ręką. Ona coś
mówi, on to wykonuje.
- Na pewno musi
być coś jeszcze – ciągnęłam.
- Nic więcej nie
wiem i tak już za dużo Ci powiedziałem – zakrył ręką twarz. – Wypij to –
wyjęczał wyciągając w moją stronę szkiełko z krwią.
- Nie. –
wycedziłam przez zęby.
Nagle w oddali
znowu usłyszałam czyjeś kroki.
Chłopak przede
mną znieruchomiał i spojrzał na mnie błagalnie.
- Wypij –
wyszeptał bardzo cicho, ledwo co mogłam go usłyszeć.
Zmrużyłam oczy i
pokręciłam przecząco głową.
Wiedziałam kto
się zbliża. Ten pewny krok, ta silna energia. Zbliżał się. Czarny.
Gdy pojawił się w
zasięgu świec uśmiechnął się do mnie szeroko.
- Długo
musieliśmy na Ciebie czekać, słonko – na dźwięk jego głosu aż poczułam ciarki
na kręgosłupie. – Dlaczego nie przyjęłaś prezentu ode mnie? – udał smutną
minkę. Wyciągnął rękę w stronę chłopaka nawet na niego nie patrząc. Cały czas
jego wzrok był skierowany na mnie. Tamten podszedł do niego i podał mu
probówkę. Czarny odebrał od niego krew i pokazał palcem, żeby się oddalił.
Chłopak posłał mi
błagalne spojrzenie i oddalił się.
- Przecież widzę,
że potrzebujesz jedzenia – odezwał się rozkładając ręce.
- Nie takiego –
wycedziłam przez zęby.
- Przecież dobrze
wiem, czego potrzebujesz. A w tym znajdziesz wszystko co najlepsze – uśmiechnął
się obleśnie.
- Nie chcę tego.
- Lepiej przemyśl
to jeszcze raz. Uwierz mi, jeśli sama się nie zdecydujesz, zrobię to za ciebie.
Musisz być silna, żeby móc mi pomóc.
- Nie mam zamiaru
ci pomagać. W żadnej sprawie – odpowiedziałam twardo.
- W takim razie,
inaczej się zabawimy – podszedł do mnie i złapał mnie za włosy. Pociągnął za
nie, zmuszając mnie do spojrzenia na niego. Z trudem przełknęłam ślinę i
popatrzyłam czarnemu w oczy.
Ten wyciągnął
zębami korek z probówki, a następnie wlał mi jej zawartość do ust.
Zaczęłam się
wyrywać, ból był nie do wytrzymania, ale nie mogłam pozwolić sobie na wypicie
tego świństwa.
- Przełknij to,
bo inaczej się zabawimy – ścisnął mnie za szyję, tak, że straciłam oddech.
Ciesz wlała mi
się do gardła, aż zaczęłam kaszleć.
- Grzeczna
dziewczynka – pogłaskał mnie po głowie i puścił moją szyję.
W końcu
odzyskałam oddech, ale w gardle czułam metaliczny smak krwi. O fuu…. Zaraz
chyba zwymiotuje.
Ale
niespodziewanie poczułam się lepiej. Nie byłam już tak obolała, miałam więcej
siły, choć teraz ból w kostkach i nadgarstkach powrócił.
- Już wyglądasz lepiej
– uśmiechnął się triumfująco.
Poczułam, że
powraca mi moc. Miałam teraz szansę. Spojrzałam na niego. – Oh kochanie, nie
radziłbym. Wiem do czego jesteś zdolna, ale naprawdę, lepiej się zastanów zanim
coś zrobisz.
Już tego nie
słyszałam. Skupiłam się na swojej mocy i posłałam ją w stronę mężczyzny.
- Mówiłem Ci coś!
– moje działania na niego nie podziałały. Podszedł bardzo blisko mnie i schylił
się, żeby jego twarz była na wysokości moich oczu. – Spodziewałem się tego po
tobie, dlatego wcześniej przyprowadziłem kogoś ze sobą – z cienia wyłoniła się
kolejna postać. Była to dziewczyna. Szczerze? To wyglądała jak jakaś cyganka. –
Ma pewną moc wiesz? Nie jest wampirem, ale jest bardzo przydatna. Potrafi
ochronić mnie przed wpływem pewnych mocy. Ale wiesz co? Udawajmy, że jej tutaj
nie ma – uśmiechnął się szeroko. Przejechał dłonią wzdłuż moich włosów
dochodząc do ramienia. – Taka piękna, a taka nieposłuszna. Wiesz, gdybyś się
zgodziła współpracować, byłoby naprawdę miło.
- Nigdy –
wycedziłam.
- Myślę, że
jeszcze zmienisz zdanie – przejechał dłonią po moim ramieniu, a w jego oczach
dostrzegłam błysk. – Wprowadzić ja – powiedział głośno, a zaraz po tym, do
środka wszedł ten chłopak, który był tutaj wcześniej wraz z Kate.
Szarpnęłam się na
krześle, ale zakwiliłam z bólu. Boże! Boże! Jakby mi ktoś podpalał skórę.
- Radziłbym się
nie ruszać. Już chyba wiesz czym to się kończy – podniósł palec wskazujący w
górę i gestem pokazał, żeby się do nas zbliżyli.
Wewnątrz mnie aż
się gotowało. Boże, jak ona wygląda.
