niedziela, 21 października 2012

Zahipnotyzowana cz. 21


Rozdział XXI
Spojrzałam na niego niepewnie. Coś knuję. Widzę to, czuję.
- Powiesz w końcu? – zapytałam zniecierpliwiona, dokładnie śledząc jego mimikę. Jak zwykle się uśmiechał.
- A więc.. – zaczął.
- Nie zaczyna się zdania od „a wiec” – poprawiłam go ciesząc się z mojej wiedzy. Zgromił mnie wzrokiem. Wzruszyłam tylko ramionami.
- Moim warunkiem jest… - przerwał na chwilę i zrobił uśmiech cwaniaczka. – Masz mnie pocałować. Zakrztusiłam się powietrzem.
- Hahahhah – zaśmiałam się – dobre, dobre. Wiesz ostatnio coś ci się żarcik wyostrzył – powiedziałam dalej się śmiejąc.
- Czy ja wyglądam jakbym żartował – powiedział z poważną miną. No chyba go pogięło. Że co? Ja mam go pocałować. Co z tego, że dzisiaj prawie się pocałowaliśmy. Pfu. Wypluj to. To było z nagłego przypływu emocji. Nic nie znaczyło… A przynajmniej tak mi się wydaje.
- Wiesz, już dawno zauważyłam, że żyjesz w krainie snów i marzeń, ale teraz to już przeszedłeś samego siebie. Oj powiem ci jedno. Za wysokie progi jak na twoje nogi kochany.
- A mi się coś zdaje, że bardzo byś tego chciała – powiedział patrząc mi głęboko w oczy. Nie, nie, nie. Znowu się zaczynam w nich zatapiać. Jejku, mam ochotę go pocałować. On jest taki przystojny. AAA!! CO? Nie! Potrząsnęłam głową, żeby ta myśl wyleciała mi z głowy. Co się ze mną dzieje! Przestań tak o nim myśleć. Skarciłam się w głowie. Korzystając z momentu wyrwałam mu z ręki moją pidżamę i nawet się na niego nie patrząc wbiegłam do łazienki. Usłyszałam tylko jego śmiech.
- Oj Sophie, Sophie.
Szybko ubrałam moją o wiele za dużą koszulkę sięgającą do ud.
- Gdzieś tutaj muszą być te legginsy – mówiłam pod nosem szukając tych nieszczęsnych legginsów.
- Cholera – w końcu stwierdziłam, że jednak nie wyrwałam całej pidżamy Brandonowi. Czemu ja?? No kurde … Muszę je jakoś odzyskać. Znowu w samej koszulce muszę się mu pokazać.
- Brandon – powiedziałam cicho delikatnie otwierając drzwi od łazienki.
- O czymś zapomniałaś? – zapytał szczerząc się.
- Jakbyś nie wiedział. Mogłabym to odzyskać? – zapytałam z nadzieją.
- No nie wiem. Dałem ci wcześniej warunek, a ty go nie spełniłaś. Może teraz się skusisz? – poruszył brwiami.
Znowu popatrzyłam na niego jak na głupka. Coś często to robię.
- No co? Chcesz odzyskać to coś – pomachał do mnie moją własnością. Wygrał. Nie będę cały czas paradował przed nim z prawie gołym tyłkiem. Trochę mocniej otworzyłam drzwi i powoli wyszłam zza nich. Podeszłam do Brandona.
- Ale mam warunek – powiedziałam.
- To ja powinienem  mieć, ale znaj mą dobroć.
- Pocałuję cię w policzek. Na nic nie licz – odezwałam się głosem nie znoszącym sprzeciwu.
- Niech ci będzie. Ale wiedz, że dużo tracisz.
- Raczej nie – usiadłam obok niego na łóżku. Koszulkę mocno pociągnęłam na dół, żeby było widać jak najmniej moich nóg, choć i tak wciąż to nie dawał zbyt dużo. Przeszły mnie ciarki. Zimno mi no.
- Zimno ci, więc radzę się pospieszyć – zaśmiał się Brandon.
