Rozdział XXII
Już od kilku tygodni chodzę na
ćwiczenia. Nie powiem coraz lepiej mi idzie. Wchodzenie na sam szczyt nie
zajmuje mi już tyle czasu i nie zabiera wiele siły. Nauczyłam się kilku chwytów
z różnych stylów walki. Brandon znał chyba wszystkie sztuki walki. Uczył mnie
wszystkiego po trochę. Jestem pełna podziwu, ja chyba nigdy bym nie dała rady
nauczyć się ich wszystkich. Jeśli chodzi o basen Byliśmy 2 razy. Nigdy nie
wchodziłam głęboko. Brandon się z tego śmiał, ale szanował, co mnie bardzo
dziwiło. Czasami nawet zdarzyło mu się mnie pochwalić, co w tych momentach
robiłam minę taką, że śmiał się ze mną do końca zajęć. Dzisiaj była sobota, co
oznacza zajęcia od rana. Nie cierpię tego… Spakowałam swoje rzeczy do torby i
pojechałam z Brandonem na miejsce. Mieliśmy dzisiaj ćwiczyć sztuki walki. Nie
powiem, niektóre ciosy wychodziły mi całkiem, całkiem.
- Gotowa poćwiczyć walkę –
zapytał Brandon.
- Zawsze – pewnie
odpowiedziałam.
- Co ty na to, żeby dzisiaj
zrobić jakąś walkę? – zapytał zadowolony ze swojego pomysłu. – Co powiesz na
pojedynek ze mną?
- Co? Przecież ja nie mam
szans – powiedziałam w wyrzutem. – Ty umiesz chyba wszystkie style walki, a ja
ledwo co kilka ciosów.
- Spokojnie. Dam ci trochę
fory – po chwilo się poprawił. – Dużo fory – zaśmiał się.
- No dobra, tylko proszę cię
nie zrób mi krzywdy – zrobiłam pozycję bojową.
- Gotowa ? – zapytał.
- Powiedzmy.
- No to zaczynamy.
Po chwili zaczęliśmy zadawać
sobie ciosy. Moje były trochę nieudolne, ale od czasu do czasu udało mi się
trafić. W pewnym momencie Brandon zadał mi cios, przez który upadłam, ale zdążyłam
jeszcze się złapać Brandona, co poskutkowało nasz wspólny upadek. No niestety,
ale nie przemyślałam jednej rzeczy. Teraz on leżał sobie na mnie i raczej nie
wyglądał jakby miał ze mnie zejść. Boże jakie on ma piękne oczy. Znowu się w
nich zatapiam. Nawet nie czułam jego ciężaru na sobie. Nasze twarze zaczęły się
do siebie zbliżać. Były milimetry od siebie. Mój oddech był nierównomierny. Mimo wszystko
miałam ochotę zatopić swoje usta w tych pełnych ustach Brandona. Nagle poczułam
coś na swoich wargach. To były usta Brandona, złożył pocałunek. Bez namysłu
odwzajemniłam go. Zaczęliśmy się całować. Moje emocje brały nade mną górę.
Pocałunek stawał się coraz namiętniejszy. Jego ręka powędrowała na moją talię.
Dotyk działał na mnie jak narkotyk. Swoje ręce wtopiłam w jego lśniące włosy.
Czułam się jak w niebie. Po dłuższym czasie musieliśmy się od siebie oderwać.
Zaczęłam łapczywie nabierać powietrza. Mimo braku oddechu miałam ochotę znowu
zatopić się w tych malinowych wargach.
- Wspominałem, że emocje
wampirów są mocniejsze i wszystko odczuwamy mocniej. Ciebie to się chyba też
tyczy – zaśmiał się schodząc ze mnie. Podał mi rękę abym też wstała.
- Nie powiem nieźle ci
poszło. Masz coraz silniejsze ciosy – zaczął ze mną rozmawiać jakby nigdy nic.
O co tutaj chodzi? Może to i lepiej.
- Dzięki- powiedziałam cicho.
- Myślę, że na dzisiaj
wystarczy, wracamy – szybko się przebraliśmy w ubrania i pojechaliśmy do domu.
- Jutro jest niedziela i nie
ma zajęć – o jeeest! Jak ja się cieszę. Od razu się wyszczerzyłam.
- No w końcu.
- No dobra wysiadaj –
zatrzymał się. Weszłam do domu.
- Jestem – oznajmiłam swój
powrót.
- Już? – moja mama była
zaskoczona, w końcu wróciłam trochę wcześniej niż zwykle.
- A tak jakoś – uśmiechnęłam
się.
- No to chodź szybko zjedz
obiad – zawołała mnie, podążałam za pysznym zapachem. Szybko sobie nałożyłam.
Był kurczak. Jej uwielbiam.
- Mamo, jesteś genialna. To
jest pyszne – pochwaliłam ją. Usłyszałam dzwonek mojego telefonu.
- Halo – szybko odebrałam.
- Soph! – usłyszałam moją przyjaciółkę
Jane.