- Sophie –
wychlipała żałośnie. Co oni jej zrobili? Miała wory pod oczami, jej włosy
wyglądały tragicznie, a ciuchy były całe brudne.
- Wypuśćcie ją! –
krzyknęłam. Kiedy na mnie spojrzała, widziałam strach w jej oczach. Co ja
mówię! Ona była przerażona.
Poczułam
wściekłość. Z mojego wnętrza wydobyła się masa mocy.
Chłopak, który ją
trzymał spojrzał na mnie z pustką w oczach i nagle dostał ataku konwulsji, a po
chwili leżał na ziemi. Nieżywy. I to ja go zabiłam. O mój Boże.
Wstrzymałam
oddech.
Czarny zaśmiał
się gardłowo.
- Widzisz? Masz
już pierwszy raz za sobą. Później będzie już tylko lepiej – wyszczerzył się i
pokazał przy tym swoje krzywe zęby.
- Nie. Nie, nie,
nie! – zaczęłam kiwać głową.
- O mój Boże –
powiedziała cicho Kate. Patrzyła na ciało na ziemi. Spojrzała na mnie, a jej
oczach ujrzałam odrazę, strach, Przede mną.
- Zabierz ją stąd
– odezwał się czarny. – Drina, jak na razie nie chcemy więcej ofiar. Mogłabyś…?
- Tak panie –
odpowiedziała. Do środka wszedł kolejny chłopak. Jemu nie mogłam się przyjrzeć,
bo czarny zasłonił mi widok.
- A teraz słonko,
zabawimy się w moją grę – uśmiechnął się obrzydliwie i dotknął mojej twarzy.
Brandon
- Cholera jasna!
– wrzasnąłem. Złapałem się za włosy i pociągnąłem za nie.
- Brandon uspokój
się – powiedziała Sabrina dotykając mojego ramienia. – Znajdziemy ją.
Wyrwałem się z
jej uścisku.
- Jak? Ona tutaj
była! Widzisz tą krew na ziemi? To jest jej krew! Oni jej coś zrobili! Nie
wiadomo, czy ona jeszcze żyje? – krzyczałem.
- Na pewno! Nie
ma innej opcji – odezwała się Miranda.
- To wszystko
moja wina! Gdybym jej pilnował! Gdybym jej nie pozwolił, żeby sama śledziła
Kate!
- Nie mogłeś nic
na to poradzić. Skąd mogłeś wiedzieć, że ona gdzieś idzie – mówił Michael.
Byłem wściekły.
Cały dzień jej szukaliśmy, a kiedy w końcu wpadliśmy na jakiś trop, to okazało
się, że nie ma tu nikogo.
Będę jej szukał
dopóki nie znajdę!
- Cholera –
uderzyłem pięścią o ścianę, aż się skruszyła w tym miejscu.
- Brandon.
Będziemy dalej szukać. Słyszysz? Nie przestaniemy! Nie martw się. Na pewno jest
gdzieś niedaleko, nie mogli jej wywieść nigdzie. Nie daliby radę – pocieszała
mnie Sabrina.
Jak mam się do
kurwy nędzy nie denerwować? Jak mam się nie martwić, kiedy jakiś popapraniec ma
ją? A jeśli jej cos zrobi?
Nie wybaczę sobie
tego! Nigdy!
Miałem jej
chronić.
- Szukamy dalej.
Nie zasnę, dopóki jej nie znajdę. Będę szukał cały dzień i noc, a kiedy dorwę
tego drania to… - przerwałem. W mojej głowie już pokazywały się obrazy tego, co
mogę mu zrobić.
- Tak zrobisz. A
my Ci pomożemy – dodał Michael.
Kiwnąłem głową na
zgodę i ruszyłem ku wyjściu.
Muszą być gdzieś
niedaleko. Czuję to. Nie wywieźli jej nigdzie.
Będę szukał.
Jeszcze raz spojrzałem na ślady krwi na ziemi i aż zakłuło mnie, kiedy
wyobraziłem sobie, jak Sophie musi teraz cierpieć. Zamknąłem oczy.
Nie mogę jej
stracić.
Nie teraz.
Nie wtedy, kiedy
uzmysłowiłem sobie, że ją kocham.
****
Przepraszam, przepraszam!
Błagam wybaczcie!
Przepraszam, że opuściłam was na tak długo, ale moja wena chyba zrobiła sobie wakacje.
Na szczęście wróciła.
Mam nadzieję, że was nie zawiodła i że nikogo nie straciłam.
Od razu mówię, że nie mam zamiaru nie skończyć opowiadania.
Pamiętajcie, że was nie opuszczam, nawet jeśli mam długą przerwę.
Najpierw będę musiała skończyć opowiadanie.
Boże, nawet nie wiecie jak za wami tęskniłam.
Męczyłam się i kurde siedziałam przed komputerem mając nadzieję na nagłe natchnienie, które nie przychodziło, na szczęście w końcu wróciło. Czułam się okropnie nic nie dodając.
Jeszcze raz błagam was o wybaczenie!
Oh Boże, znowu się rozpisałam... Jak zwykle, mam wam jeszcze tak dużo do powiedzenia... Do dupy, a nie chcę was zanudzać... No nic, może pod kolejnym rozdziałem :)
Mam nadzieję, że wam się podobało :D
KOCHAM WAS <3 <3 <3
~Wasza Soph :**