- Naprawdę? – odparłam z sarkazmem. Nachyliłam się nad nim i złożyłam pocałunek na policzku.
- I co aż tak trudno było? – zapytał śmiejąc się ze mnie.
- Daj mi to! – wyrwałam mu z ręki legginsy i powędrowałam do łazienki.
- Ej no. Mnie się będziesz wstydzić? No przecież mi nie przeszkodzi jak się przy mnie ubierzesz – szybko włożyłam legginsy. Od razu zrobiło mi się cieplej. Wyszłam z łazienki w mojej .pidżamce.
- I co? Naszej księżniczce już cieplej? – zapytał wyraźnie rozbawiony.
- A żebyś wiedział – podążyłam w stronę mojego łóżka po drodze zabierając laptopa. Rozsiadłam się wygodnie i włączyłam go.
- Co będziemy jutro robić na treningu? – zapytałam zaciekawiona.
- Na początku zapoznam cię z tym czego się będziesz uczyć i Nauczę cię podstaw. Mam nadzieję, że mi się to uda.
- Zobaczysz. Jeszcze cię zaskoczę – zrobiłam banana.
Popatrzyłam na zegarek. Było już dosyć późno. Muszę się na jutro wyspać. Dłuuugi dzień przede mną.
- Wiesz, ja idę już spać. Mógłbyś już iść – zapytałam z nadzieją.
- No nie wiem, nie wiem – jak zwykle się ze mną droczył.
- Brandon, mógłbyś choć raz wysłuchać mojej prośby – byłam już zmęczona.
- No dobrze – wstał i podszedł do mnie i się schylił – Słodkich snów złotko – pocałował mnie w czoło i już go nie było. Odłożyłam laptopa na biurko. Wskoczyłam do mojego ciepłego lóżeczka i zgasiłam lampkę nocną. Oj tak dzisiejszy dzień mnie wykończył, a jeszcze przede mną kolejne takie dni. Zamknęłam oczy i odeszłam w krainę snów.
Obudziło mnie przeraźliwe dzwonienie budzika.
- Nie, nie, nie!! Błagam, jeszcze chwilkę – mówiłam do siebie zaspanym głosem. Nie otwierając oczu zaczęłam szukać ręką tego przeklętego urządzenia. Ciągle nie mogłam go znaleźć. W końcu na coś natrafiłam. Niestety zamiast go wyłączyć to go zepchnęłam na ziemię.
- Boże!! – lekko otworzyłam oczy. Przetarłam je, pomagając im się otworzyć. Ziewnęłam i się porządnie przeciągnęłam. Dalej zaspane usiadłam na łóżku. Sięgnęłam po budzik, który na szczęście po spadnięciu wyłączył się. Nic mu się nie stało. Odłożyłam go na półkę i wyjęłam jedną nogę poza łóżko. Po chwili już stałam na własnych nogach. Dalej się nie obudziłam. Głośno ziewnęłam. Powolnym krokiem ruszyłam do mojej garderoby, po drodze patrząc na pogodę poza oknem. Nie było już tak gorąco.. W końcu jesień się zaczyna. Koniec z upałami.  Wybrałam jakieś ciuchy i powędrowałam do łazienki. Wzięłam krótki i chłodny prysznic i od razu trochę się obudziłam. Umyłam twarz i zęby. Zrobiłam delikatny makijaż i się szybko ubrałam. Pobiegłam na dół do kuchni i zjadłam jakieś śniadanie. Patrząc na zegarek szybko się zebrałam. Pobiegłam w stronę drzwi po drodze zgarniając torbę i szybko założyłam buty. Zamknęłam drzwi i ruszyłam do mojego autka. Taak, moi kochani rodzice postarali się. Dostałam od nich BMW x1. Ruszyłam spod domu i za 10 min byłam pod moja szkołą. Uff. Zdążyłam.
Weszłam do szkoły wraz z dzwonkiem. Szybko zabrałam książki z szafki i ruszyłam. Na przerwach jak zawsze wygłupiałam się ze znajomymi i gadałam z Jane. Lekcje bardzo szybko mi zleciały. Właśnie wychodziłam ze szkoły. Pojawił się przy mnie Brandon.
- No cześć kochanie.
- Cześć. Nie kochanie – odpowiedziałam.
- Jedziesz teraz po jakiś strój, a później cel: willa Arii. Trening.
- Tak jest – zasalutowałam. Zaśmiałam się.
- No już, już do samochodu. Zaraz po ciebie przyjadę, tylko sam coś zabiorę z domu – zrobiliśmy tak jak mówił. W 10 min byłam w domu i szybko zabrałam dresy do ćwiczeń. Coś przekąsiłam. Po 30 min przyjechał Brandon. Znowu ruszyliśmy nieznaną drogą. Może teraz kojarzyłam niektóre miejsca, ale nie na tyle żeby móc sama tam powędrować. Zatrzymaliśmy się na podjeździe. Po chwili byliśmy już w odpowiednim budynku.
- Chodź ze mną – pociągnął mnie za sobą. – W tych drzwiach są szatnie dla nas – weszliśmy do środka. Tam znowu były dwie pary drzwi. – Te z prawej są dla ciebie, a z lewej dla mnie. Będę na ciebie czekał tutaj. – Poszliśmy każdy do swojej szatni. Szybko się przebrałam. Jak wyszłam zobaczyłam Brandona opierającego się o ścianę. Był chyba zamyślony. Ślicznie wygląda, jak tak dużo myśli. Stop! Nie zapędzaj się Sophie. Odchrząknęłam. Popatrzył na mnie.
- O czym myślałeś – zapytałam mając nadzieję, że mi odpowie.
- A tak sobie po prostu myślałem. Chodź już – zbył mnie. Trudno, nie będę nalegać. – Najpierw idziemy się pouczyć kontrolowania swojej magii – ruszyliśmy do Sali znajdującej się na dole. Ponowie zobaczyłam tą piękną salę i kolejny raz jestem nią zachwycona.
- Nie ma obijania się. Musimy jakoś opanować twoja moc, zanim kogoś zabiję – zaśmiał się. Dla mnie to nie było śmieszne. Wolałabym, żeby do tego nie doszło. Nie chcę nikogo skrzywdzić, a tym bardziej zabić. No może czasami o tym myślę, ale to nie zmienia postaci rzeczy.
- Nie kpij sobie. Ja naprawdę chcę nad tym zapanować.
- Dobrze. Spokojnie. Nauczę cię tego – trenowaliśmy to przez 2 godziny. Robiłam jakieś postępy, ale to nie jest to samo. Brandon cały czas mnie denerwował. Oczywiście dla mojego dobra, ale wiem, że przy okazji bardzo się z tego cieszył. Mógł się wyżyć. Co jakiś czas zadawałam mu jakiś ból, on wtedy mimo bólu mówił mi co mam robić. Żeby się opanowała i zapanowała nad mocą. Żebym to ja miała nad nią władzę, a nie odwrotnie. W końcu skończyliśmy trening na tej Sali. Fizycznie nie zmęczyłam się jakoś specjalnie, ale psychicznie już trochę bardziej.
- No, jak na sam początek nie jest źle – zaśmiał się, ale odczuwał jeszcze ból po niektórych „ciosach” przeze mnie zadanych. – Teraz idziemy na górę. Czas na większy wysiłek. – widziałam, że cieszy się z tego.  Szybko weszliśmy na górę. Już bez większych przygotowań wkroczyłam do Sali. Poczułam pustkę, ale nie była ona tak dotkliwa jak ostatnio.
- No Soph, nie przeciągajmy. Najpierw 10 kółek wokół Sali – popatrzyłam na niego dławiąc się powietrzem. Ile? 10? No chyba mu się coś z główką stało.
- CO?
- Nie marudzimy tylko już biegniemy. Chyba, że chcesz więcej – zrezygnowana truchtem ruszyłam. Jezu, czemu ta sala musi być taka ogromna.
- Brandon! No weź, odpuść – powiedziałam zrezygnowana. To jest 5 kółko, a czuję, jakbym przebiegła maraton 40 kilometrowy.
- O nie, nie złotko. Biegniemy, biegniemy. Im szybciej to skończysz, tym szybciej zaczniemy robić coś nowego.
- Jak możesz – odparłam z wyrzutem.
- Mówiłem, że nie będzie tak łatwo. Trzeba poprawić twoją kondycje. Już nie marudź tylko biegnij – padnięta dalej biegłam. Kiedy skończyłam biec 10 okrążenie bez zastanowienia rzuciłam się na jeden z materacy.
- O masakra! – powiedziałam ledwo dysząc. Brandona widocznie to bardzo bawiło, ale chyba nie miał zamiaru odpuszczać.
- O księżniczka już ma dosyć. „Ja mam dobrą kondycję” – papugował moje słowa zmieniając ton głodu na o wiele wyższy.
- Ja tak wcale nie mówię – poprawiłam go.
- Jak tam chcesz – chyba go nie przekonałam. – A teraz wstajemy i dalej ćwiczymy. Podejdź do jednej z lin- nie, tylko nie to, ja nie chcę się wspinać. Nie cierpię tego.
- Nieee!!! – przeciągnęłam ostatnią literę i w żółwim tępie podeszłam do jednej z lin.
- No, a teraz jak najszybciej wejdź na górę. Proponuję, żebyś podeszła do innej liny. Do jednej z tych, które znajdują się przy tej ścianie – wskazał nierówną ścianę. – Będziesz mogła wykorzystać i linę i ścianę do wejścia na górę. Resztę pozostawiam twojej wyobraźni. Zaczynaj – teraz rozsiadł się wygodnie na materacach i czekał aż zacznę. O ja!
- Też mógłbyś się czasami ruszyć – powiedziałam z wyrzutem.
- Uwierz mi, robię to często. Bardzo często. Ani minuty nie wytrzymałabyś na moim treningu – zaśmiał się.
Prychnęłam i zaczęłam się wspinać. Musi mi się udać. Udowodnię, że potrafię. Zaczęłam od liny. Wybrałam tą, która znajdowała się najbliżej ściany. Wspięłam się na linę. Na początku było łatwo, ale im wyżej się znajdowałam tym więcej siły musiałam w to wkładać. Było coraz trudniej. W końcu postanowiłam przejść na mur. I jak by to zrobić? Będzie trudno. Muszę przeskoczyć. Zebrałam w sobie siły i skoczyłam. Zachwiałam się na murze, ale jakoś udało mi się utrzymać równowagę. Ponownie zaczęłam się wspinać. Starałam się jak najuważniej stawiać kroki. W pewnym momencie pod moją prawą nogą rozkruszył się kawałek muru. Zaczęłam spadać. Pisnęłam. Z hukiem spadłam na ziemię.
- Ała! Kuźwa, ja jebie! – z mojej buzi wydostało się jeszcze dużo niecenzuralnych słów, ale może lepiej nie będę ich ujawniać. Wszystko mnie bolało. Leżałam na ziemi. Spojrzałam w stronę Brandona. Ten nawet nie ruszył się z miejsca.
- Jakbyś nie zauważył prawię się zabiłam. Nie przyszło ci do głowy, żeby chociażby mnie złapać, albo coś – no kurcze. Jak on mógł no…
- Wiesz i tak bym nie zdążył cię złapać, więc się nie kłopociłem – zauważyłam, że przy tym sobie coś popija. Miało to czerwony kolor.
- I co? Jeszcze sobie krew pijesz! Fuuj! Jak możesz – to jest obleśne.
Byłam na niego wkurzona. No kurcze. Mógłby chociaż się teraz ruszyć i mi pomóc.
- Może byś mi pomógł – byłam zła.
