Rozdział XXI
Spojrzałam na niego
niepewnie. Coś knuję. Widzę to, czuję.
- Powiesz w końcu? –
zapytałam zniecierpliwiona, dokładnie śledząc jego mimikę. Jak zwykle się
uśmiechał.
- A więc.. – zaczął.
- Nie zaczyna się zdania od „a
wiec” – poprawiłam go ciesząc się z mojej wiedzy. Zgromił mnie wzrokiem.
Wzruszyłam tylko ramionami.
- Moim warunkiem jest… -
przerwał na chwilę i zrobił uśmiech cwaniaczka. – Masz mnie pocałować.
Zakrztusiłam się powietrzem.
- Hahahhah – zaśmiałam się –
dobre, dobre. Wiesz ostatnio coś ci się żarcik wyostrzył – powiedziałam dalej
się śmiejąc.
- Czy ja wyglądam jakbym
żartował – powiedział z poważną miną. No chyba go pogięło. Że co? Ja mam go
pocałować. Co z tego, że dzisiaj prawie się pocałowaliśmy. Pfu. Wypluj to. To
było z nagłego przypływu emocji. Nic nie znaczyło… A przynajmniej tak mi się
wydaje.
- Wiesz, już dawno
zauważyłam, że żyjesz w krainie snów i marzeń, ale teraz to już przeszedłeś
samego siebie. Oj powiem ci jedno. Za wysokie progi jak na twoje nogi kochany.
- A mi się coś zdaje, że
bardzo byś tego chciała – powiedział patrząc mi głęboko w oczy. Nie, nie, nie.
Znowu się zaczynam w nich zatapiać. Jejku, mam ochotę go pocałować. On jest
taki przystojny. AAA!! CO? Nie! Potrząsnęłam głową, żeby ta myśl wyleciała mi z
głowy. Co się ze mną dzieje! Przestań tak o nim myśleć. Skarciłam się w głowie.
Korzystając z momentu wyrwałam mu z ręki moją pidżamę i nawet się na niego nie
patrząc wbiegłam do łazienki. Usłyszałam tylko jego śmiech.
- Oj Sophie, Sophie.
Szybko ubrałam moją o wiele
za dużą koszulkę sięgającą do ud.
- Gdzieś tutaj muszą być te
legginsy – mówiłam pod nosem szukając tych nieszczęsnych legginsów.
- Cholera – w końcu
stwierdziłam, że jednak nie wyrwałam całej pidżamy Brandonowi. Czemu ja?? No kurde
… Muszę je jakoś odzyskać. Znowu w samej koszulce muszę się mu pokazać.
- Brandon – powiedziałam
cicho delikatnie otwierając drzwi od łazienki.
- O czymś zapomniałaś? –
zapytał szczerząc się.
- Jakbyś nie wiedział.
Mogłabym to odzyskać? – zapytałam z nadzieją.
- No nie wiem. Dałem ci
wcześniej warunek, a ty go nie spełniłaś. Może teraz się skusisz? – poruszył
brwiami.
Znowu popatrzyłam na niego
jak na głupka. Coś często to robię.
- No co? Chcesz odzyskać to
coś – pomachał do mnie moją własnością. Wygrał. Nie będę cały czas paradował
przed nim z prawie gołym tyłkiem. Trochę mocniej otworzyłam drzwi i powoli
wyszłam zza nich. Podeszłam do Brandona.
- Ale mam warunek –
powiedziałam.
- To ja powinienem mieć, ale znaj mą dobroć.
- Pocałuję cię w policzek. Na
nic nie licz – odezwałam się głosem nie znoszącym sprzeciwu.
- Niech ci będzie. Ale wiedz,
że dużo tracisz.
- Raczej nie – usiadłam obok
niego na łóżku. Koszulkę mocno pociągnęłam na dół, żeby było widać jak najmniej
moich nóg, choć i tak wciąż to nie dawał zbyt dużo. Przeszły mnie ciarki. Zimno
mi no.
- Zimno ci, więc radzę się
pospieszyć – zaśmiał się Brandon.
- Naprawdę? – odparłam z
sarkazmem. Nachyliłam się nad nim i złożyłam pocałunek na policzku.
- I co aż tak trudno było? –
zapytał śmiejąc się ze mnie.
- Daj mi to! – wyrwałam mu z
ręki legginsy i powędrowałam do łazienki.
- Ej no. Mnie się będziesz
wstydzić? No przecież mi nie przeszkodzi jak się przy mnie ubierzesz – szybko
włożyłam legginsy. Od razu zrobiło mi się cieplej. Wyszłam z łazienki w mojej .pidżamce.
- I co? Naszej księżniczce
już cieplej? – zapytał wyraźnie rozbawiony.
- A żebyś wiedział –
podążyłam w stronę mojego łóżka po drodze zabierając laptopa. Rozsiadłam się
wygodnie i włączyłam go.
- Co będziemy jutro robić na
treningu? – zapytałam zaciekawiona.
- Na początku zapoznam cię z
tym czego się będziesz uczyć i Nauczę cię podstaw. Mam nadzieję, że mi się to
uda.
- Zobaczysz. Jeszcze cię
zaskoczę – zrobiłam banana.
Popatrzyłam na zegarek. Było
już dosyć późno. Muszę się na jutro wyspać. Dłuuugi dzień przede mną.
- Wiesz, ja idę już spać.
Mógłbyś już iść – zapytałam z nadzieją.
- No nie wiem, nie wiem – jak
zwykle się ze mną droczył.
- Brandon, mógłbyś choć raz
wysłuchać mojej prośby – byłam już zmęczona.
- No dobrze – wstał i
podszedł do mnie i się schylił – Słodkich snów złotko – pocałował mnie w czoło
i już go nie było. Odłożyłam laptopa na biurko. Wskoczyłam do mojego ciepłego
lóżeczka i zgasiłam lampkę nocną. Oj tak dzisiejszy dzień mnie wykończył, a
jeszcze przede mną kolejne takie dni. Zamknęłam oczy i odeszłam w krainę snów.
Obudziło mnie przeraźliwe
dzwonienie budzika.
- Nie, nie, nie!! Błagam,
jeszcze chwilkę – mówiłam do siebie zaspanym głosem. Nie otwierając oczu
zaczęłam szukać ręką tego przeklętego urządzenia. Ciągle nie mogłam go znaleźć.
W końcu na coś natrafiłam. Niestety zamiast go wyłączyć to go zepchnęłam na
ziemię.
- Boże!! – lekko otworzyłam
oczy. Przetarłam je, pomagając im się otworzyć. Ziewnęłam i się porządnie
przeciągnęłam. Dalej zaspane usiadłam na łóżku. Sięgnęłam po budzik, który na
szczęście po spadnięciu wyłączył się. Nic mu się nie stało. Odłożyłam go na
półkę i wyjęłam jedną nogę poza łóżko. Po chwili już stałam na własnych nogach.
Dalej się nie obudziłam. Głośno ziewnęłam. Powolnym krokiem ruszyłam do mojej
garderoby, po drodze patrząc na pogodę poza oknem. Nie było już tak gorąco.. W
końcu jesień się zaczyna. Koniec z upałami. Wybrałam jakieś ciuchy i powędrowałam do
łazienki. Wzięłam krótki i chłodny prysznic i od razu trochę się obudziłam.
Umyłam twarz i zęby. Zrobiłam delikatny makijaż i się szybko ubrałam. Pobiegłam
na dół do kuchni i zjadłam jakieś śniadanie. Patrząc na zegarek szybko się
zebrałam. Pobiegłam w stronę drzwi po drodze zgarniając torbę i szybko
założyłam buty. Zamknęłam drzwi i ruszyłam do mojego autka. Taak, moi kochani
rodzice postarali się. Dostałam od nich BMW x1. Ruszyłam spod domu i za 10 min
byłam pod moja szkołą. Uff. Zdążyłam.
Weszłam do szkoły wraz z
dzwonkiem. Szybko zabrałam książki z szafki i ruszyłam. Na przerwach jak zawsze
wygłupiałam się ze znajomymi i gadałam z Jane. Lekcje bardzo szybko mi
zleciały. Właśnie wychodziłam ze szkoły. Pojawił się przy mnie Brandon.
- No cześć kochanie.
- Cześć. Nie kochanie –
odpowiedziałam.
- Jedziesz teraz po jakiś
strój, a później cel: willa Arii. Trening.
- Tak jest – zasalutowałam.
Zaśmiałam się.
- No już, już do samochodu.
Zaraz po ciebie przyjadę, tylko sam coś zabiorę z domu – zrobiliśmy tak jak
mówił. W 10 min byłam w domu i szybko zabrałam dresy do ćwiczeń. Coś
przekąsiłam. Po 30 min przyjechał Brandon. Znowu ruszyliśmy nieznaną drogą.
Może teraz kojarzyłam niektóre miejsca, ale nie na tyle żeby móc sama tam
powędrować. Zatrzymaliśmy się na podjeździe. Po chwili byliśmy już w
odpowiednim budynku.
- Chodź ze mną – pociągnął
mnie za sobą. – W tych drzwiach są szatnie dla nas – weszliśmy do środka. Tam
znowu były dwie pary drzwi. – Te z prawej są dla ciebie, a z lewej dla mnie.
Będę na ciebie czekał tutaj. – Poszliśmy każdy do swojej szatni. Szybko się
przebrałam. Jak wyszłam zobaczyłam Brandona opierającego się o ścianę. Był
chyba zamyślony. Ślicznie wygląda, jak tak dużo myśli. Stop! Nie zapędzaj się
Sophie. Odchrząknęłam. Popatrzył na mnie.
- O czym myślałeś – zapytałam
mając nadzieję, że mi odpowie.
- A tak sobie po prostu
myślałem. Chodź już – zbył mnie. Trudno, nie będę nalegać. – Najpierw idziemy
się pouczyć kontrolowania swojej magii – ruszyliśmy do Sali znajdującej się na
dole. Ponowie zobaczyłam tą piękną salę i kolejny raz jestem nią zachwycona.
- Nie ma obijania się. Musimy
jakoś opanować twoja moc, zanim kogoś zabiję – zaśmiał się. Dla mnie to nie
było śmieszne. Wolałabym, żeby do tego nie doszło. Nie chcę nikogo skrzywdzić,
a tym bardziej zabić. No może czasami o tym myślę, ale to nie zmienia postaci
rzeczy.
- Nie kpij sobie. Ja naprawdę
chcę nad tym zapanować.
- Dobrze. Spokojnie. Nauczę
cię tego – trenowaliśmy to przez 2 godziny. Robiłam jakieś postępy, ale to nie
jest to samo. Brandon cały czas mnie denerwował. Oczywiście dla mojego dobra,
ale wiem, że przy okazji bardzo się z tego cieszył. Mógł się wyżyć. Co jakiś
czas zadawałam mu jakiś ból, on wtedy mimo bólu mówił mi co mam robić. Żeby się
opanowała i zapanowała nad mocą. Żebym to ja miała nad nią władzę, a nie
odwrotnie. W końcu skończyliśmy trening na tej Sali. Fizycznie nie zmęczyłam
się jakoś specjalnie, ale psychicznie już trochę bardziej.
- No, jak na sam początek nie
jest źle – zaśmiał się, ale odczuwał jeszcze ból po niektórych „ciosach” przeze
mnie zadanych. – Teraz idziemy na górę. Czas na większy wysiłek. – widziałam,
że cieszy się z tego. Szybko weszliśmy na górę. Już bez
większych przygotowań wkroczyłam do Sali. Poczułam pustkę, ale nie była ona tak
dotkliwa jak ostatnio.
- No Soph, nie przeciągajmy.
Najpierw 10 kółek wokół Sali – popatrzyłam na niego dławiąc się powietrzem.
Ile? 10? No chyba mu się coś z główką stało.
- CO?
- Nie marudzimy tylko już
biegniemy. Chyba, że chcesz więcej – zrezygnowana truchtem ruszyłam. Jezu,
czemu ta sala musi być taka ogromna.
- Brandon! No weź, odpuść –
powiedziałam zrezygnowana. To jest 5 kółko, a czuję, jakbym przebiegła maraton
40 kilometrowy.
- O nie, nie złotko.
Biegniemy, biegniemy. Im szybciej to skończysz, tym szybciej zaczniemy robić
coś nowego.
- Jak możesz – odparłam z
wyrzutem.
- Mówiłem, że nie będzie tak
łatwo. Trzeba poprawić twoją kondycje. Już nie marudź tylko biegnij – padnięta
dalej biegłam. Kiedy skończyłam biec 10 okrążenie bez zastanowienia rzuciłam
się na jeden z materacy.
- O masakra! – powiedziałam
ledwo dysząc. Brandona widocznie to bardzo bawiło, ale chyba nie miał zamiaru
odpuszczać.
- O księżniczka już ma dosyć.
„Ja mam dobrą kondycję” – papugował moje słowa zmieniając ton głodu na o wiele
wyższy.
- Ja tak wcale nie mówię –
poprawiłam go.
- Jak tam chcesz – chyba go
nie przekonałam. – A teraz wstajemy i dalej ćwiczymy. Podejdź do jednej z lin-
nie, tylko nie to, ja nie chcę się wspinać. Nie cierpię tego.
- Nieee!!! – przeciągnęłam
ostatnią literę i w żółwim tępie podeszłam do jednej z lin.
- No, a teraz jak najszybciej
wejdź na górę. Proponuję, żebyś podeszła do innej liny. Do jednej z tych, które
znajdują się przy tej ścianie – wskazał nierówną ścianę. – Będziesz mogła
wykorzystać i linę i ścianę do wejścia na górę. Resztę pozostawiam twojej
wyobraźni. Zaczynaj – teraz rozsiadł się wygodnie na materacach i czekał aż
zacznę. O ja!
- Też mógłbyś się czasami
ruszyć – powiedziałam z wyrzutem.
- Uwierz mi, robię to często.
Bardzo często. Ani minuty nie wytrzymałabyś na moim treningu – zaśmiał się.
Prychnęłam i zaczęłam się
wspinać. Musi mi się udać. Udowodnię, że potrafię. Zaczęłam od liny. Wybrałam
tą, która znajdowała się najbliżej ściany. Wspięłam się na linę. Na początku
było łatwo, ale im wyżej się znajdowałam tym więcej siły musiałam w to wkładać.
Było coraz trudniej. W końcu postanowiłam przejść na mur. I jak by to zrobić?
Będzie trudno. Muszę przeskoczyć. Zebrałam w sobie siły i skoczyłam. Zachwiałam
się na murze, ale jakoś udało mi się utrzymać równowagę. Ponownie zaczęłam się
wspinać. Starałam się jak najuważniej stawiać kroki. W pewnym momencie pod moją
prawą nogą rozkruszył się kawałek muru. Zaczęłam spadać. Pisnęłam. Z hukiem
spadłam na ziemię.
- Ała! Kuźwa, ja jebie! – z
mojej buzi wydostało się jeszcze dużo niecenzuralnych słów, ale może lepiej nie
będę ich ujawniać. Wszystko mnie bolało. Leżałam na ziemi. Spojrzałam w stronę
Brandona. Ten nawet nie ruszył się z miejsca.
- Jakbyś nie zauważył prawię
się zabiłam. Nie przyszło ci do głowy, żeby chociażby mnie złapać, albo coś –
no kurcze. Jak on mógł no…
- Wiesz i tak bym nie zdążył
cię złapać, więc się nie kłopociłem – zauważyłam, że przy tym sobie coś popija.
Miało to czerwony kolor.
- I co? Jeszcze sobie krew
pijesz! Fuuj! Jak możesz – to jest obleśne.
Byłam na niego wkurzona. No
kurcze. Mógłby chociaż się teraz ruszyć i mi pomóc.
- Może byś mi pomógł – byłam
zła.
- Jestem pewny, że poradzisz
sobie sama. Aa i z tego co widzę, nie doszłaś na samą górę więc szybko ruszaj
się i na górę zasuwaj – on sobie chyba kpi? Jak całą obolała mam tam wejść.
- No chyba, że sobie nie dasz
rady. Zrozumiem jeśli się poddasz. W końcu dziewczyny nie mają tyle siły – że
co? O nie, nie dam mu takiej satysfakcji. Mimo bólu szybko wstałam. Podeszłam
pod ścianę. Na początku wspinałam się po ścianie, ale po jakimś czasie nie
miałam na czym postawić nogi. Skupiłam się i skoczyłam na linę. Udało się!
Zaczęłam się po niej wspinać. To było strasznie męczące, ale w końcu udało mi
się dostać na sam szczyt.
- Jest!!! Udało się –
ucieszyłam się. No tak, ale nie pomyślałam, jak ja stąd zejdę. Jak by to
zrobić.
- Brandon? – zawołałam go.
- No?
- Mógłbyś stanąć pod tą liną,
gdybym przypadkiem miała spaść – zapytałam nieśmiało. Ten głośno się zaśmiał,
ale zobaczyłam, że wstaje i podchodzi pod linę. Powoli zaczęłam po niej
zjeżdżać. W połowie drogi brakowało mi już sił. Musi mi się udać. Już prawie
byłam na dole, ale w pewnym momencie ręce ześlizgnęły się z liny. Zaczęłam
spadać. Już prawie czułam ten ból spadania, ale ku mojej uldze nic takiego się
nie wydarzyło. Zamiast tego poczułam, że opadłam w czyjeś ramiona. Otworzyłam
wcześniej zamknięte i ujrzałam rozbawioną twarz Brandona.
- Dzięki – odetchnęłam z
ulgą, że teraz nie wiję się z bólu.
-Gratuluję udanej wspinaczki.
No prawie udanej. Dziwny początek i zakończenie – zaśmiał się. Ja sam
zachichotałam.
- Dziękuję – uśmiechnęłam
się. Byłam zdziwiona, bo pierwszy raz usłyszałam coś takiego z jego ust. –
Możesz mnie już puścić – powiedziałam orientując się, że nadal jestem w jego
umięśnionych ramionach, a on mnie trzymał jakbym nic nie warzyła. A to dziwne,
bo w tym pomieszczeniu nie ma się siły wampira. – Nie jestem aż taka lekka –
zaśmiałam się.
- Z tym się akurat nie
zgodzę. Ty w ogóle coś jesz? – zaśmiał się.
- Oj nawet nie wiesz jak
dużo. No, ale puść mnie już.
Uśmiechnął się i zrobił tak
jak go prosiłam.
- Kiedyś cię wykorzystam na
treningu. Będziesz moim ciężarkiem – zaśmiałam się z jego słów.
- Jestem do usług –
uśmiechnęłam się.
- No, to teraz idziemy się
przebrać. Na dzisiaj wystarczy.
- Jest!- ucieszyłam się
strasznie.
- Oj nie ciesz się tak. Jutro
pouczymy się sztuk wali. I już nie będzie tak łatwo. Dzisiaj to było nic – mina
mi zrzędła. On mówi, że ma być jeszcze gorzej? O matko…. Ruszyliśmy do wyjścia.
Znowu poczułam moją moc. Poszliśmy na dół do szatni. Wzięłam szybki prysznic, a
następnie się ubrałam. Wyszłam i dostrzegłam Brandona.
- Jedziemy? – zapytałam.
Pokiwał głową na zgodę. Będąc na korytarzu dostrzegłam drzwi, których wcześniej
nie wiedziałam.
- Co tam jest? – zapytałam
wskazując na drzwi.
- Basen – uśmiechnął się
szeroko. – Wybierzemy się tam kiedyś.
Uśmiechnęłam się. Lubiłam
pływać, ale panicznie bałam się głębokości. Miałam traumę sprzed dzieciństwa.
Nigdy nie wchodziłam głębiej niż sięgały moje nogi.
Wyszliśmy z budynku i
ruszyliśmy do samochodu.
***
Oj coś opuściliście się w komentarzach. Nie powiem, dotknęło mnie to... Ale daje wam kolejny długi rozdział. :D Mam nadzieję, że się poprawicie, bo inaczej zapodam jakimś szantażem :D Haha :)
jeju! rozdział genialny! uwielbiam Shopie! <3
OdpowiedzUsuńweź nie szantażuj, bo akurat ja taka zdolna jestem, że ostatnio nie skomentowałam za co bardzo, przepraszam!
czekam niecierpliwie na nowy rozdział! :3
+ zapraszam do mnie, pojawił się nowy rozdział :)
http://whenlifetakesonthecoloragain.blogspot.com/
Dziękuję :D To z szantażem to taki żarcik mały. :D
Usuńale to jest genialne!!
OdpowiedzUsuńuwielbiam to opowiadanie! ^_^
kurczę, już myślałam, że do czegoś dojdzie między Brandonem a Sophie..
długo jeszcze będą ukrywać swoją miłość do siebie??
czekam na next! ;**
Cieszę się, że się podoba. No ja nie wiem, nie wiem. Sama czasami nie mogę się doczekać, aż napisze pewne momenty, po prostu coś mnie w środku rozrywa, ale muszę się panować :D :**
Usuńkurczę.. tak bardzo chcę by między nimi było coś więcej :D:D ale to chyba nie będzie miało żadnego wpływu na jej albo jego moce albo tą całą Arię..
Usuńno cóż, muszę czekać na kolejne niesamowite rozdziały! ;**
kocham to opowiadanie <333
OdpowiedzUsuńCzekam na następny rozdział ^^
:)) Dziękuję :D Następny rozdział się pisze ;) ^^
UsuńNiech coś się dzieje między Brandonem a Sophnie. A co do opowiadania super moje naj Kocham <3
OdpowiedzUsuńJej, dziękuję strasznie ;D Zobaczymy, zobaczymy co tam się wydarzy :D <3
UsuńKurcze, dziewczyno, super. Oderwac sie nie mogłam. Jak czytam twoje opowiadania, to tylko czekam aż cos sie wydarzy między Sophnie a Brandonem. Długo jeszcze mam czekać na kolejny?
OdpowiedzUsuńPostaram się, żeby to trwało jak najmniej :D I dziękuję :D
UsuńMam nadzieje ze w ten weekend pojawi sie rozdział a moze nawet 2. Nie moge sie juz doczekać jak cos dodasz. IIIINKA
OdpowiedzUsuńJa też mam nadzieję, ze uda mi się napisać jak najwięcej :D <3
Usuńchciałabym poczytać coś Twojego od początku bo nie wiem o co dokładnie chodzi a nie mam czasu nadrabiać aż tyle. jednak podoba mi się Twój styl pisania. życzę weny x
OdpowiedzUsuńhttp://we-found-lovex.blogspot.com/
już pojawił się pierwszy rozdział na - http://we-found-lovex.blogspot.com
OdpowiedzUsuńzapraszam <3
Mieszkasz w Kadynach?
OdpowiedzUsuńNie. Czemu pytasz? :D
UsuńZnam osobę, która mieszka w Kadynach, która ma takie same dane ^^
UsuńNo to niestety nie ja :D
UsuńEj co jest? Gdzie rozdział? IIIInKA
OdpowiedzUsuńPrzepraszam, ale wena mi niezbyt dopisuje. Mam ochotę napisać nowy rozdział i mam go w głowie, ale nie mogę go ubrać w słowa. Postaram się go jak najszybciej się będzie dało. Nie chcę dawać wam byle czego :)
Usuń[SPAM]
OdpowiedzUsuńz góry przepraszam za ten komentarz, ale mam nowego bloga i staram się właśnie jakoś wybić. mogłabyś wejść na http://i-will-be-ur-man.blogspot.com/ i skomentować i zaobserwować? a ja obiecuję, że odwdzięczę się tym samym u Ciebie. przepraszam jeszcze raz i liczę na Ciebie.. może akurat Cię zainteresuje?
Pluton
http://opowiadania-sny.blogspot.com/
OdpowiedzUsuńŚwietne ❤
OdpowiedzUsuńtrupiamilosc.blogspot.com