- Cześć – ucieszyłam się.
- Przychodź do mnie! – od
razy postanowiła za mnie. Cała ona.
- No dobra, to zaraz, tylko
zjem obiad i będę. Za jakieś 30 minut będę – powiedziałam śmiejąc się.
- No dobrze, dobrze. Tylko
się spiesz.
- Jasne – rozłączyłam się.
Szybko zjadłam mój obiad i poszłam się ogarnąć. Tak jak powiedziałam pod
drzwiami Jane stałam po 30 minutach, gdyż nie miałam do niej daleko. Zapukałam
do drzwi. Natychmiast stała przede mną roześmiana Jane.
- Wchodź szybko – wciągnęła
mnie do środka.
- No już, już – poszłam za
nią posłusznie.
- Zrobię nam gorącą czekoladę
– wiedziała co jest dobre.
- No to mów mi o co
chodzi? - wiedziałam, że coś jest na
rzeczy.
- Ale skąd ci to przyszło do
głowy – powiedziała unikała mojego wzroku.
- Oj Jane, nie znam cię od
wczoraj. Szybko mi opowiadaj * niecierpliwiłam się.
- No dobra. Wiesz ostatnio
cały czas gadał z Liamem, ale to już wiesz. No i byliśmy dzisiaj na spacerze.
No i – widziałam jak wybucha z niej pozytywna energia. – tak wyszło, że
jesteśmy razem. Pocałował mnie!- piszczała jak szalona. Dołączyłam do niej.
Zawsze wiedziałam, że Liam się jej podoba. Cieszyłam się z jej szczęścia.
- Gratuluję!- przytuliłam ją.
- Jestem w niebie.
- Oj Jane, Jane. Nawet nie
wiesz jak się cieszę.
- Teraz jeszcze ty sobie
musisz kogoś znaleźć – dalej gadała swoje.
- Weź przestań.
- No ja ci serio mówię! No
popatrz na tego Brandona. Nawet nie wiesz jak do siebie pasujecie –
przekonywała mnie.
- No proszę cię. To jest
tylko mój kolega. Między nami NIC NIE MA! – podkreśliłam te słowa.
- No i mów jak do ściany – powiedziała do
siebie.
- Ej!
- No kurde! Każdy uważa, że
do siebie pasujecie!
- Ale ja tak nie uważam !
- No przyznaj się. Za długo
cię znam – no przemów do jej rozumu. Dobra, może Brandon i jest przystojny i to
bardzo, i ma śliczne oczy, w których się można zatopić. Ok. Sophie, bez
przesady, aż tak to on ci się nie
podoba.
- No dobrze Jane. Przyznaję.
Brandon jest przystojny, ale nie tylko ja tak uważam. Ty też. To nie oznacza,
że się od razu zakochałam – bo tak chyba nie było. Co ja mówię? Na pewno się
nie zakochałam.
- Jak tam chcesz.
- A teraz mi opowiadaj! –
przerwałam tamten temat. – Kiedy się spotykasz z Liamem? W jej oczach mogłam
zobaczyć miliony iskierek. Taak, ona na pewno się zakochała. U mnie nie ma
czegoś takiego. Chyba… Nie na pewno.
- Dzisiaj wieczorem idziemy
na spacer. Nie mogę się doczekać – moja przyjaciółka była cała rozpromieniona.
Pokój Jane |
- No to chodź! Trzeba cię
zrobić na bóstwo! – pociągnęłam ją w stronę schodów. Po chwili stałyśmy już w
jej pokoju w jej garderobie. Zaczęłyśmy przekopywać wszystkie rzeczy.
- Tylko wiesz, żeby nie
wyglądało jakbym się przygotowywała niewiadomo ile. Nie chcę wyjść dziwnie.
- Spokojnie – uśmiechnęłam
się do niej. W końcu znalazłyśmy idealny zestaw. – A teraz trzeba cię umalować
–szybko zabrałam się do roboty. Zrobiłam jej delikatny makijaż. Powiekę
pomalowałam cieniem o barwie jasnego brązu, rzęsy czarnym tuszem, a na policzka
nałożyłam troszkę różu. Wszystko idealnie się ze sobą komponowało. Została
jeszcze tylko fryzura. Jej długie włosy pozostawiłam rozpuszczone jedynie od
połowy w dół delikatnie je zafalowałam.
- Wyglądasz pięknie – była
śliczna. Dodatkowo uroku dodawały jej iskierki w oczach. Zakochanie
zdecydowanie jej służy.
- Dziękuję! Jesteś najlepsza
– rzuciła mi się na szyję.
- Tak wiem, wiem – zaśmiałam
się. – No moja droga, ja idę do domu, bo zaraz twój Książe się zjawi! –
wyściskałam ją mocno. – Tylko mi się tam nie zbłaźnij – zażartowałam sobie. –
Zobaczysz, będzie świetnie – i ruszyłam w stronę swojego domu. Bardzo szybko
doszłam do swojego domu. Zrobiłam sobie coś do jedzenia, a następnie gorącą
czekoladę.