- Jestem pewny, że poradzisz sobie sama. Aa i z tego co widzę, nie doszłaś na samą górę więc szybko ruszaj się i na górę zasuwaj – on sobie chyba kpi? Jak całą obolała mam tam wejść.
- No chyba, że sobie nie dasz rady. Zrozumiem jeśli się poddasz. W końcu dziewczyny nie mają tyle siły – że co? O nie, nie dam mu takiej satysfakcji. Mimo bólu szybko wstałam. Podeszłam pod ścianę. Na początku wspinałam się po ścianie, ale po jakimś czasie nie miałam na czym postawić nogi. Skupiłam się i skoczyłam na linę. Udało się! Zaczęłam się po niej wspinać. To było strasznie męczące, ale w końcu udało mi się dostać na sam szczyt.
- Jest!!! Udało się – ucieszyłam się. No tak, ale nie pomyślałam, jak ja stąd zejdę. Jak by to zrobić.
- Brandon? – zawołałam go.
- No?
- Mógłbyś stanąć pod tą liną, gdybym przypadkiem miała spaść – zapytałam nieśmiało. Ten głośno się zaśmiał, ale zobaczyłam, że wstaje i podchodzi pod linę. Powoli zaczęłam po niej zjeżdżać. W połowie drogi brakowało mi już sił. Musi mi się udać. Już prawie byłam na dole, ale w pewnym momencie ręce ześlizgnęły się z liny. Zaczęłam spadać. Już prawie czułam ten ból spadania, ale ku mojej uldze nic takiego się nie wydarzyło. Zamiast tego poczułam, że opadłam w czyjeś ramiona. Otworzyłam wcześniej zamknięte i ujrzałam rozbawioną twarz Brandona.
- Dzięki – odetchnęłam z ulgą, że teraz nie wiję się z bólu.
-Gratuluję udanej wspinaczki. No prawie udanej. Dziwny początek i zakończenie – zaśmiał się. Ja sam zachichotałam.
- Dziękuję – uśmiechnęłam się. Byłam zdziwiona, bo pierwszy raz usłyszałam coś takiego z jego ust. – Możesz mnie już puścić – powiedziałam orientując się, że nadal jestem w jego umięśnionych ramionach, a on mnie trzymał jakbym nic nie warzyła. A to dziwne, bo w tym pomieszczeniu nie ma się siły wampira. – Nie jestem aż taka lekka – zaśmiałam się.
- Z tym się akurat nie zgodzę. Ty w ogóle coś jesz? – zaśmiał się.
- Oj nawet nie wiesz jak dużo. No, ale puść mnie już.
Uśmiechnął się i zrobił tak jak go prosiłam.
- Kiedyś cię wykorzystam na treningu. Będziesz moim ciężarkiem – zaśmiałam się z jego słów.
- Jestem do usług – uśmiechnęłam się.
- No, to teraz idziemy się przebrać. Na dzisiaj wystarczy.
- Jest!- ucieszyłam się strasznie.
- Oj nie ciesz się tak. Jutro pouczymy się sztuk wali. I już nie będzie tak łatwo. Dzisiaj to było nic – mina mi zrzędła. On mówi, że ma być jeszcze gorzej? O matko…. Ruszyliśmy do wyjścia. Znowu poczułam moją moc. Poszliśmy na dół do szatni. Wzięłam szybki prysznic, a następnie się ubrałam. Wyszłam i dostrzegłam Brandona.
- Jedziemy? – zapytałam. Pokiwał głową na zgodę. Będąc na korytarzu dostrzegłam drzwi, których wcześniej nie wiedziałam.
- Co tam jest? – zapytałam wskazując na drzwi.
- Basen – uśmiechnął się szeroko. – Wybierzemy się tam kiedyś.
Uśmiechnęłam się. Lubiłam pływać, ale panicznie bałam się głębokości. Miałam traumę sprzed dzieciństwa. Nigdy nie wchodziłam głębiej niż sięgały moje nogi.
Wyszliśmy z budynku i ruszyliśmy do samochodu. 

***
Oj coś opuściliście się w komentarzach. Nie powiem, dotknęło mnie to... Ale daje wam kolejny długi rozdział. :D Mam nadzieję, że się poprawicie, bo inaczej zapodam jakimś szantażem :D Haha :)

24 komentarze:

  1. jeju! rozdział genialny! uwielbiam Shopie! <3
    weź nie szantażuj, bo akurat ja taka zdolna jestem, że ostatnio nie skomentowałam za co bardzo, przepraszam!
    czekam niecierpliwie na nowy rozdział! :3

    + zapraszam do mnie, pojawił się nowy rozdział :)
    http://whenlifetakesonthecoloragain.blogspot.com/

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dziękuję :D To z szantażem to taki żarcik mały. :D

      Usuń
  2. ale to jest genialne!!
    uwielbiam to opowiadanie! ^_^
    kurczę, już myślałam, że do czegoś dojdzie między Brandonem a Sophie..
    długo jeszcze będą ukrywać swoją miłość do siebie??
    czekam na next! ;**

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Cieszę się, że się podoba. No ja nie wiem, nie wiem. Sama czasami nie mogę się doczekać, aż napisze pewne momenty, po prostu coś mnie w środku rozrywa, ale muszę się panować :D :**

      Usuń
    2. kurczę.. tak bardzo chcę by między nimi było coś więcej :D:D ale to chyba nie będzie miało żadnego wpływu na jej albo jego moce albo tą całą Arię..
      no cóż, muszę czekać na kolejne niesamowite rozdziały! ;**

      Usuń
  3. kocham to opowiadanie <333
    Czekam na następny rozdział ^^

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. :)) Dziękuję :D Następny rozdział się pisze ;) ^^

      Usuń
  4. Niech coś się dzieje między Brandonem a Sophnie. A co do opowiadania super moje naj Kocham <3

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Jej, dziękuję strasznie ;D Zobaczymy, zobaczymy co tam się wydarzy :D <3

      Usuń
  5. Kurcze, dziewczyno, super. Oderwac sie nie mogłam. Jak czytam twoje opowiadania, to tylko czekam aż cos sie wydarzy między Sophnie a Brandonem. Długo jeszcze mam czekać na kolejny?

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Postaram się, żeby to trwało jak najmniej :D I dziękuję :D

      Usuń
  6. Mam nadzieje ze w ten weekend pojawi sie rozdział a moze nawet 2. Nie moge sie juz doczekać jak cos dodasz. IIIINKA

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ja też mam nadzieję, ze uda mi się napisać jak najwięcej :D <3

      Usuń
  7. chciałabym poczytać coś Twojego od początku bo nie wiem o co dokładnie chodzi a nie mam czasu nadrabiać aż tyle. jednak podoba mi się Twój styl pisania. życzę weny x

    http://we-found-lovex.blogspot.com/

    OdpowiedzUsuń
  8. już pojawił się pierwszy rozdział na - http://we-found-lovex.blogspot.com
    zapraszam <3

    OdpowiedzUsuń
  9. Ej co jest? Gdzie rozdział? IIIInKA

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Przepraszam, ale wena mi niezbyt dopisuje. Mam ochotę napisać nowy rozdział i mam go w głowie, ale nie mogę go ubrać w słowa. Postaram się go jak najszybciej się będzie dało. Nie chcę dawać wam byle czego :)

      Usuń
  10. [SPAM]
    z góry przepraszam za ten komentarz, ale mam nowego bloga i staram się właśnie jakoś wybić. mogłabyś wejść na http://i-will-be-ur-man.blogspot.com/ i skomentować i zaobserwować? a ja obiecuję, że odwdzięczę się tym samym u Ciebie. przepraszam jeszcze raz i liczę na Ciebie.. może akurat Cię zainteresuje?
    Pluton

    OdpowiedzUsuń
  11. http://opowiadania-sny.blogspot.com/

    OdpowiedzUsuń
  12. Świetne ❤

    trupiamilosc.blogspot.com

    OdpowiedzUsuń