Rozdział XLIV
- Do jasnej
cholery Brandon, powiedz mi się tutaj dzieje! – krzyknęła Jane wbiegając do
pokoju. – Nie ma Sophie, a ty coś wiesz! Co się z nią dzieje?! O co tutaj
chodzi?! – zaczęła wymachiwać rękami.
I co ja jej teraz
mam powiedzieć? Wiesz Jane taki jeden wampir porwał ją, bo ona ma odmienić
świat i wprowadzić porządek. Ale spokojnie, poradzimy sobie i się nie przejmuj.
- Chcę wyjaśnień!
I to w tej chwili!
- Już spokojnie!
– dobra…. Mówię jej żeby była spokojna, a ja tutaj nie mogę wysiedzieć i
cholera jasna nie wiem co mam dalej robić. Jestem jednym kłębkiem nerwów.
- Jak mam być
spokojna? No jak? Nie ma moje przyjaciółki. Nie wiem co się z nią dzieje. Nikt
nic nie wie, no może oprócz Ciebie i tych twoich przyjaciół, którzy ni z tego
ni z owego pojawiają się tutaj. A ty mi jeszcze nic nie chcesz powiedzieć! –
Jane cała poczerwieniała na twarzy, a jej oczy ciskały we mnie piorunami. – Na
dodatek chciała mi coś powiedzieć, a ja mam nieodparte wrażenie, że to ma
związek z tym cholernym zniknięciem.
Nie… Ja już nie
wytrzymam… To nie wyjdzie jak jej nie powiem.
- Brandon! Wyduś
to z siebie! Uwierz mi, jak zaraz nie dowiem się o co chodzi to pożałujesz!
Obiecuję! – podeszła do mnie z mordem wypisanym na twarzy.
Dobra, skoro już
mowa o zabijaniu….
- Dobra! Powiem
Ci! Ja też się martwię. Ok? Tylko usiądź lepiej i się uspokój, bo jak Ci powiem
to…. Lepiej żebyś siedział – Jane zmrużyła oczy i popatrzyła na mnie
podejrzliwie. Po chwili w końcu usiadła nie spuszczając mnie z oczu.
- Mówże w końcu!
– pogoniła mnie.
Wziąłem głęboki
wdech.
- Tylko mi nie
przerywaj. I nie uciekaj od razu, tylko mnie wysłuchaj do końca – chciała mi
przerwać, ale jej nie pozwoliłem. – Nie! Koniec. Teraz mnie słuchaj. Pamiętaj,
że Sophie nie mówiła Ci tego wcześniej, tylko dlatego, że nie chciała Ci
narażać – Jane zmarszczyła czoło.
No Brandon dasz
radę. Powiesz jej o wszystkim ona zrozumie i nie będzie problemów.
Sophie
- Nigdy Ci nie
pomogę! Nigdy! – wyrzuciłam z siebie.
- Oh, ale nie
masz wyboru – uśmiechnął się obrzydliwie. – Pomyśl tylko, ty i ja! Podbijemy
cały świat! Będziemy rządzić. Nikt nam nie będzie dorównywał. Wszyscy się będą
nas bali, a my będziemy mieli taką władzę, o jakiej się nikomu nie śniło. Jak
ktoś stanie nam na drodze tak po prostu – pstryknął palcami. – Ich zabijemy.
Będzie z nas idealna para – wyszczerzył się i przybliżył do mnie.
- Wolałabym
umrzeć! – wysyczałam.
- O nie, nie. Nie
chcemy Cię zabić, ale wiesz, jak nie będziesz chciała współpracować coś się
może stać twoim bliskim.
- Nie tkniesz ich
– zacisnęłam zęby.
- Wiesz, nie
byłbym tego taki pewien – dotknął palcem wskazującym i kciukiem swojej brody. –
Może zaczniemy od Kate. W końcu mamy ją pod ręką prawda? Później po kolei
zaczęlibyśmy od twoich przyjaciół. Może najpierw Tom…. Albo nie! Mary, przecież
chłopaczek musi sobie pocierpieć, a później dopiero zajmiemy się nim. Następny
będzie Scott. Później zajmiemy się Liamem, niech twoja przyjaciółka sobie
poczeka. Przyprowadzimy ją do Ciebie i na twoich oczach ją zabijemy. O tak!
