Rozdział VII
Obudziłam się dość późno.
Zauważyłam, że i tak już nie zdążę do szkoły. Wstałam z łóżka, usłyszałam kroki
w kuchni. – Pewnie mam coś robi – pomyślałam. Niepewnie podeszłam pod drzwi
sypialni, w której spał Brandon. Lekko nacisnęłam klamkę i uchyliłam drzwi.
Nikogo nie było w środku. – Przynajmniej nie muszę się przebierać –
wymamrotałam pod nosem. Powili zeszłam po schodach na dół. Poszłam do kuchni,
byłam strasznie głodna. Stanęłam w progu kuchni. Zaspanymi oczami spojrzałam na
postać stojącą w mojej kuchni. To zdecydowanie nie była moja mama.
- O wstałaś już. W końcu –
powiedział Brandon – Twoi rodzice są w pracy. Nawet mnie nie zauważyli. Twoja
mama zrobiła na śniadanie tosty.
- A ty co tutaj robisz? Czemu
nie jesteś w szkole? – zapytałam go.
- W końcu jestem twoim
opiekunem. Mam cię pilnować. Tak? A poza tym szkołę kończyłem już kilka razy. Więc
nie potrzebuję nauki. Teraz chodzę tylko przez ciebie.
- Kurde muszę być naprawdę
ważna, skoro mam osobistego ochroniarza – zaczęłam się śmiać. Brandonowi się
chyba nie podobało, że musi być moją niańką. No ale nie tylko jemu.
- Wiesz, nie musisz być ze
mną cały czas. Też masz swoje życie. A poza tym potrzebuje trochę prywatności. Dziwnie
by to wyglądało, gdybyśmy wszędzie razem chodzili. A ja nie chcę plotek –
zobaczyłam, że Brandon się uśmiecha.
- Hmm.. Co masz na myśli? –
odwrócił się do mnie, zmierzył wzrokiem i szeroko się uśmiechnął. – Rozumiem,
chyba chodzi o to, że stoisz przede mną w koszuli, która dużą część twojego
ciała odkrywa – teraz bardziej się uśmiechnął. – I nie uciekasz widząc, że się
na to patrzę.
Dopiero teraz zorientowałam
się, że stoję w samym męskim t-shircie.
- Osz ty.. – pomyślałam. –
Zaplanowałeś to – powiedziałam. Byłam zła. Szybko zniknęłam z pola jego
widzenia. Pewnie teraz był z siebie dumny. Wystarczająco długo się na mnie
patrzył.
- Masz bardzo zgrabne nogi –
pokładał się ze śmiechu.
- Głupek – tylko tyle
powiedziałam, a później szybko poszłam do swojego pokoju, żeby się ogarnąć. Nie
nabiorę się więcej na to. Wzięłam prysznic, pomalowałam się, uczesałam, a co
najważniejsze ubrałam w sukienkę. Po jakichś 30 minutach byłam gotowa. Zeszłam
do kuchni, a Brandona nie było.
- No w końcu sama –
odetchnęłam z ulgą.
- Nie pozbędziesz się mnie
tak łatwo.
- No tak, przecież Brandon
nie mógł być gdzie indziej – pomyślałam z ironią. Odwróciłam się do niego. Nie no… Stał w samym
ręczniku zawiązanym w pasie. Serio? Przyjrzałam się mu. Nie był w cale blady,
tak jak opowiadano o wampirach. Był umięśniony. I tak, miał kaloryfer. Ale to
nie było przesadne umięśnienie. Usłyszałam odchrząknięcie. Cholera, gapiłam się
na niego. Od razu odwróciłam wzrok.
- Spokojnie. Przecież wiem,
że jest na co patrzeć – był pewny siebie.
Bardzo bawiła go ta sytuacja.
- To może zachowałbyś ten widok dla siebie –
teraz jadłam tosty, żeby się na niego nie patrzeć.
- Jak widzę tobie ten widok
też się podoba – cały czas się uśmiechał.
- Lepiej się ubierz – nie
zareagowałam na jego komentarz.
- Na pewno tego chcesz? –
Znowu na niego spojrzałam, tylko tym razem mój wzrok pokazywał, że mu coś zaraz
zrobię.
- A jednak. Nie mogłaś się
oprzeć, żeby znowu na mnie spojrzeć.
Moje ręce zacisnęły się w
pięść. On przesadza. Jak zaraz nie wyjdzie z tego pomieszczenia, to… On dalej
stał i patrzył się na mnie.
- Bardzo podoba mi się twoja
mina – powiedział denerwując mnie jeszcze bardziej. Nie wytrzymałam. Wstałam i
wzięłam poduszkę z kanapy. Rzuciłam nią w Brandona. Niestety nie pomyślałam o
tym, że on jest bardzo szybki. Złapał poduszkę i już był przy mnie.
Niebezpiecznie blisko. Stanął za moimi plecami. Czułam jego oddech na moim
karku.
- Więcej tego nie rób, bo ja
też mogę rzucić w ciebie poduszką. Ale to będzie bolało.
- Taa.. Żebym jeszcze mogła
wytrzymać z tymi jego docinkami bez jakiejkolwiek reakcji – pomyślałam.
Zadzwonił mój telefon. Odetchnęłam z ulgą. Odeszłam na odpowiednią odległość od
Brandona i odebrałam telefon.
- Halo? – nie wiedziałam kto
dzwonił.
- Cześć, tu Scott.
- O hej, co słychać?
- Wszystko dobrze. Czemu cię
nie było w szkole. Wszystko ok?
- Tak. Spokojnie. Zaspałam.
Jak się obudziłam nie było sensu iść.
- A ok, Cieszę się, że
wszystko ok. hmm.. Co dzisiaj robisz? Może wyszlibyśmy gdzieś?
- Czemu nie? To może przyjdź
do mnie o 19?
- Jasne – słychać było w jego
głosie radość. – To do zobaczenia Sophie.
- Do zobaczenia.
W końcu uwolnię się od
Brandona.
- Nie wspomniałaś, że
spędzasz teraz czas z półnagim przystojniakiem.
Teraz to mnie rozśmieszył.
- Chyba masz zbyt wysokie
mniemanie o sobie – powiedziałam śmiejąc się przy tym.
- Ale tobie się najwyraźniej
to podobało – chyba bardzo chciał mnie rozzłościć.
- Hmm.. wiesz widziałam lepsze ciałka. Idź się
lepiej ubrać, bo zaraz ten twój „urok” – ostanie słowo zaznaczyłam bardzo
wyraźnie – gdzieś wyparuje – tym razem mnie posłuchał, ale moje słowa raczej go
nie dotknęły. Usłyszałam jeszcze tylko – I tak wiem, że ci się podobało –
zawołał.
- Najbardziej to, jak
wychodzisz z pokoju – dodałam.
- Ja wiem swoje – wszedł już
ubrany. Miał na sobie ciemne dżindy i biały obcisły podkoszulek.
- To jak, mam być przyzwoitką
na twojej randce?
Popatrzyłam na niego w stylu
„ are you fucking kidding me?”
- Wiesz nie musisz. Że tak
powiem , zrób sobie wieczorem wolne.
Uśmiechnęłam się do niego
szeroko.
- Czyli dzisiaj sobie w końcu
porządnie pojem.
Popatrzyłam na niego spod byka. On się tylko uśmiechnął.
Zainteresował mnie twój blog gdyż iż jest on fantasty <3
OdpowiedzUsuńOgólnie to mnie zaintrygował bo jest inny.
Nie lubię wampirów ale te są inne ..
Czekam na następny <3
I oczywiście dodaję twój blog do polecanych na moim ;D (Kwiat Miłości)
HAhahahah Brandon, uwielbiam gościa :D
OdpowiedzUsuńLubię Brandona ❤
OdpowiedzUsuńhttp://trupiamilosc.blogspot.com