Rozdział XVI
- Ty to widziałeś?? –
zapytałam od razu.
- Tak i jestem pewien, że to
nie zdarzyło się przypadkiem. Czy ty może myślałaś o czymś jak ona zaczęła się
dusić? – zapytał Brandon.
- Jakby to powiedzieć. No
miałam ochotę ją udusić, ale przecież… - przerwałam.
- No to już wiemy jak to się
stało – zaśmiał się.
- To nie jest śmieszne.
Z nie wiadomo jakiego powodu umiem takie
rzeczy, to jest niemożliwe !
- A jednak. Z tego co
zauważyłem, chyba nie będzie ci potrzebna przemiana w wampira. Już masz swoje
moce. I to jakie? Znasz imiona nieznajomych. Pewnie jakbyś się bardziej skupiła
mogłabyś wiedzieć o nich wszystko z ich życia. I jeszcze umiesz komuś zrobić
krzywdę bez używaniu siły fizycznej. To jest niezwykłe! – ucieszył się.
- Ale to nie jest jeszcze
pewne, że to są jakieś moce. I że nie będę musiała przechodzić żadnej
przemiany. Chociaż perspektywa bycia człowiekiem jest bardziej zachęcająca –
zamyśliłam się. Może i by było lepiej, gdyby Moce naprawdę się ujawniały. Jutro
musimy iść do Arii i z nią o ty porozmawiać. Muszę się o wszystkim dowiedzieć.
- Halo, księżniczka może by
się obudziła? – z zamyśleń wyrwał mnie głos Brandona.
- Ta, jestem już – Brandon
się zaśmiał. Popatrzyłam na niego zła.
- Dobra, już się nie
denerwuj, bo tym razem mi coś zrobisz, a tego chyba byś nie chciała? W końcu
zrobić krzywdę komuś, kto zorganizował ci tak wspaniałą imprezę. Kochanie,
chyba byś mi tego nie zrobiła? – zrobił minę małego pieska. Zaczęłam się z tego
śmiać.
- Oh książę, nie zrobiłabym
ci tego. Co ja biedna bym bez twego ramienia zrobiła?- udałam przejęcie.
- No nie wiem. Twa
egzystencja nie miałaby sensu – popatrzył na mnie udając poważną minę. – W
ramach rozluźnienia naszych emocji dałabyś się zaprosić do tańca moja pani? –
wystawił dłoń w mą stronę.
- Czy naprawdę miałabym ten
zaszczyt? Jeżeli tak, to z wielką chęcią dotrzymam ci towarzystwa w tańcu –
uśmiechnęłam się i ujęłam jego dłoń. Wtedy razem wybuchliśmy niekontrolowanym
śmiechem. Taak, ona zawsze umiał mnie rozśmieszyć nawet w tak poważnych
sytuacjach. Ale to chyba dobrze. Postaram się do końca dnia nie myśleć o moich
darach. Dalej śmiejąc się ruszyliśmy na parkiet. Tańczyliśmy cały czas. Kątem
oka zobaczyłam Mirabell kipiącą z zazdrości. Zaśmiałam się widząc jej minę. Po
kilku tańcach razem ruszyliśmy do baru, żeby się czegoś napić. Tak jak
postanowiłam nie miałam zamiaru przesadzać z alkoholem, więc zamówiłam sobie
słabego drinka. Po chwili Brandon poszedł do swoich znajomych. Siedziałam tak
jeszcze chwilę, aż w końcu podszedł do mnie Scott. Uśmiechnęłam się do niego.
- Cześć, pięknie wyglądasz –
pocałował mnie w policzek.
- No hej, dziękuję. Starałam
się.
- A no właśnie mam coś dla
ciebie – podał mi malutkie pudełeczko. W środku były śliczne kolczyki.
- Jejku, jakie piękne, ile to
musiało kosztować.
- Oj nie przesadzaj, dla tak
wspaniałej dziewczyny to nie ma znaczenia.
- Dziękuję – przytuliłam go i
pocałowałam. Kocham go. Tak no właśnie, ale czy to jest miłość jak do chłopaka?
Raczej jak to brata. On jest dla mnie taki wspaniały, a ja co? Nie mogę przyjąć
od niego tych kolczyków i muszę z nim porozmawiać. Zrobię to teraz. Jak nie
teraz, to kiedy? Zrobię to puki mam na to jeszcze odwagę.
- Scott, ja nie mogę tego
przyjąć – powiedziałam niepewnie.
- Ale czemu?
- Możemy porozmawiać na
osobności? – zapytałam.
-Taa, jasne. Może chodź tam
za basen. Tam jest ławka – skinęłam głową i podążyłam za nim. Usiedliśmy i
nastała niezręczna cisza.
- To o czym chciałaś
porozmawiać, bo wiesz, ja też chciałem ci o czymś powiedzieć… - przerwał na
chwilę i popatrzył na mnie. Wzięłam głęboki oddech i postanowiłam mu to w końcu
powiedzieć.
- Chodzi o to, że… - przerwałam
na chwilę.
-Nie pasuje my siebie –
powiedziałam to. Ale chwila. Nie tylko ja to powiedziałam. W trakcie wymawiania
tych słów Scott powiedział to samo. Spojrzałam na niego zdezorientowana.
Zaczęliśmy się śmiać.
- Taa, chyba myślimy podobnie
– odezwał się Scott jak już opanowaliśmy trochę nasz śmiech. – Czyli…
Przyjaciele? – zapytał niepewnie.
- Przyjaciele – odetchnęłam z
ulgą. Naprawdę nie chciałam go ranić, a z tego co widzę on też tego nie chciał.
- Ale w takim razie musisz
przyjąć te kolczyki. I nie przyjmuje odmowy – powiedział poważnie ale zaraz się
uśmiechnął.
- No dobra – odwzajemniłam
gest i wzięłam od niego pudełko. – Ale i tak są piękne. Przytuliłam go, jako
przyjaciela. – Kocham cię mój braciszku.
- Ojj, moja siostrzyczko.
- A teraz, Scott. Leć tam na
te laski. Wiesz ile ich tam możesz poderwać?? Korzystaj – popchnęłam go w
stronę towarzystwa.
- Tak, masz rację. A ty idź
poderwać jakiegoś przystojniaka. Hmm. Może ten Brandon – poruszył brwiami.
Walnęłam go z łokcia.
- Już dobra, dobra. Niech ci
będzie. To bolało – zaczął sobie masować bok – od kiedy ty masz tyle siły??
- Wiesz, taki skrywany talent
– zaśmiałam się. Tak jak mu doradziłam poszedł do grupki dziewczyn. Zaśmiałam
się, jak odwrócił się do mnie i uśmiechnął się jak dziecko. Musiałam znaleźć
Jane. W końcu ją znalazłam. Stała z innymi przyjaciółmi. No, to mam okazję,
żeby im powiedzieć.
- I jak się bawicie? –
zapytałam dołączając do nich.
- Powiem ci, że impreza ci
się udała – powiedzieli.
- Cieszę się, ale mam wam coś
do powiedzenia.
- No to mów – popędziła mnie
Jane.
- Bo wiecie, rozstaliśmy się
ze Scottem. Wspólnie stwierdziliśmy, że do siebie nie pasujemy i teraz jesteśmy
przyjaciółmi – uśmiechnęłam się.
- Szkoda, fajnie razem
wyglądaliście – odezwała się Jane.
- Tak, no ale wiesz. Nie
czuliśmy tego czegoś. Ale dalej się przyjaźnimy i wiesz, to jest tak jakby mój
drugi brat – zaśmiałam się.
- No, ale co? Bawimy się.
Trzeba uczcić to, że nasza Soph znowu jest singielką i znowu może wyrywać
kolejne ciacha – zaśmiała się Jane.
- I znowu będzie zabierała
wszystkich najlepszych – powiedziała jedna z koleżanek, udając obrażoną.
- Oj nie przejmuj się.
Zostawię ci jakieś – zrobiłam śmieszną minę, a ona już przestał udawać
obrażoną. – No to moi drodzy, idziemy na parkiet tańczyć. Nie będziemy tutaj
stali jak te kołki. Trzeba się bawić!
Pobiegliśmy na parkiet i
zaczęliśmy szaleć. W tym towarzystwie to nam odbijało. Zachowywaliśmy się jak
głupki. W trakcie tańca zobaczyłam w tłumie Sabrinę. Pomachałam jej, żeby do
nas podeszłą. Po chwili pojawiła się obok nas.
- Poznaj moich przyjaciół. Jane
- Vicky
- Mary
- Kate
- Dawid
- Peter
- A to jest Sabrina –
przedstawiłam ich sobie i tym razem wraz z Sabriną zaczęliśmy się wygłupiać.
Naprawdę świetnie razem się dogadywaliśmy. Myślę, że to nie jest ostatni raz
kiedy się spotykamy.
Impreza skończyła się bardzo
późno. U Brandona w willi miałam zapewniony już pokój, żeby nie wracać w nocy
do domu. Jane i mój brat też mogli zostać. Jednak Jane wróciła do domu, bo Liam
zaproponował jej podwózkę, a wiadomo, Jane jemu nie odmówi.
***
Przepraszam, że nie dodałam wczoraj tej notki, ale nie miałam czasu. Mam nadzieję, że mi wybaczycie. Kolejną notkę postaram sie napisać jak najszybciej. No wiecie szkoła itd. Nie jest tak łatwo to wszystko pogodzić, ale na pewno nie zrezygnuje. Dziękuję wszystkim na komentarze i pozdrawiam <3 :D
Liam:
rozdział świetny! jak już za pewne mówiłam uwielbiam twoje opowiadanie! a jest za co bo na prawdę jest wspaniałe! czekam z niecierpliwością na kolejny rozdział! :)
OdpowiedzUsuńhttp://whenlifetakesonthecoloragain.blogspot.com/
Ale super ale super, ALE SUPER!!! To jest świetne - i nie mówię tu tylko o rozdziale ale i o całym blogu! Koniecznie musisz mnie powiadamiać o kolejnych notkach:D
OdpowiedzUsuńPS: Zapraszam na nn;)
UsuńSuper! Masz świtny styl, i piszesz ciekawie. Dosłownie nie mogłam sie oderwać!:)
OdpowiedzUsuńsuper. kiedy bedzie nastepny. uwielbiam twoj blog a szczegolnie opowiadanie. pozdrawiam:*
OdpowiedzUsuńSuper!
OdpowiedzUsuńtrupiamilosc.blogspot.com