Genialny pomysł! Dzisiaj jestem naprawdę kreatywny. Jaki już będzie po niej
może zajmiemy się Brandonem? Tak, jego zostawimy sobie na koniec. W końcu, co
nie zrani Ciebie tak jak jego śmierć. To będzie piękna zemsta. Prawda Drina? –
spojrzał w stronę wiedźmy.
- Tak panie.
- Nikogo nie
tkniesz! – mój głos wyszedł piskliwie. Nie Sophie, nie możesz po sobie niczego
pokazać.
- Kochanie. Ty
nie wiesz do czego ja jestem zdolny – uśmiechnął się zwycięsko.
Aż ciary mnie
przeszły na samą myśl o tym, co on mógł im zrobić. Nie! Nie mogę mu na to
pozwolić!
Boże błagam
uratuj ich!
Błagam zrób coś.
Nie pozwól mu im
nic zrobić.
Uratuj ich!
- Nic im nie
zrobisz. Wtedy tym bardziej Ci nie pomogę. Rozumiesz? To Ci nic nie da! –
krzyknęłam i spojrzałam mu w oczy.
- Czyżby? –
podniósł brew. – Bo mi się wydaję, że będziesz bardzo cierpieć. I wyobraź
sobie, że ja nie mam zamiaru Cię nigdy zabić. Zamienię Cię w wampira i będziesz
musiała żyć ze mną, i ze świadomością, że oni wszyscy nie żyją przez Ciebie.
Już zawsze będziesz z tym żyła – przekrzywił głowę i z uśmieszkiem przyglądał
się mojej twarzy.
Zacisnęłam zęby i
przełknęłam gulę, która utknęła w moim gardle. Wypuściłam ze świstem powietrze
z moich ust.
- Ah! –
wykrzyczał nagle. Aż podskoczyłam na krześle, a jego głos niósł się przez
chwilę w jaskini. – Oh, przepraszam, że Cię przestraszyłem.
Przeprasza?
Jasne…..
- Zapomniałem
jeszcze kogoś dodać – uśmiechnął się przebiegle. – Przecież nie możemy
pozostawić twojej rodzinki samotnej. Z nimi też trzeba będzie coś zrobić… Hm…
Coś ciekawego. A może twojego braciszka zamienimy w wampira? Taak! A jako
pożywienie damy mu twoich rodziców? – klasnął w ręce zadowolony.
- Nie waż się ich
tknąć! – próbowałam wyrwać się z krzesła. Krzyknęłam z bólu. Głupie więzy! Już
więcej nie wytrzymam. Jakby ktoś wbijał mi gwoździe w nadgarstki i kostki.
- Oh! Ale uważaj
na siebie – popatrzyłam na niego rozwścieczona. – Nie pozwolimy Ci umrzeć –
uśmiechnął się sztucznie. – Powinnaś przemyśleć moje propozycje. Wyobraź sobie,
że cały świat należy tylko do nas dwoje – wyciągnął dłoń w stronę mojego
policzka. Od razy odsunęłam twarz, ale on złapał mnie za podbródek i przekręcił
głowę tak, żebym mogła spojrzeć mu w oczy. – Słuchaj i tak nie masz wyboru.
Nagle sobie coś
uzmysłowiłam. Przecież ten chłopak co tutaj był wcześnie, ten którego…. Którego
zabiłam… Mówił o jakiejś szefowej.
- Mówisz, że cały
świat miałby być pod nami? – zapytałam starając się udawać zainteresowanie jego
propozycją.
- O tym właśnie
mówię – uśmiechnął się do mnie szeroko.
- Tylko do nas
dwoje?
- Tylko my dwoje.
Ty i ja – wskazał na nas palcami.
- I nikt więcej?
- Oczywiście, że
nikt więcej. Będziemy panami tego świata.
A teraz czas na
bombę.
- A co z twoją
szefową? – przygryzłam wargę i obserwowałam jego reakcję.
Jego twarz
przybrała kamienny wyraz. Przyglądał się mojej twarzy. Spojrzałam mu w oczy.
Aż się
wzdrygnęłam. Widziałam w nich chęć mordu.
Spokojnie Sophie,
pokaż mu, że się nie boisz. Jesteś silna, przecież nic nie zrobi.
- Skąd Ci
przyszło do głowy, że jest ktoś jeszcze ważniejszy ode mnie? – zapytał.
Widziałam, że starał się nie pokazywać swoich prawdziwych emocji. W jego oczach
widziałam masę różnych emocji. Złość, nieugiętość, zniecierpliwienie, a nawet
nutkę strachu.
O cholera, to
prawda, ktoś nad nim stoi.
- Umiem dodawać
dwa do dwóch – odpowiedziałam nie pokazując swojego paraliżującego strachu.
- Tak? To powiedz
mi ile to jest – zmrużyło oczy. – Mów skąd taki pomysł?
Przełknęłam ślinę
i wzięłam głęboki oddech
- Dowiedziałam
się od pewnej osoby – odpowiedziałam ostrożnie.
- Coś Ci jeszcze
powiedziała? – w jego oczach zobaczyłam strach. Naprawdę, to był strach!
Jeszcze nie widziałam u niego takiego wyrazu.
Pokręciłam
głową w geście zaprzeczenia.
Zauważyłam, że
odetchnął z ulgi.
A jednak ten
chłopak mówił prawdę. Ale jak to możliwe, że jakaś babka zdominowała czarnego?
To tak jak ze mną i Brandonem!
O Boże… Jak ja za
nim tęsknie…
Nie myśl teraz o
tym. To nie jest czas ani miejsce.
Nagle usłyszałam
warkot od strony wejścia. Spojrzałam w tamtą stronę. Czarny zrobił to samo.
O mój Boże.
To się nie dzieje
naprawdę.
W wejściu stał
wampir. I nie wyglądał na spokojnego. Miał przekrwione oczy i przyglądał mi się
uważnie.
Albo raczej tak,
jakbym wyglądała na jedzenie.
- Nawet się nie
waż – Czarny ostrzegł go twardym głosem.
Spojrzałam na
swoje nadgarstki i kostki.
Krew.
Nie, nie, nie!
Przełknęłam
ślinę, a moje serce zaczęło bić z podwójną siłą.
Wampir zawarczał
ponownie.
Oh Boże. Patrzył
się wprost na moje kostki, ale zaraz spojrzał na moją szyję. Skuliłam się i
zasłoniłam ją.
Gdyby moje serce
tak nie waliło.
- A wiesz co
Sophie? Skoro on już tutaj jest, a ty potrzebujesz praktyki i musisz się ocalić,
to po co ja mam go wyprowadzać? Musisz poradzić sobie sama. A umiesz –
uśmiechnął się i odsunął ode mnie.
Teraz mogłam
uważnie przyjrzeć się postaci, która najwidoczniej wybrała sobie mnie jako
posiłek.
Stał teraz w
świetle świec. Miał miodowy kolor włosów, a przynajmniej tak mi się wydawało.
Wyglądał na kogoś starszego ode mnie. Miał mocno zarysowane kości policzkowe.
Zaczął do mnie
powoli podchodzić. Przechylił głowę i przyglądał się mojej szyi. Moje serce
biło coraz szybciej.
Nie możesz mu nic
zrobić. Już jedną osobę zabiłaś, a więcej nie przeżyjesz. Do końca życia
będziesz sobie to wypominać.
Przecież jak nic
nie zrobisz, to Cię uratują. Prawda?
Spojrzałam na
Czarnego.
- No dalej –
uśmiechnął się i z zaciekawieniem obserwował dalszy ciąg wydarzeń.
Nie pozwól się
sprowokować.
Chłopak był coraz
bliżej mnie, a im bliżej był, tym lepiej mogłam się przyjrzeć jego oczom. Były
całe przekrwione. Wokół były sine wraz z czerwonymi żyłkami.
Jeszcze nie
widziałam czegoś takiego.
Kurde mogłabym
się obronić, gdybym tylko umiała! Przecież ja nie panuję nad tą cholerną mocą.
Ja go zabiję! Nie dam radu… Boże…..
Chłopak stanął
przede mną i uśmiechnął się.
Nigdy nie
widziałam tak obrzydliwego, a jednocześnie tak strasznego uśmiechu.
Pociągnął nosem i
zamknął oczy.
Uśmiechnął się i
otworzył je.
- Mmmm… Pięknie
pachniesz – oblizał wargi. Jeego oczy jeszcze bardziej pociemniały.
O mój Boże,
błagam, ratuj mnie.
W jednej chwili
chłopak rzucił się do mojej szyi.
Jedyne co mogłam
zrobić to krzyknąć.
Brandon
- Co?? – Jane
patrzyła na mnie jak na jakiegoś świra.
- Posłuchaj, to
jest prawda. Co myślisz, że teraz, kiedy Sophie nie ma, zniknęła i nie wiemy
gdzie ona jest tak po prostu prawiłbym sobie żarty? – ehh, podejrzewałem, że
tak będzie.
- Przecież, to… to
jest niemożliwe! Przecież wampiry są tylko na filmach, w książkach, to jest
wymyślone – Jane cały czas próbowała wyprzeć te informacje.
- Nie
zastanawiało Cię czasem nasze zachowanie? Albo, że Sophie tak nagle zaczęła
chodzić na sztuki walki, tak dużo ćwiczyć? Że ma o wiele więcej siły? Nigdy nie
zastanawiałaś się nad tym? – Jane zmarszczyła brwi i przygryzła dolną wargę.
- Na początku
trochę mnie zastanawiało. Tak nagle ni z tego ni z owego powiedziała, że
zaczęła chodzić na te sztuki walki, nic mi wcześniej nie mówiła, że czegoś na
serio szuka… A poza tym ostatnio przecież tyle się wydarzyło. To wszystko było
naprawdę dziwne. Jeszcze ta Kate. Najpierw oszalała, później jeszcze jej się
pogorszyło i zaczęła coś mówić o Sophie. Ja naprawdę już nie wiem co mam myśleć
– zakryła twarz dłonią.
- Jane naprawdę,
nie okłamałabym Cię w takich okolicznościach. Uwierz mi, ja chcę odnaleźć Soph.
Robię co w mojej mocy, żeby ja znaleźć. Mieliśmy trop, ale nagle się urwał w
jednym miejscu – potarłem dłonią czoło.
- Czyli to
oznacza, że ty jesteś ... jesteś wampirem? – zauważyłem, jak z trudem
przełknęła ślinę.
- Spokojnie.
Naprawdę, nic Ci nie zrobię. Przysięgam. Gdybym coś chciał Ci zrobić, już dawno
by to się stało – Jane przyglądała mi się uważnie i po chwili pokiwała głową.
- Dobra, teraz mi
powiedz jakie masz już tropy?
Taa… właśnie
tropy…
- Brandon! –
nagle do pokoju wbiegł Michael.
Od razu zerwałem
się na równe nogi.
- Co jest? Macie
coś? – zapytałem. Obok mnie od razu pojawiła się Jane. Widziałam na jej twarzy wypisaną nadzieję.
- Złapaliśmy trop
– odpowiedział chłopak.
- No to na co
jeszcze czekamy? Chodźmy tam – krzyknęła Jane i już ruszała do drzwi.
- Jane czekaj. On
jeszcze nie skończył – od razu wyczytałem to z jego twarzy. – Dokończ.
- Złapaliśmy trop,
doszliśmy do klifu i koniec. Nic – odpowiedział.
Jane zakryła usta
dłonią, a jej oczy maksymalnie się powiększyły.
- Spokojnie. To
jeszcze nic nie oznacza – uspakajałem ją mimo że sam wcale nie byłem spokojny.
– Przecież on jej potrzebuje. Nic jej nie zrobi.
- Przyszedłem Ci tylko
o tym powiedzieć. Idziemy szukać dalej – jak powiedział tak zrobił.
- Oh Boże – Jane
była załamana.
- Chodź tu –
objąłem ja i przytuliłem, - Spokojnie, wszystko będzie dobrze. Znajdziemy ją.
Już niedługo.
- Dzięki Brandon
– Jane się odsunęła ode mnie. – Jak będziesz miał jakiekolwiek informacje od
razu mnie informuj. Nie rób niczego beze mnie – upomniała mnie.
- Ok. Dzięki, ze
zrozumiałaś – Jane posłała mi słaby uśmiech i wyszła.
Wstrzymałem na
chwilę oddech i po chwili wypuściłem powietrze ze świstem.
Cholera!
Zrzuciłem
wszystko z szafki.
Coś się stłukło.
Mam to w dupie.
Muszę ją znaleźć.
Choćby nie wiem co.
Ruszyłem w stronę
drzwi i wybiegłem z domku.
****
No i znowu zrobiłam wam dużą przerwę.
Miałam w pokoju remont i wszędzie bałagan. Nie mogłam się w ogóle odnaleźć.
Na szczęście już po wszystkim i jedno mam z głowy.
Pozostaje jeszcze szkoła, przez którą nie mam w ogóle czasu.
Ale dam radę :D No bo kto inny ja
A poza tym, mówiąc krótko: nieubłagalnie zbliżamy się do końca opowiadania :D
Całuję;
Wasza soph :*