- Umm.. – uwielbiam gorącą
czekoladę. Razem z kubkiem ruszyłam do swojego pokoju. Tam położyłam go na
biurku. Usłyszałam dźwięk nadchodzącego
sms-a.
„Wchodzę”. Była to wiadomość
od Brandona. Co? Nagle zobaczyłam go przed sobą. Aż podskoczyłam.
Już otwierałam buzię żeby mu
powiedzieć, że ma mnie tak nie straszyć, ale on mnie wyprzedził.
- Nieee. Napisałem ci że
wchodzę. Uprzedziłem, nie moja wina, że twój mózg tak wolno przetwarza fakty –
rzucił się na moje łóżko.
- A może byś powiedział, że
gdyby nie to, że jesteś za szybki dla ludzkiego oka dlatego się przestraszyłam.
- To to samo. Ooo – wstał
skierował wzrok na mój kubek. – Gorąca czekolada! – i skoczył do kubka. Upił
łyka.
- Ej, to moje! Ty gustujesz w
innych napojach – no wiadomo, że on pija krew, a nie gorącą czekoladę.
- Ale to nie oznacza, że
takie też są pyszne – powiedział biorąc kolejny łyk.
- Zrób sobie sam! To jest
moje – powiedziałam biorąc mu z rąk kubek.
- No, ale ty robisz ją tak
dobrze. Inna już nie będzie taka sama – zrobił słodkie oczka.
- Nie! To jest moje – upiłam
łyk.
- Następnym razem robisz dwie
porcje – oznajmił mi.
- Jaasne – zaśmiałam się.
- No ja ci mówię. A wiesz,
takiemu przystojniakowi nie da się odmówić – prychnęłam tylko.
- Ale daj jeszcze łyka –
wyrwał mi kubek, przy okazji oblewając się trochę czekoladą.
- Ej, wylałeś.
- No sorki. Kurde, ubrudziłem
się – miał plamę na t-shircie. – Wiesz, że nie mam wyboru – poruszył brwiami i
zaczął ściągać bluzkę. Nieee! Proszę, dlaczego on musi ściągać tą bluzkę! Znowu
będę widziała ten jego umięśniony tors…. Tak właśnie to zobaczyłam.
Jaki on jest przystojny!
Czemu właśnie on? Nie może to być jakiś inny chłopak.
- Co? Jestem gdzieś brudny –
zapytał.
- Hmm? Nie, nie.
- Aaaa, no tak. Przecież
zapomniałem, że nie możesz się mnie oprzeć – zaśmiał się.
- Oczywiście – prychnęłam.
- A co? To nie jest prawdą? –
zapytał rozbawiony.
- Nie – stwierdziłam pewnie.
- Ach tak? – zapytał nadal
się śmiejąc.
- No… tak – zaczęłam mówić
bardziej niepewnie.
- Czy ty się jąkasz –
podszedł bliżej.
- Yyy.. Nie… - kurde, jąkam
się. Opanuj się.
-Jesteś pewna?
- No dobra kurde, jesteś
przystojny. Zadowolony – niech się cieszy. Tylko szkoda, że ja tak naprawdę
uważam. Jak dla mnie teraz to on był mega przystojny.
- Powtórz, bo nie usłyszałem
– podpuszczał mnie.
- Dobrze słyszałeś.
- No właśnie nie – zaczął do
mnie podchodzić.
- Oj Brandon – był bardzo
blisko mnie. Za blisko. Popatrzyłam za siebie, po poczułam, że dalszego kroku w
tył już mi się nie uda zrobić. Byłam przyparta do ściany.
- No przyznaj się – zamruczał
mi do ucha.
- Przestań….. No… yyy… kurde
– no i jak tu się nie jąkać, jak on był tak blisko ciebie, a w dodatku bez
koszulki? Jeeezuu…… Jaki on jest przystojny. I te jego oczy. Kurde, zaczynam
się wstydzić moich myśli i mam ochotę przywalić im. Czemu muszę tak myśleć. To
jest silniejsze. Nie mogłam racjonalnie myśleć, jak on był tak blisko mnie. O
wiieeeele za blisko. Patrzył mi głęboko w oczy. Były takie piękne i ciemne i
głębokie. Znowu się w nich zatapiałam. Niech mnie. Jak on na mnie działał.
Zbliżał się powoli.
****
Przepraszam, ale moja wena szwankuje. Czasami trudno jest nad nią zapanować. Raz ją mam, a drugi po prostu pustka. Mam rozdział w głowie, ale nie umiem go opisać. Wiem, że chcielibyście, żeby rozdziały pojawiały się jak najszybciej, ale nie zawsze się tak da. Straasznie przepraszam. Jeszcze do tego szkoła i nauka. Strasznie tego dużo. Ale będzie za niedługo wolne więc mam nadzieję, że uda mi się napisać jak najwięcej :D Dziękuję, za wszystkie komentarze :) Kocham was <3 :***
A teraz niespodzianka. Brandon <33: